nie było widać ich koloru, to doskonale wiadomo było, skąd się wzięły.
Niedbałym ruchem odrzucił maskę w kąt i zrobił krok w stronę chłopców. Jego usta
zaciskały się w bladą, wąską linię. Czarne oczy przypominały jedynie ciemne szpary.
Uniósł różdżkę, kierując ją w stronę najstarszego z chłopców.
Severus zmarszczył brwi i po chwili z jego ust wydobył się szorstki głos:
- Imperio.
Twarz chłopaka zmieniła się. Pojawił się na niej lekko zdziwiony, beznamiętny wyraz.
- Krzycz - powiedział Severus, wpatrując się w niego ze skupieniem. - Krzycz i błagaj
o litość, najgłośniej jak potrafisz.
Chłopiec wykonał polecenie. Z jego ust zaczęły wydobywać się krzyki, jęki i błagania.
Cała reszta odsunęła się od niego najdalej, jak tylko się dało, przypatrując mu się ze
strachem i pewną dozą zaintrygowania.
- Nie, nie, nie! Proszę! Nie!
- Severusie - zza drzwi dobiegł czyjś uradowany głos. - Słyszę, że bawisz się tam
nawet lepiej niż ja. Wiesz, gdybyś mnie wpuścił, moglibyśmy we dwóch dać nauczkę
tym małym smarkaczom. Po pewnym czasie zabawa w pojedynkę zaczyna być
nużąca. Co ty na to?
Snape nie poruszył się, nie odwrócił nawet głowy. Jedynie w jego oczach pojawił się
mrożący wszystko płomień.
- Dobrze wiesz, że cenię sobie prywatność, Blackwood - odparł lodowatym tonem.
Jeszcze bardziej zmarszczył brwi. Chłopiec wydał z siebie przyprawiający o dreszcze
wrzask:
- Nieee! To boli!
Zza drzwi dobiegł zachrypnięty śmiech. Śmiech, który zaczął się oddalać, jakby coś
próbowało Harry'ego wypchnąć ze wspomnienia. Zanim jednak zniknął zupełnie,
usłyszał jeszcze ciche, odległe:
- Avada Kedavra.
Krzyk ucichł. Wszystko ucichło. Otoczyła go ciemność. Miał wrażenie, że znalazł się
w zamkniętym pokoju, ale wiedział, że to nieprawda. Że to tylko złudzenie. Severus
próbował walczyć.
Harry pamiętał, co czytał o tym zaklęciu. Wizualizacja. Musi wybrać wizualizację.
Inaczej nigdy się stąd nie wydostanie.
Pamiętał sen... i okna... Okna, przez które Severus zaglądał do jego wspomnień...
Musi wyobrazić sobie coś podobnego, coś, co go poprowadzi, co pozwoli mu
przekroczyć próg...
Drzwi! Tak. To było to.
W tej samej chwili, w której o tym pomyślał, pojawił się przed nim korytarz. Nie
mający końca korytarz wypełniony po obu stronach drzwiami. Takimi samymi, jakie
prowadziły do komnat Mistrza Eliksirów. Tysiące drzwi. Nie, miliony drzwi. Widział je
wszystkie razem i każde osobno. Nakładały się na siebie i przenikały, niczym
niezwykle wyrafinowany kalejdoskop, tworząc nieskończony labirynt przejść.
Klucz. Musi znaleźć do nich klucz. Hasło. Inaczej pozostanie mu szukanie po
omacku, a szansa, że trafi na odpowiednie, jest jak jeden do miliona.
Zamknął oczy.
Hasło... Nie, to powinny być dwa hasła. Jedno oznaczające zakres wspomnień, a
drugie - ich temat.
Od czego wszystko się zaczęło? Wiedział doskonale. Ale to nie chodziło o eliksir,
tylko o samo... pragnienie. Pragnienie Snape'a.
Desiderium Intimum
Ilość drzwi zmniejszyła się. Czuł, jak zostaje ich coraz mniej i mniej.
Jeszcze temat. To on nim był.
Pott...
Nie.
Otworzył oczy.
Harry
Z satysfakcją patrzył, jak część drzwi znika, a pozostała staje się o wiele bardziej
realna.
Wiedział, że to wszystko jest tylko iluzją, trwającą nie więcej niż kilka sekund. I że
zanim Severus znowu go odnajdzie, ma tyle czasu, ile zapragnie. Ponieważ tutaj
czas był wartością względną i tylko on mógł go determinować.
Spojrzał na długi rząd drzwi. Podszedł do pierwszych z nich i uniósł dłoń, muskając
palcami ciemne drewno. Drzwi zaczęły się otwierać, odsłaniając Harry'emu świat,
który zawsze pozostawał dla niego jedną, wielką, wypełnioną kłamstwami tajemnicą.
Świat Severusa Snape'a.
***
Severus siedział w zaciszu swych komnat, przyglądając się resztce bursztynowego
płynu pozostałemu na dnie szklanki. Co jakiś czas poruszał nadgarstkiem, lekko
mieszając trunek i obserwując grę świateł odbijających się w szklance płomieni, które
padały z trzaskającego w kominku ognia.
Nie sądził, że aż tak zdenerwuje go informacja przekazana przez McGonagal . Potter
śmiał prosić o pozwolenie na odejście z jego zajęć? Teraz? Kiedy Severus miał go w
garści? Teraz, kiedy został obdarzony taką... władzą? Władzą, która pozwalała mu
na wszystko w stosunku do niego? O nie, z pewnością się na to nie zgodzi.
Wciąż pamiętał smak tej chwili... chwili, w której te zielone oczy wpatrywały się w
niego z najwyższym uwielbieniem. Chwili, która smakowała jak... zwycięstwo. Odkąd
tylko sięgał pamięcią, Potter zawsze patrzył na niego jedynie z nienawiścią, buntem
lub przestrachem. Czasami niemal czuł tę nienawiść, czuł, jak parzy mu skórę, jak
przywiera do niej, zamieniając się nieomal w coś fizycznego. Lubił ją podsycać.
Pochylać się nad nim i znieważać go na wszelkie możliwe sposoby, naciskać na
najwrażliwsze punkty i przyglądać się jego zaciętej twarzy, kiedy Potter udawał, że
nic go to nie obchodzi. A potem Severus podchodził do biurka, siadał w nim i
obserwował go... obserwował te wypełnione gniewem oczy, zaciśnięte pięści, drżące
szczęki i wiedział, że po raz kolejny trafił. Po raz kolejny udało mu się rozpalić tę