leżały tuż obok, a oczy... szeroko otwarte, zielone oczy wpatrywały się tępo w
przestrzeń.
Świat pogrążył się w mroku, zalewając oczy Severusa ciemnością gęstszą i
zimniejszą niż najgłębsze czeluście. Osunął się na kolana, jakby nagle stracił
wszystkie siły i wpółotwartymi ustami próbował złapać haust powietrza, jakby na jego
szyi nagle zacisnęła się pętla, nie pozwalając mu złapać tchu.
Desperacko pochwycił w ramiona bezwładne ciało Harry'ego, podrywając go z ziemi i
zanurzył spojrzenie w jego nieruchomych oczach... w tych oczach, które zawsze
wypełniały się blaskiem, kiedy tylko w nie spoglądał... które zawsze patrzyły na niego
z mieszaniną lęku i zachwytu jednocześnie... które zawsze rozpalały się tak
niewiarygodnie potężnym płomieniem, niezależnie od tego, czy był to płomień
pragnienia czy nienawiści...
Ale teraz nie było w nich niczego. Jedynie pusta, czekająca na wypełnienie
przestrzeń, w której odbijały się przepływające nad ich głowami chmury.
- Nawet się nie waż mnie zostawiać - wycharczał ciężkim głosem, brzmiącym tak,
jakby wydobywał się z otchłani. - Spójrz na mnie! - Potrząsnął ciałem, ale kiedy nie
nadeszła żadna odpowiedź, wysunął jedną rękę spod pleców Harry'ego i położył dłoń
na jego zimnym policzku. - Jak mam na imię? - Nic. Żadnej reakcji. - Do cholery,
masz powiedzieć, jak mam na imię! - niemal wykrzyczał, tonąc w milczących oczach i
sprawiając wrażenie, jakby w każdej chwili był gotów rzucić się w nie, niczym w
bezkresny, przepastny ocean, w poszukiwaniu... choćby najsłabszej oznaki
obecności.
Nie mógł znaleźć jednak niczego. Nawet najcichszego, najodleglejszego szmeru
umysłu.
- Dokonałeś tego - wyszeptał, niemal chorobliwie wpatrując się w pokrytą
zadrapaniami i śladami krwi, bladą twarz, po której tak wiele razy błądził palcami i
wargami. - Tylko ty mogłeś wpaść na tak szaleńczy pomysł, ale udało ci się.
Pokonałeś go. Teraz musisz tylko znaleźć drogę powrotną. - Drżącą dłonią pogładził
chłodny policzek, jakby próbował go rozgrzać swoim dotykiem. Aby dać mu jakiś
znak. - Jestem tutaj. Czekam na ciebie. Po prostu do mnie wróć.
Severus wyglądał tak, jakby mrok pochłaniający jego oczy zaczął wlewać się również
do jego umysłu. Jakby z każdą mijającą sekundą, uwięziony gdzieś głęboko na dnie
duszy, skrępowany resztkami samokontroli strach, przeistaczał się w szaleństwo.
- Wiem, że nigdy nie będzie idealnie. Wiem, że będziemy się kłócić codziennie i
może nawet kiedyś się nawzajem pozabijamy. Ale musisz przeżyć, żeby się o tym
przekonać. Nie możesz teraz ode mnie odejść. Nigdy ci na to nie pozwolę. Twoje
miejsce jest przy mnie. I zawsze już będzie. Nie opuścisz mnie nawet na krok,
ponieważ należysz do mnie... słyszysz? Daj mi znak, że mnie słyszysz, do diabła! -
Potrząsnął nim gwałtownie, ale nic się nie wydarzyło. - Dlaczego milczysz? Jak
śmiesz mnie tak zostawiać... teraz, kiedy...
Przysunął się bliżej, czując uderzający w nozdrza, słaby zapach wanili , który jednak
wdarł mu się we wszystkie zmysły z tak ogromną siłą, iż potrzebował trochę czasu,
aby złapać oddech i zapanować nad zawrotami głowy. Oblizał wyschnięte wargi i
pochylając się jeszcze niżej, tak iż niemal oparł się czołem o przecięte blizną czoło
naprzeciw, wyszeptał ochrypłym, łamiącym się głosem:
- Harry... nie zmuszaj mnie, żebym cię błagał.
I wtedy zielone oczy poruszyły się nieznacznie, na ułamek sekundy spoczywając na
jego twarzy i natychmiast ponownie zagłębiły się w swoim świecie.
Ale ta jedna, nieoczekiwana reakcja wystarczyła, aby twarz Severusa rozświetliła się
opętańczym, niemal bolesnym żarem nieokreślonej emocji.
- Dobrze. A teraz spójrz na mnie jeszcze raz i powiedz, jak mam na imię - wyszeptał
gorączkowo, zatapiając płonące spojrzenie w nienaturalnie powiększonych
źrenicach. Przesunął drżącą dłoń z chłodnego policzka na włosy i wplótł palce w
czarne kosmyki, a ledwie słyszalny szept, który wydobył się z jego ust, był tak
niewyraźny i zachrypnięty, jakby pochodził z najodleglejszego, najciemniejszego
zakątka duszy:
- Powiedziałeś, że zawsze będziesz do mnie wracał...
Jego głos ucichł nagle, jak zbyt mocno naciągnięta struna, która pękła pod naporem
oddziałujących na nią sił. I pozostał jedynie wzrok. Wzrok szaleńca. Wzrok, który
nagle zadrżał, rozpadając się niczym kolorowe szkiełka w kalejdoskopie, kiedy ujrzał
w oczach naprzeciw... kiedy ujrzał...
...jak źrenice zmniejszają się gwałtownie, jakby w końcu, po trwających długo
ciemnościach, napłynęło do nich światło, rozświetlając je od środka i napełniając
świadomością.
Usta Harry'ego otworzyły się odrobinę i ponownie zamknęły, jakby próbował coś
powiedzieć, ale słowa napotykały barierę i nie mogły wypłynąć z gardła. Mężczyzna
wbił płonące spojrzenie w te drżące z wysiłku wargi, jakby samym tylko wzrokiem
próbował zmusić je do tego, by się rozwarły i by w końcu usłyszeć z nich...
usłyszeć...
...ten cichy, osłabiony i zachrypnięty szept:
- Severusie...
*
Ciemność wypełniała niekończąca się kakofonia rozdzierających duszę krzyków.
Słyszał wrzask swojej mamy, krzyki setek ofiar, zadręczonych na śmierć i