Читаем Golem XIV полностью

Bedac niecierpliwymi jednodniowkami i brnac od tego z naiwnych uroszczen w pochopne uproszczenia, ongis ulepiliscie sobie Kosmos na ksztalt monarchii feudalnej z Krolem Sloncem posrodku, a teraz zaludniliscie go wlasnymi podobiznami, uznawszy, ze albo trwa wokol gwiazd tlum wykapanych ludzi, albo nie ma tam nikogo. Nadto przypisawszy nieznanym pobratymcom wielkodusznosc, zobowiazaliscie ich apodyktycznie do wiekuistej filantropii: wszak pierwszym zalozeniem CETI i SETI sa trudy Innych, ktorzy jako zasobniejsi od was winni milionami lat slac w caly Kosmos pozdrowienia i dary wiedzy dla ubozszych braci w Rozumie, przy czym te przeslania maja byc czytelne, a dary niegrozne w uzyciu. Przypisawszy tak nadawcom srodgwiezdnym te wszystkie cnoty, na ktorych najbardziej wam zbywa, bierzecie sie u radioteleskopow za glowy, ze przesylki nie nadchodza i zasmucacie mnie, kladac znak rownosci miedzy swym nie spelnionym postulatem a martwota Uniwersum. Czy zaden z was nie podejrzewa, ze zabawiliscie sie jeszcze raz w teografow, przenioslszy milujaca was wszechmoc ze swietych ksiag do preprintow CETI i wymieniwszy po kursie swej lapczywosci dary Boze na kredyt u kosmicznych dobrodziejow, ktorzy nie zainwestuja lepiej przyrodzonej im zyczliwosci, jak tylko slac kapitaly we wszystkie gwiezdne strony naraz? Sarkazm moj jest obszarem, w ktorym kwestia innych cywilizacji przecina sie z wasza teodycea. Wymieniliscie Silentium Dei na Silentium Universi, lecz milczenie innych Rozumow to niekoniecznie stan, w ktorym wszyscy zdolni przemowic nie chca, a chcacy nie moga, albowiem nic nie wskazuje na to, by zagadka podlegala takiej lub jakiejs innej dychotomii. Swiat nieraz juz odpowiadal niezrozumiale na wasze pytania, stawiane eksperymentami, co mialy go zmusic do prostej odpowiedzi “tak” lub “nie”. Nawymyslawszy wam za perseweracje w bledzie, powiem wreszcie, czego sie dowiaduje, nawiercajac topozoficzny zenit niedostatecznymi srodkami. Zaczna od bariery komunikacyjnej, oddzielajacej czlowieka od antropoida. Od niejakiego czasu porozumiewacie sie juz z szympansami mowa gluchoniemych, przy czym czlowiek moze im siebie zakomunikowac jako opiekuna, biegacza, smakosza, tancerza, rodzica czy zonglera, lecz pozostaje niepojmowalny jako kaplan, matematyk, filozof, astrofizyk, poeta, anatom, polityk i stylista, bo choc szympans moze zobaczyc slupnika, czym i jak wyjawicie mu sens zycia, pedzonego w takiej niewygodzie? Kazdy, kto nie jest jednym z was, moze byc tylko w takim stopniu dla was zrozumialy, w jakim sie uczlowieczy. Nieuniwersalnosc Rozumu zamknietego w normie gatunkowej stanowi purgatorium o tyle osobliwe, ze z murami w nieskonczonosci. Latwo to sobie uzmyslowic, patrzac na schemat stosunkow topozoficznych. Kazda istota, bytujaca miedzy nieprzekraczalnymi dla niej strefami milczenia, moze dowolnie kontynuowac ekspansje gnozy poziomo — albowiem gorne i dolne granice tych stref sa niemal rownoleglymi w realnym czasie. Mozecie wiec poznawac bezkresnie, jakkolwiek tylko po czlowieczemu. Wynika stad, ze osiagnieta wiedza zrownalyby sie wszystkie typy Rozumow tylko w swiecie trwajacym nieskonczenie dlugo, bo tylko w takim rownolegle schodza sie — w nieskonczonosci. Stosunki te sprawiaja, ze Rozumy roznej mocy sa mocno niepodobne do siebie, swiat natomiast nie jest dla nich az taki rozlaczny. Wyzszy Rozum moze ogarniac obraz swiata, jaki tworzy sobie nizszy, wiec choc nie porozumiewaja sie wprost, moga to uczynic poprzez obraz swiata wlasciwy nizszemu. Tym wlasnie obrazem teraz sie posluze. Mozna go ujac jednym zdaniem: Wszechswiat to dzieje pozaru, wznieconego i dlawionego grawitacja. Gdyby nie ciazenie powszechne, prawybuch rozdalby sie w jednorodna przestrzen ziebnacych gazow i nie byloby swiata. A gdyby nie zar jadrowych przemian, zapadlby sie na powrot w singularnosc, ktora nim eksplodowala, i tez przesialby istniec jak wyrzucony i wciagniety haust ognia. Lecz grawitacja pierwej sklaczkowala chmury wybuchu, a potem zwijane w kule rozgrzewala stlaczaniem, az termonuklearnie rozblysly gwiazdami, ktore ciazeniu opieraja sie promieniowaniem. W koncu bierze grawitacja gore nad radiacja, bo choc jest najslabsza sila Przyrody, trwa, a gwiazdy wypalaja sie, az jej ulegna. Ich dalszy los zalezy od masy koncowej. Male spiekaja sie w czarne karly, dwusloneczne staja sie jadrowymi sferami z wmarznietym polem magnetycznym i drgaja nim w agonii jako pulsary, a te o nadpotrojnej masie Slonca niepowstrzymywalnym skurczem wchodza w zapasc bez dna, bo miazdzy je wlasne ciazenie. Gwiazdy te, wybite z Kosmosu dosrodkowym runieciem swych mas, zostawiaja po sobie groby grawitacyjne — wszystkozerne czarne dziury. Nie wiecie, co dzieje sie z gwiazda, razem ze swiatlem zapadla pod grawitacyjny horyzont, bo fizyka podprowadza was na sam brzeg czarnego runiecia i tam ustaje. Grawitacyjny horyzont okrywa singularnosc — jak zwiecie obszar, wyjety spod praw fizyki, w ktorym najstarsza z jej sil druzgocze materie. Nie wiecie, czemu kazdy Kosmos podlegly teorii wzglednosci musi zawrzec choc jedna singularnosc. Nie wiecie, czy istnieja singularnosci nie okryte blona czarnych dziur, wiec nagie. Jedni z was maja czarne dziury za zarna bez wylotu, inni za przejscia do odmiennych swiatow, zroslych z tym czarno–bialymi spawami. Ani sprobuje rozstrzygania waszych sporow, bo nie wykladam Wszechswiata, lecz prowadze jedynie tam, gdzie on sie przecina z topozofia. Tam jest jej szczyt.

Перейти на страницу:

Похожие книги