najboleśniejsze klątwy, przy których Cruciatus wydawał się niewinną pieszczotą...
Przeniósł wzrok na drzwi. Będzie go musiał jak najszybciej odnaleźć. Potter jest zbyt
wrażliwy, by poradzić sobie z taką nagonką. Najpierw będzie się nad sobą użalał,
później wpadnie w depresję, a później może zrobić coś naprawdę głupiego... Nie
może mu na to pozwolić!
Severus odsunął od siebie talerz i gwałtownie poderwał się z miejsca, nie zważając
na zaskoczone spojrzenia grona pedagogicznego, po czym wypadł z pomieszczenia
i ruszył korytarzami, przypominając zbliżającą się szybko chmurę burzową.
Z powodu jednego artykułu musiał się teraz uganiać za Potterem po całym
Hogwarcie. Jakby nie miał dość własnych spraw na głowie... Ale doskonale wiedział,
że nie było w tym zamku nikogo... nikogo, kto mógłby i potrafiłby mu pomóc...
Nikogo, kto choćby trochę się nim przejął. Dumbledore? Stary głupiec, który
bagatelizuje wszystkie problemy, przeświadczony o swej nieomylności. McGonagal ?
Ślepa ignorantka, która nigdy nie zauważa tego, co najistotniejsze. Jego...
"przyjaciele"? Żałosne dzieciaki, które tak naprawdę nic o nim nie wiedzą.
Nie, jakkolwiek nieprawdopodobnie by to brzmiało... Potter nie ma tu nikogo, kto by
go zrozumiał i kto potrafiłby przemówić mu do rozsądku. I nawet jeżeli Severus
doskonale wiedział, że znacznie lepiej wychodzi mu zadawanie bólu, aniżeli
usuwanie go... to będzie musiał spróbować.
*
Oczywiście, jak było do przewidzenia, Potter zaszył się gdzieś na cały dzień i miał
gdzieś, że szuka go cała szkoła. Ale Severus postanowił być cierpliwy. W końcu
przecież musi wyjść ze swej kryjówki, choćby po to, żeby coś zjeść. Ale kiedy
nadeszła pora kolacji, nawet Severus zaczął się już niepokoić. Miał nadzieję, że
chłopak nie okaże się na tyle głupi, aby zignorować jego rozkaz przyjścia do
gabinetu, kiedy tylko będzie już na to gotowy. Przyniósł mu nawet kolację, do jasnej
cholery, chociaż wciąż nie miał pojęcia, jaka niezrozumiała siła kazała mu to zrobić.
Jego kroki rozbrzmiewały w całym salonie, kiedy chodził w tę i z powrotem przed
drzwiami, łapiąc się na tym, że coraz częściej spogląda na zegar.
Pięć minut. Da mu jeszcze pięć minut, a jeżeli się nie zjawi, to wyruszy na
poszukiwania. Przetrząśnie całą szkołę, przewróci do góry nogami każdą ławkę i
każdy posąg w tym pieprzonym zamku i w końcu go znajdzie, a kiedy go znajdzie...
Zamarł, zatrzymując się gwałtownie i nasłuchując.
Drzwi. Czy mu się wydawało, czy usłyszał otwierające się drzwi do gabinetu?
Kroki. Odrobinę niepewne.
Nie, nie wydawało mu się.
Z jego piersi wyrwało się niekontrolowane westchnienie.
Potter... był tutaj.
Przyszedł.
*
Wszystko zalewała czerwień, gorąca i lepka, spowijając przestrzeń swym płaszczem.
Nie było widać niczego poza nią, a wszelkie dźwięki zagłuszał dziwny hałas -
szybkie, błyskawiczne uderzenia, ciężkie i niskie.
I nagle wszystko zniknęło. Czerwień odpłynęła, a hałas opadł i pozostała tylko
przestraszona twarz Pottera, jąkającego się:
- Przepraszam. Nie chciałem. Naprawdę. To tak nagle... Proszę, nie wyrzucaj mnie.
Przepraszam.
Severus przełknął ślinę, z trudem powstrzymując się, by nie oblizać warg.
Smakowały Potterem. Jego entuzjazmem i impulsywnością. A także kompletnym
brakiem ogłady, który okazywał już tak wiele razy.
- Nie miałem takiego zamiaru - wycedził Snape niezwykle opanowanym, zważywszy
na okoliczności, głosem.
Chłopak znowu to zrobił. Ale przecież nie mógł go ukarać. Nie tym razem. Nie po
tym, co przeszedł. Ten jeden raz... może to zignorować. Tak. Jeden raz.
Po kilku chwilach ciszy Potter najwyraźniej zdecydował się w końcu podnieść głowę i
spojrzeć na niego. W jego oczach pojawiło się jednak... coś dziwnego. Powoli
zmieniały swój wyraz, stając się zamglone, rozmarzone. W pewnym momencie
chłopak uniósł dłoń i dotknął jego brwi, przesuwając po nich palcem i wpatrując się w
nie z takim zachwytem, jakby nigdy w życiu nie widział nic wspanialszego.
Severus zmarszczył brwi, a wtedy Harry dotknął palcem głębokiej zmarszczki, która
pojawiła się pomiędzy nimi, i bardzo wolno przesunął opuszkiem palca po całej
długości nosa, by ostatecznie zatrzymać dłoń na policzku, gładząc go delikatnie.
Zielone oczy niemal promieniały. Wyglądał, jakby kompletnie zapomniał, gdzie się
znajduje, jakby przeniósł się do innego świata, w którym nie istniało nic, poza
Severusem... A jego twarz... wyrażała tak wiele zmieniających się emocji, że
wydawało się to wręcz niemożliwe, aby ktoś mógł przeżywać ich aż tyle naraz... i aby
były tak nieskazitelne...
W tej jednej chwili Potter był całkowicie odarty ze swojej bezczelności, arogancji,
zuchwałości. Ze wszystkiego, co czyniło go tamtym Potterem, którego Severus znał
przez pięć lat. Tamtym Potterem, który zawsze był dla niego tylko nieodrodnym
synem swego ojca, w którego oczach widział jedynie nienawiść, a w zachowaniu
ignorancję i zarozumialstwo.
Teraz był całkowicie odsłonięty. Był czystą, połyskującą w świetle ognia emocją. Tak
prawdziwy, tak niebywale prawdziwy...
Żar, który Severus poczuł w sobie w tym samym momencie, był inny niż zwykle.