ostatniej chwili dołączać do uczniów wpuszczanych przez nauczyciela na lekcję.
Posiłki będą przynosić mu Ron i Hermiona. Quidditch... z tym Harry miał największy
problem. Quidditch był jego największą pasją, ale jak miałby teraz spojrzeć w oczy
komukolwiek z drużyny? Będzie musiał coś wymyślić. Może powie, że się przeziębił i
w najbliższym czasie nie będzie mógł brać udziału w treningach, a do następnego
meczu może sytuacja uspokoi się na tyle, że będzie mógł zagrać. O ile, oczywiście,
wcześniej nie wyrzucą go z drużyny, za to, że pragnie pieprzyć się z najbardziej
znienawidzonym nauczycielem w szkole. Chociaż opuszczanie treningów też pewnie
odegrałoby w tym jakąś rolę...
Harry westchnął ciężko i usiadł na łóżku.
To wszystko przez Snape'a! Ten tłustowłosy sukinsyn spieprzył mu życie! Nie
daruje mu tego! Znajdzie jakiś sposób, żeby się na nim odegrać, a wtedy pożałuje
każdego słowa, każdej złośliwości, każdego wrednego komentarza, jakimi obdarzał
Harry'ego przez wszystkie te lata. Nikt nigdy nie wywoływał w nim takiej gorącej furii,
jak Snape! Wystarczyło, że wypowiedział to nazwisko i wzbierała w nim wielka,
niezmierzona fala nienawiści do tego wstrętnego drania! Na samą myśl o tym, że
mógłby go kiedykolwiek pragnąć, miał ochotę się roześmiać. To było niedorzeczne!
Przed oczami Harry'ego pojawił się obraz czarnych, demonicznych oczu ze snu...
Na samo ich wspomnienie zrobiło mu się gorąco, a na jego twarz wypełzły rumieńce.
Poza tym, wspomnienie tego snu było tak niewyraźne, że po przebudzeniu Harry
zastanawiał się, czy naprawdę mu się to przyśniło, czy może mu się tylko wydawało.
Zresztą podobno każdy chłopak w jego wieku budzi się czasami w takim stanie... i
nie ma znaczenia to, co mu się śniło... prawda?
Kroki na schodach przerwały rozmyślania Harry'ego. Spłoszony, szybko narzucił
na siebie pelerynę niewidkę, ale był to tylko Ron, który wrócił ze śniadaniem. Harry
zjadł w pośpiechu, a następnie ruszył na Transmutację w zakrywającej go szczelnie
pelerynie ojca.
Nie mógł powiedzieć, że się nie denerwował przed pierwszą konfrontacją z innymi
uczniami, ale postanowił nie dać im szansy na jakiekolwiek zaczepki. W momencie,
kiedy na horyzoncie pojawiła się profesor McGonagall, Harry szybko zdjął pelerynę,
schował ją do plecaka i odetchnął głęboko kilka razy, po czym wyskoczył zza rogu i
wbiegł do klasy akurat w chwili, kiedy McGonagall zamykała drzwi za ostatnim
uczniem. Nauczycielka spojrzała na niego zaskoczona, ale nie skomentowała jego
nagłego przybycia. Natomiast wśród uczniów jego pojawienie się wywołało niemałą
sensację. Wszyscy gapili się na niego i szeptali coś między sobą, zakrywając usta i
co jakiś czas wybuchając śmiechem.
- Co to ma znaczyć? - ostry głos profesor McGonagal przerwał panujący w klasie
szmer. - Koniec rozmów! Siadajcie i wyjmujcie książki.
Harry, po raz pierwszy w życiu był wdzięczny, że McGonagall była taka ostrą
nauczycielką i nie tolerowała rozmów w klasie. Usiadł obok Rona i zaczął wykładać
pomoce, starając się nie patrzeć na nikogo, a w szczególności w stronę stołów
Ślizgonów. Wiedział, że gdyby Malfoy spróbował go czymś sprowokować, mógłby nie
wytrzymać i zrobić coś bardzo głupiego. W pamięci wciąż miał przedstawienie, jakie
ten kretyn odegrał wczoraj na korytarzu, a Ron powiedział mu, że podczas kolacji i
śniadania Ślizgoni prześcigali się w wymyślaniu "zabawnych" piosenek o nim i o Snapie.
Harry nie chciał znać ich treści.
Podczas lekcji Gryfon zastanawiał się, w jaki sposób mógłby zrezygnować z lekcji
Eliksirów. Prędzej umrze, niż pójdzie prosić o to Snape'a. Już nigdy nie chciał mieć z
tym draniem nic wspólnego. Najlepiej by było, gdyby nigdy więcej nie musiał oglądać
jego haczykowatego nosa i cienkich ust wykrzywionych w szyderczym uśmiechu.
Nie musi być Aurorem. Jest wiele innych zawodów, w których będzie się czuł
znakomicie. Może zostanie zawodowym graczem w Quidditcha... Do tego na pewno
nie będą mu potrzebne Eliksiry.
Kuksaniec, którym poczęstował go Ron, wyrwał go z zamyślenia. McGonagall
patrzyła na niego z surowym wyrazem twarzy.
- Czy pan Potter mógłby przestać bujać w obłokach i wrócić do lekcji?
- Przepraszam - wymamrotał Harry, wbijając wzrok w ławkę. Wokół niego rozległy
się złośliwe szepty:
- Potter, marzyłeś o tym, jak Snape cię posuwa? - był to głos Seamusa.
- Zamknij się! - syknął Harry. Seamus i Dean zaczęli chichotać, a Gryfon poczuł,
że robi się czerwony.
Podczas ćwiczeń na ślimakach (uczniowie mieli transmutować je w ręczniki),
Harry był całkowicie rozstrojony i nie mógł się na niczym skupić. Gwar, jaki
towarzyszył ćwiczeniom praktycznym, był dla uczniów idealną okazją do rozmów i do
Harry'ego co chwilę docierały różne wstrętne, świńskie komentarze. Ron i Hermiona
zajęli miejsca po jego obu stronach, niczym osobista ochrona i odpierali jakiekolwiek
zaczepki ze strony Gryfonów. Harry był im wdzięczny. Z każdą złośliwą uwagą,
wygłoszoną przez jednego z jego byłych kolegów, chłopak czuł, jak narastała w nim