Читаем Desiderium Intimum полностью

Jęknął, czując, jak czyjeś ręce dotykają jego klatki piersiowej.

- Boli... - wyszeptał prawie bezgłośnie, gdyż nawet mówienie sprawiało mu

cierpienie.

Ręce cofnęły się. Przez szum przedostał się znajomy głos.

- Nic nie mów. Oszczędzaj siły.

Harry'emu przejaśniło się trochę w głowie.

Snape. To był Snape. Tuż obok niego.

Bardzo powoli urywki wspomnień zaczęły wypływać na powierzchnię jego

świadomości.

Snape... był na niego zły... wyrzucił go z komnaty, bo Harry go pocałował. A nie

wolno mu było go całować... Złamał zakaz. Naraził się na jego gniew. Nie chciał

tego...

- Przepra... szam... - zdołał wyszeptać przez ściśnięte bólem gardło. - Nie chcia...

łem. Przepraszam...

Cisza.

A może Snape'a tu wcale nie ma? Może mu się tylko wydawało? Dlaczego nic nie

mówi? Aż tak się na niego gniewa?

Musi go zobaczyć.

Spróbował otworzyć oczy, ale coś je zalewało. Dopiero teraz poczuł, że przez cały

ten czas, coś spływa mu po twarzy. Próbował unieść prawą rękę, ale w ogóle jej nie

czuł. Stęknął z wysiłku i uniósł lewą. Jednak, kiedy chciał dotknąć swojej twarzy,

czyjaś chłodna dłoń złapała ją i delikatnie odciągnęła z powrotem.

Czyli jednak tu jest. Snape naprawdę tu jest. Przy nim.

Odruchowo ścisnął tę dłoń i przyciągnął do siebie, przyciskając do niej swe usta.

- Jak to dobrze... że jesteś... - zdołał wyszeptać spuchniętymi, obolałymi wargami.

Przez chwilę nic się nie działo. Snape nie odpowiedział, ale Harry'ego to nie

obchodziło. Wiedział, że jest przy nim. To wystarczyło.

Jednak po kilku chwilach poczuł, jak dłoń łagodnie wysuwa się z jego ręki.

Jęknął.

- Nie... nie odchodź...

Poczuł ręce Snape'a wsuwające się pod jego plecy oraz kolana i bardzo powoli,

delikatnie unoszące go z podłogi.

Ból powrócił z przerażającą siłą, spychając go z powrotem w głąb ciemności, w

której czaiły się niezrozumiałe, ochrypłe szepty.

- Boli... tak bardzo... - zdołał jeszcze wyszeptać, zanim mrok ponownie przyjął go

w swoje objęcia.

* * *

Crabbe spojrzał z niepokojem na swoje ręce.

- Na pewno nic... nie zostało? - zapytał lekko nerwowym głosem.

Trójka Ślizgonów siedziała w swoim dormitorium. W każdym razie Crabbe i Goyle

siedzieli, ponieważ Malfoy krążył po pokoju, niezwykle podniecony. Jego oczy

błyszczały gorączkowo, a na twarzy jaśniał pełen zadowolenia uśmiech.

- Och, przestań już! Szorowałeś je tak długo, że zeszło pewnie wszystko, łącznie z

twoim tłuszczem - odparł zirytowany Malfoy, opadając na swoje łóżko. Crabbe i

Goyle siedzieli na kanapie pod ścianą i zerkali na siebie nerwowo. - Przecież właśnie

dlatego nie używaliśmy czarów - kontynuował Ślizgon. - Magia mogłaby zostać

wykryta. Pięści - podniósł jedną z lekko zadrapanych rąk. - nie. Poza tym, zanim

ktokolwiek znajdzie Pottera, minie sporo czasu.

Crabbe i Goyle spoglądali na niego spode łbów, chyba nie do końca przekonani.

Twarz Malfoya wykrzywiła się w okrutnym grymasie szyderstwa.

- Za późno na wątpliwości. Już to zrobiliśmy. Teraz nie ma odwrotu. Potter w

końcu zapłacił za wszystko. Za absolutnie wszystko! Nareszcie! - zaśmiał się

ochryple, a w jego błyszczących niebezpiecznie oczach zapłonął triumf. Wyglądał,

jakby nie potrafił panować nad tym, co robi i mówi. Zaślepiony nienawiścią,

zachowywał się, jak szaleniec, któremu nareszcie powiódł się plan zniszczenia

świata. - Och, Czarny Pan wynagrodzi mnie za to! W końcu załatwiłem Pottera!

Będzie zachwycony!

- No... - zaczął niepewnie Goyle - ale mówiłeś... że nie wolno. Że kazał ci go

pilnować. Żeby nikt się nie dowiedział. To znaczy... - zawahał się, próbując złożyć te

zdania w całość, bo chyba nie wyszło tak, jak powinno. - Powiedziałeś... że masz

pilnować, żeby nikt się nie dowiedział. - odetchnął z ulgą. To było zdecydowanie za

długie zdanie, jak na jego możliwości. - Na pewno... nie będzie zły na nas? To

znaczy, Czarny Pan?

- Milcz! - warknął Draco. - Ja miałbym chronić tyłek Pottera? Nigdy! Za te

wszystkie lata? Przez niego mój ojciec prawie wylądował w Azkabanie! Wszyscy

uważają, że zwariowałem! Straciłem cały szacunek przez to, że musiałem go

pilnować! Ślizgoni zaczęli patrzeć na mnie jak na zdrajcę. Na mnie!

- A... Snape? - zapytał cicho Crabbe. - Nie wkurzy się na nas? Przecież ostatnio...

pamiętasz, co ci zrobił. Mówił, że Potter jest.. niet... niekyt... nietal... - zamyślił się -

nietykalny! - w końcu mu się udało i uśmiechnął się, dumny z siebie.

- Jeszcze czego! Miałbym być ich sługusem? Za długo już to robiłem! Dosyć tego!

- zerwał się z łóżka, a jego szare oczy pociemniały z wściekłości. - Próbowałem od

Snape'a wyciągnąć, o co chodzi, ale skoro nie chciał mi nic powiedzieć, to mam go w

dupie! Kiedy zostanę wynagrodzony przez Czarnego Pana, Snape nic mi już nie

zrobi! Będzie się mógł co najwyżej... - urwał nagle, widząc, że kumple już go nie

słuchają. Szeroko rozwartymi z przerażenia oczami wpatrują się w drzwi.

Draco zawahał się. Lodowaty dreszcz przeszył jego ciało.

Wyczuwał czyjąś mroczną obecność. Obecność pełną zimnego zdecydowania i

płonącego gniewu.

Powoli odwrócił się.

W wejściu stał Severus Snape. Czarna sylwetka, wyłaniająca się z mroku, niczym

Перейти на страницу:

Похожие книги