kamień i drżącą dłonią przysunął go do twarzy, odczytując wiadomość:
Dobranoc, Severusie.
Przez moment po prostu stał i wpatrywał się w kamień, nie poruszając się. Po chwili
jego powieki przymknęły się, a ramiona rozluźniły. Ogień w kominku zamigotał i
powietrze ociepliło się. Ciemność zaczęła ustępować. Śmiechy ucichły. Kąsające
wzburzenie wycofało się, zastąpione napływającym, kojącym spokojem. Dłonie
przestały drżeć. Kiedy otworzył oczy, po wypełniającym je lodzie nie było już śladu.
Roztopił się.
Mężczyzna uniósł głowę i spojrzał w kierunku swojego laboratorium. Odłożył kamień
do kieszeni i powoli ruszył w stronę biblioteczki, a kiedy ta odsunęła się, ukazując
wejście, skierował swoje kroki wprost ku myślodsiewni. Zatrzymał się nad nią i
spojrzał na kotłujące się w niej złociste pasma, czując na twarzy ich żar. Wyciągnął
ręce, zaciskając je na brzegu misy.
Chciał dotknąć tego żaru. Znowu go w sobie poczuć. Sprawić, by rozlał się w nim
niczym rwąca rzeka. By ponownie go wypełnił.
I zrobił to. Pochylił się, zanurzając w myślodsiewni swoją twarz i pozwalając porwać
się temu wirowi.
***
Wzrok Severusa utkwiony był w Harrym, który trzymał książkę w dłoniach i zdawał
się być całkowicie pochłonięty lekturą. Ale Severus wiedział, że to tylko pozory.
Bowiem wszystko było tylko po to, żeby go kusić. Rozpięty kołnierzyk, który odsłaniał
jasną, gładką skórę i zapraszał, by zatopić w niej zęby. Niechlujnie przekrzywiony
krawat, pognieciona koszula, zbyt szeroko rozstawione nogi.
Tak bezczelnie wyuzdany... Doprawdy, co on sobie wyobraża?
Wzrok Severusa przesuwał się coraz wyżej, zatrzymując się na wargach Pottera,
które chłopak co jakiś czas oblizywał.
Kusił go, bezwstydnie prowokował... Co za złośliwy, podstępny gówniarz...
Harry przerzucił stronę i kolejny raz oblizał wargi, przygryzając je.
Severus zdusił jęk, kiedy jego spodnie stały się ciasne. Pragnął, żeby te usta
zacisnęły się wokół jego penisa. Pragnął zatonąć w gorącej, cudownej wilgoci i
widzieć to lubieżne spojrzenie, patrzące na niego zza zaparowanych okularów, od
którego niemal dojdzie. Pragnął... do diabła, dlaczego nie miałby po prostu wstać i
wziąć tego?
Podniósł się niemal bezszelestnie.
Płomienie, które już od dłuższego czasu lizały jego stopy i pelerynę, teraz
rozprzestrzeniły się na cały dywan, tworząc las ognia. Nie odrywając spojrzenia od
Harry'ego, Severus sięgnął do rozporka i powoli rozsunął go, wyciągając ze spodni
swojego bladego, nabrzmiałego penisa. Był tak gorący, że niemal parzył mu dłoń i aż
pulsował z potrzeby zanurzenia się w tych rozchylonych, wilgotnych wargach...
Niczym w transie, ruszył przez las płomieni, nie spuszczając wzroku z ust Harry'ego.
Jeszcze chwila, już za moment zagłębi się w nich, gasząc to rozsadzające go
pragnienie. Już za chwilę poczuje ulgę...
Kiedy tylko znalazł się przy Harrym, jedną ręką błyskawicznie wysunął mu książkę z
rąk, a drugą jednocześnie złapał go za włosy, przyciągając jego głowę do swojej
erekcji i patrząc, jak zielone oczy rozszerzają się z zaskoczenia, a wargi rozchylają...
Severus zacisnął zęby, dusząc w sobie jęk, kiedy obserwował, jak jego penis wsuwa
się w te chętne usta, cal po calu, coraz głębiej zanurzając się w ciepłej, odbierającej
zmysły wilgoci, aż w końcu dociera do gardła, a Potter unosi oczy, spoglądając na
niego z dołu tym swoim rozpustnym wzrokiem i w tym samym momencie wszystko
ginie w morzu ognia, zalewając żarem każdą myśl, która mogłaby zakłócić tę chwilę.
I skutecznie ją wypalając.
***
Znowu to robił.
Przyglądał się siedzącemu w fotelu naprzeciw Potterowi, po raz kolejny
zastanawiając się, jak do tego doszło? Jak doszło do tego, że chłopak spędza teraz
w jego komnatach niemal każdą wolną chwilę, zachowując się tak swobodnie, jakby
był we własnym dormitorium? Jak doszło do tego, że powoli zapominał, jak to jest
spędzać wieczory w samotności? Jak doszło do tego, że obecność Pottera...
przestała go drażnić? Że zaczął ją akceptować? A nawet więcej... zaczął jej...
pożądać.
Świadomość tego mroziła go, ale musiał nazwać rzeczy po imieniu: przestał nad tym
panować.
Potter zbyt często zaprzątał jego myśli. Za bardzo pozwolił mu się do siebie zbliżyć.
W którymś momencie stracił czujność, nie zdając sobie sprawy z tego, jak głęboko
już się wdarł... Potter przypominał wodę, która, pomimo iż wydaje się słaba i
nieszkodliwa, uparcie i wytrwale dzień po dniu żłobi skałę. I nawet jeżeli na pierwszy
rzut oka nie widać żadnych zmian, to pewnego dnia odkrywa się, że woda wdarła się
już tak daleko, że podmyła cały brzeg i że w każdej chwili grozi on zawaleniem. Ale
wtedy zazwyczaj jest już za późno, by to powstrzymać.
Tak. Stanowczo wymknęło mu się to spod kontroli.
Ale problem z Potterem był taki, że wszędzie go było pełno. I nawet, jeżeli Severus
próbował go odsunąć, to chłopak zawsze wracał. Nigdy w życiu nie spotkał kogoś
takiego. Tak cholernie... ujmującego. Wciąż zdumiewała go jego niespotykana
wrażliwość. Jak to możliwe, że ktoś, kto został wychowany przez pałających do niego
jedynie niechęcią i odrazą mugoli; ktoś, kto przez większą część dzieciństwa nie