spalić Harry'ego na popiół, dobiegło ich wołanie Hagrida:
- Norbercik! Gdzie się podziewasz, ty niegrzeczna bestio?!
Smok zamknął paszczę, położył uszy po sobie i odleciał. Harry odetchnął z ulgą.
Jak tylko skończą się lekcje, to pogada z Hagridem o tym, że naprawdę nie powinien
trzymać w zamku wielkich, ziejących ogniem smoków.
Pokonał resztę mostu bez większych niespodzianek, ale na końcu drogi czekały
go niekończące się schody, które prowadziły w dół i znikały gdzieś w ciemności. W
chwili, kiedy chłopak postawił nogę na pierwszym stopniu, schody zamieniły się w
płaską, niezwykle śliską powierzchnię i Harry z wrzaskiem zjechał na tyłku wprost w
ciemność. Wylądował na podłodze w mrocznym pomieszczeniu. Jedyne światło
rzucała umieszczona na ścianie pochodnia.
Był w lochach. Co on tu robił? Przecież spieszył się na na Transmutację.
W chwili, kiedy to pomyślał, jakaś postać zmaterializowała się za nim i czyjaś dłoń
zacisnęła się na jego ustach. Harry próbował krzyknąć, ale żaden dźwięk nie wydobył
się z jego ust. Poczuł silne ręce stawiające go na nogi i rzucające go na ścianę.
Niezwykle chłodne ciało przywarło do niego od tyłu i wtedy Harry zdał sobie sprawę,
że jest nagi. Jęknął, kiedy druga dłoń zacisnęła się na jego członku, a na karku
poczuł gorący oddech i zęby wbijające mu się w skórę. Starał się uwolnić, ale nie był
w stanie. Czuł się słaby i bezbronny, a dłoń, która coraz szybciej poruszała się na
jego męskości, przyprawiała go o coraz silniejsze dreszcze, nad którymi nie był w
stanie zapanować.
Harry, wbrew sobie, zaczął kwilić z przyjemności. Oparł czoło o zimną ścianę
lochu i starał się zapanować nad zalewającymi go falami gorąca. Czuł się tak, jakby
zapadał się coraz bardziej w głąb lepkiej, dusznej ciemności, zapominając o
wszystkim, co kiedykolwiek miało dla niego znaczenie, a jedyną materialną rzeczą
była ta dłoń poruszająca się szybko na jego członku i wprawiająca jego ciało i umysł
w stan niewyobrażalnego upojenia. Mężczyzna torturował go powolnymi liźnięciami,
badając przestrzeń za uszami Harry'ego, jego kark i ramiona. Każdy dotyk języka był
dla Harry'ego jak tortura wypalająca rany na jego skórze. Nie był w stanie nic zrobić,
czuł się jak marionetka, kierowana przez dłonie i usta nieznajomego, bezwolna i
całkowicie uległa w jego rękach.
I wtedy usłyszał cichy, złowieszczy szept tuż przy swoim uchu:
- Kiedy z tobą skończę, zostaną z ciebie tylko rozżarzone węgle...
Harry pomyślał, że jeszcze chwila i wybuchnie w dłoniach tego człowieka, a siła
tego wybuchu będzie tak wielka, że cały zamek zatrzęsie się w posadach. Zajęczał
cicho, kiedy ciało za jego plecami odsunęło się nieznacznie od niego, a dłoń
zaciskająca się na ustach, przeniosła się na tył jego głowy. Długie, chłodne palce
wplotły się w jego włosy, a Harry dyszał z rozkoszy, rozdarty pomiędzy zimnem skóry
tego mężczyzny i kamieniami, pomiędzy którymi był uwięziony, a żarem, który
zalewał jego lędźwie i powoli opanowywał jego ciało.
Wtedy Harry poczuł silne pociągnięcie za włosy i w tej samej sekundzie został
gwałtownie odwrócony i pchnięty na ścianę. Kiedy chłopak podniósł wzrok, zobaczył
przed sobą demoniczne, czarne oczy...
...Harry obudził się z głośnym jękiem. Serce biło mu tak szybko, jakby chciało
wyrwać się z piersi. Jego ciało drżało, a w lędźwiach czuł zanikające powoli fale
przyjemności. Starając się uspokoić oddech, spojrzał na swoje spodnie i zobaczył na
nich ogromną, lepką plamę. Kiedy odchylił gumkę od piżamy, ujrzał, że jego nogi i
podbrzusze pokryte są spermą.
Harry przeklinał bezgłośnie, patrząc z niedowierzaniem na swoje nasienie.
Chłopak, spoglądając na pogrążonych we śnie kolegów, podziękował w duchu, że
przed snem rzucił na siebie zaklęcie wyciszające; tak, jak to robił co noc od czasu
nawiedzających go w piątej klasie koszmarów.
Z westchnieniem opadł na poduszkę i zamknął oczy. W jego umyśle zaczęły
pojawiać się obrazy ze snu.
Przypominał sobie jakieś schody... i lochy... i czarne, bezdenne oczy...
Jego serce przyspieszyło.
* * *
- Harry! Harry! Obudź się. - chłopak czuł delikatne potrząsanie za ramię i głos
Rona przedzierający się przez mleczną, gęstą mgłę snu otulającą Harry'ego. -
Wszyscy już poszli na śniadanie. Ubieraj się i idziemy.
- Nigdzie nie idę - oświadczył Gryfon, naciągając kołdrę na głowę.
- Nie wygłupiaj się, stary. Przecież musisz coś zjeść.
- Przynieś mi jedzenie tutaj, tak jak wczoraj.
- Ale Harry... - zaczął Ron, ale przerwał mu stanowczy głos przyjaciela:
- Ron, proszę!
Chłopak zamknął usta i pokiwał głową. Zanim Harry zdążył wstać z łóżka, jego
przyjaciel już zniknął.
Ubierając się, Harry rozmyślał nad sposobem, w jaki przyjdzie mu teraz żyć. Za
nic w świecie nie będzie mógł już swobodnie spacerować po zamku. Na wszystkie
lekcje zamierzał chodzić w pelerynie niewidce, zdejmować ją tuz za rogiem klasy i w