Za wszystko, co mu odebrał. Za każdą klątwę, która została rzucona w jego imieniu.
Za każdą śmierć, do której się przyczynił. Za wszystkich tych, którzy zginęli w
męczarniach, próbując mu się przeciwstawić. Za piekło, które zgotował jemu i
Severusowi!
Za te wszystkie wieczory przy kominku, których już nigdy nie będą mieć. Za
wszystkie noce, których ze sobą nie spędzą. Za spojrzenie i dotyk... którego już nigdy
więcej nie poczuje. Za marzenia, które były tak blisko... a okazały się niemożliwe do
zdobycia. Za wspólnie spędzone życie. Brutalnie im odebrane i podeptane.
Legilimens Evocis.
Zaklęcie, które uformowało się w umyśle Harry'ego nie potrzebowało nawet słów.
Przypominało wzburzoną, nieokiełznaną falę mocy, która roztrzaskała
powstrzymującą ją tamę i popłynęła wąskim przesmykiem dwóch różdżek, wbijając
się w umysł Voldemorta z siłą stalowego ostrza i zagłębiając się w nim niczym
niemożliwy do wyszarpnięcia harpun.
Harry miał wrażenie, jakby wpadł do gęstego niczym smoła, trującego morza czerni,
które próbowało go pochłonąć.
Za każdym razem, kiedy przykrywała go fala, widział zalane krwią twarze, rzucane
drgawkami ciała. Słyszał rozdzierające wrzaski, zakończone przedśmiertnym
charczeniem. Widział wokół siebie setki oczu, błagających, gasnących,
przerażonych... Słyszał rozpaczliwy szloch i pozbawione nadziei zawodzenie.
Jedna z fal rzuciła go we wspomnienie, w którym zobaczył okrutnie okaleczone
zwłoki kobiety i mężczyzny oraz stojącego nad nimi, kilkuletniego chłopczyka z
pokrytą smugami krwi, zapłakaną twarzą, który z tępą, osłupiałą zgrozą wpatrywał się
w skierowaną w siebie różdżkę, a na błękitnych spodenkach, które miał na sobie,
rozrastała się ciemna plama moczu, spływającego mu po nogach i mieszającego się
z rozlaną na podłodze krwią.
Harry w ostatniej chwili wydostał się na powierzchnię wspomnienia, tuż przed tym,
zanim młody Tom Riddle sprawdził, czy obdzieranie ze skóry człowieka wygląda tak
samo jak obdzieranie ze skóry królika.
Ale obrazy dalej atakowały. Przypominały wbijające się w niego szpony, które
rozszarpywały go kawałek po kawałku, wyrywając z niego to, co najcenniejsze.
Człowieczeństwo.
Voldemort walczył. Tylko z powodu jego chwilowego osłabienia, spowodowanego
krążącą mu w żyłach i kąsającą go od wewnątrz trucizną, Harry był jeszcze w stanie
utrzymać się na powierzchni i nie pozwolić, by pochłonęło go morze krwi, zalewające
mu oczy i usta, wdzierające się do nosa i uszu, odcinając dopływ powietrza i
pogrążając go we wszechogarniającym, duszącym strachu.
Szamotał się i walczył, ale wspomnienia atakowały go niczym rozwścieczone bestie,
zadając mu rany na duszy i wypalając w czaszce potworne obrazy okaleczeń i
wykrzywionych cierpieniem twarzy, a on miotał się pomiędzy nimi, próbując się
czegoś uchwycić i przezwyciężyć ten nurt. Wydostać się na powierzchnię i
zapanować nad tą szalejąca kipielą w dole.
I wtedy kolejna fala znowu zmyła go pod powierzchnię i jego oczom ukazało się
owinięte w czerń ciało, miotające się w spazmach po podłodze lochu, twarz przykryta
czarnymi włosami, spod których widać było jedynie otwarte usta i wydobywający się z
nich, zwierzęcy wrzask, długie palce, drapiące paznokciami o kamienną podłogę... te
same palce, które z delikatnością przesuwały się po jego skórze... te same usta,
które tym niskim, ochrypłym głosem szeptały mu do ucha, że należy wyłącznie do
niego... to samo szczupłe ciało, które osłaniało go przed klątwami Voldemorta...
Wynurzył się na powierzchnię tak gwałtownie, jakby coś złapało go za rękę i
wyciągnęło z krwawej kipieli. Wzburzone wspomnienia wciąż próbowały pochłonąć
go z powrotem, ale on miał wrażenie, jakby coś go podtrzymywało, dając oparcie i
wypełniając przestrzeń wokół niego ciepłem. I siłą.
Jeszcze raz spojrzał na przepływające w dole wspomnienia.
Wiedział co zrobić. Przywołać to, co będzie w stanie nakarmić istoty żywiące się tylko
i wyłącznie najgorszymi, najbardziej traumatycznymi przeżyciami i emocjami.
Otworzyć tamę, której Voldemort nie będzie w stanie zamknąć. Wyciągnąć na
powierzchnię cały ten strach i rozpacz, które towarzyszyły mu przez całe życie,
którymi była przesycona niemal każda chwila jego istnienia, które emanowały z
każdego aktu przemocy i terroru, z każdej rzuconej klątwy, z każdego krzyku
cierpienia, który ustami torturowanych przez niego ofiar, wydawała jego własna
dusza.
I Harry wiedział, że istnieje tylko jeden klucz, który był w stanie przywołać to
wszystko. Klucz do życia Tego, Którego Imienia Nie Wolno Wymawiać. Klucz do jego
przeżyć od najwcześniejszego dzieciństwa. Klucz do cierpienia, które otaczało go od
chwili narodzin, a od którego przez całe życie próbował uciec, zadając je innym.
Tom Marvolo Riddle.
Harry zdążył jedynie wziąć głęboki oddech, zanim wspomnienia pochłonęły go,
wciągając głęboko w swe cuchnące, lepkie i mroczne czeluście.
70. The Lion and The Serpent
I see the fire in the sky
See it all around me
Am I alive or just a ghost?
Haunted by my sorrows
I said the past is dead, the life I had is gone
Said I'm not afraid, that I am brave enough
I will not give up