Читаем Desiderium Intimum полностью

torturowanych do granicy szaleństwa, a każdy z nich był jak oddzielne ukąszenie,

zatapiające kły w jego duszy i wyszarpujące z niego kolejne uczucia. Jedno za

drugim, obdzierając go z nich, aż w końcu przestał czuć cokolwiek, poza chłodną

obojętnością.

Unosił się w mroku. Zupełnie sam. I wiedział, że tak właśnie ma być. Musiał

odpokutować za wszystko. Za każdy pojedynczy krzyk, za każde odebrane życie, za

całe cierpienie, którego był sprawcą. Widział to wszystko tak dokładnie. Niczym na

spowolnionym filmie, który wydawał się trwać w nieskończoność.

Wszystkie wspomnienia, które zobaczył, przelały się przez jego umysł niczym

cuchnący ściek, pozostawiając po sobie brud i nieczystości, wypełniając go

najohydniejszymi resztkami, które były zbyt ciężkie i lepkie, by mógł je wypłukać i

osiadły w wielu niedostępnych zakamarkach jego umysłu.

Krzyki nie cichły. Wręcz przeciwnie. Wydawały się tylko przybierać na sile, a on nie

był w stanie się przed nimi obronić. Napierały. Gryzły. Szarpały.

I wtedy w ciemności pojawiło się maleńkie światełko. Emanowało ciepłem i

znajomym zapachem. Zapachem, który na pewno znał, ale nie pamiętał, skąd.

Podążył za nim, lgnąc do niego niczym ćma do światła. I kiedy znalazł się bliżej,

odkrył, że to ogromny, złocisty lew. Wydawało mu się, że już go wcześniej widział...

ale był niekompletny. Czegoś mu brakowało.

Harry pobiegł za nim, mając wrażenie, że lew próbuje go gdzieś zaprowadzić. Krzyki

zaczęły się oddalać, a powietrze wypełniało się ciepłem. I kiedy nagle lew zatrzymał

się i podszedł do niego, układając mu się u stóp i wydając z siebie przerażający ryk,

Harry nagle poczuł uderzenie tak silnego gorąca, iż wszystko wokół rozjarzyło się

czerwienią. I już wiedział, czego brakowało...

Węża.

Przypomniał sobie figurkę. Dwie srebrnobiałe sylwetki, lew i wąż, złączone w uścisku

tak silnym, iż wydawały się niemożliwe do rozdzielenia.

I w tym samym momencie z otaczającego go mroku zrodził się świetlisty wąż, który

natychmiast oplótł lwa i kiedy tylko obie istoty się połączyły, przestrzeń wypełniła się blaskiem i Harry nie widział już nic więcej, dopóki blask nie przygasł, ponownie

wypełniając go ciemnością.

Ale w tej ciemności coś się poruszało. Słyszał jakiś głos. Nie potrafił rozróżnić słów,

ale wydawało mu się, że ten głos go woła. Zaczął podążać w jego kierunku, ale

czające się w zakamarkach wspomnienia atakowały coraz bardziej, ponownie

wypełniając wszystko zachrypniętymi, niekończącymi się wrzaskami i Harry wciąż się

gubił, nie potrafiąc znaleźć wyjścia.

Czuł dotyk. Na twarzy, która z pewnością nie mogła należeć do niego, ponieważ on

już nie istniał. Nie istniał od momentu, w którym rzucił to zaklęcie... ale jednak, mimo wszystko... wciąż tu był. Wciąż czuł dotyk. I głos. Znajomy głos. Głos, który go

przywoływał i Harry biegł coraz szybciej, pragnąc się do niego zbliżyć.

I wtedy, po raz pierwszy, udało mu się rozróżnić słowo... swoje imię. Wypowiedziane

w taki sposób, jakby ktoś, kto je wymawiał, stał nad przepaścią i jeżeli Harry nie

zareaguje, to się w nią rzuci.

Niemal się zachłysnął, kiedy nagle ciemność otworzyła się i Harry ujrzał... twarz

Severusa. Tak blisko, jakby naprawdę tu był.

Ale to niemożliwe. Była tylko ciemność. I głosy.

Czuł, jak napierają na niego, próbując wciągnąć go z powrotem, ale gdzieś na

granicy widzenia, pomimo iż obraz był zniekształcony i zamazany, wciąż widział jego

twarz. Bladą, przykrytą opadającymi na nią, czarnymi kosmykami. I oczy.

Przypominające dwa błyszczące, czarne kamienie, wbijające się w niego tak jak

zawsze, kiedy... kiedy był w nim. I cienkie wargi. Wypowiadające tak niepasującym

do Severusa, niemal desperackim szeptem:

- Powiedziałeś, że zawsze będziesz do mnie wracał...

Tak. Pamiętał te słowa.

Znajome wspomnienie otuliło go, wypełniając przestrzeń ciepłem.

Tak właśnie powiedział. Zawsze będzie wracał. Zawsze.

Ciemność rozstąpiła się tak gwałtownie, iż Harry poczuł się tak, jakby ostatkiem sił

zdołał wydostać się na powierzchnię wdzierającej mu się do ust i zniekształcającej

wszelkie dźwięki, smolistej wody.

Chciał mu odpowiedzieć. Dać znać, że go słyszy, ale wszystkie mięśnie jego ciała

przypominały roztopiony wosk. Po kilku próbach udało mu się jednak wypowiedzieć

zdartym, ochrypłym szeptem:

- Severusie...

I to, co się wtedy wydarzyło...

Twarz mężczyzny zmieniła się tak nagle, jakby został porażony prądem. Płonące w

oczach szaleństwo przygasło, zastąpione czymś tak... czymś tak gorącym i

nieokiełznanym, iż Harry niemal poczuł, jak wdziera mu się pod skórę. Severus

przyciągnął go do siebie gwałtownym szarpnięciem i zamknął w uścisku tak silnym,

tak pełnym dzikiej zachłanności, iż Harry stracił dech w piersi, zatopiony w jego

ramionach, z twarzą wciśniętą w jego obojczyk i wdzierającą mu się do nozdrzy

wonią ziół, czując jego dłoń zaciskającą mu się we włosach i przyciągającą jego

twarz jeszcze bliżej, jakby Severus próbował wchłonąć go w siebie i nie pozwolić, by

jeszcze kiedykolwiek spróbował się od niego oddalić.

Ale zanim Harry zdążył na dobre roztopić się w cieple bijącym od Severusa, poczuł

Перейти на страницу:

Похожие книги