szafki. Na jej ściance widniały... - podniósł różdżkę wyżej - ...widniały cztery długie, pionowe zadrapania, równoległe do siebie. Jakby... jakby ktoś tak mocno wbijał
paznokcie w drewno, że aż pozostały ślady.
Błyskawicznie spojrzał w kierunku myślodsiewni i z powrotem na zadrapania i w tym
samym momencie zalała go lodowata fala zrozumienia. Dokładnie tutaj stał Snape,
wtedy, kiedy Harry dowiedział się wszystkiego z myślodsiewni, a potem w
rozpaczliwym amoku obrzucał go potokiem wyzwisk i oskarżeń. Dokładnie tutaj... -
Harry uniósł dłoń i palcami dotknął wyżłobionych paznokciami zagłębień -
...dokładnie tutaj trzymał rękę.
Czuł, jak jego serce przyspiesza, a krew zaczyna szybciej krążyć, kiedy
niewyobrażalna myśl wkradała się do jego głowy... Co mogło dziać się w sercu
kogoś, kto pozostawił takie ślady? Odzwierciedleniem jak wielkiego huraganu emocji
mogły być te bruzdy? Co się wtedy działo za tą bladą, pozbawioną wyrazu maską,
zza której spoglądał na niego Snape?
Wiedział, że już nie otrzyma odpowiedzi na żadne z tych pytań. Było na to za późno.
Ale uczucie niepokoju nie potrafiło go opuścić, nawet kiedy wyszedł z laboratorium, a
ścianka przesunęła się i zamknęła za nim. Wyciągnął z kieszeni pelerynę, rozwinął ją
i zarzucił na siebie.
Nie spodziewał się zbyt szybkiego powrotu Snape'a, ale ostrożności nigdy za wiele.
Teraz pozostało pytanie, jak ma się stąd wydostać. Czyżby jedynym sposobem było
czekanie na powrót Mistrza Eliksirów i wyśliźnięcie się stąd, kiedy będzie otwierał
drzwi? A może...
Harry podszedł do drzwi. Może hasło działa tylko z tamtej strony? W końcu ma za
zadanie powstrzymywać przed wtargnięciem do komnat, a nie opuszczeniem ich.
Wysunął rękę spod peleryny i sięgnął do klamki, ale zanim zdążył jej dotknąć... drzwi
otworzyły się gwałtownie, uderzając w ścianę i Harry zdążył jedynie podnieść głowę i
spojrzeć prosto w parę czarnych, płonących gniewem oczu, zanim z cienkich warg
wydobył się wściekły syk:
- Potter! Wiedziałem, że to ty!
Ręka Snape'a wystrzeliła do przodu, złapała za pelerynę i ściągnęła ją z niego
jednym szarpnięciem.
Harry, pozbawiony nagle osłony, zachwiał się i cofnął o kilka kroków, wpatrując się w
Snape'a z niedowierzaniem.
Skąd on...? Jak?
- Ja... - wydukał Harry, cofając się pod ostrzałem tego świdrującego spojrzenia. - Ja...
rzuciłem na siebie zaklęcia. Nie mogłeś wiedzieć... Miało cię nie być... Skąd...?
- Mam swoje sposoby na wykrywanie niepożądanej obecności - warknął Snape,
robiąc krok w jego stronę i zamykając za sobą drzwi.
Harry przełknął ślinę, słysząc kliknięcie zamka.
Nie! Snape go tu nie zatrzyma! Miał już eliksir. Nic więcej się nie liczyło. Snape był
tylko niewielką przeszkodą. Musiał go jakoś ominąć. Ale jak?
Mężczyzna wbijał w Harry'ego badawcze, lustrujące spojrzenie.
- Wyraźnie zabroniłem ci się do mnie zbliżać - powiedział powoli, robiąc krok w jego
stronę. Harry odsunął się. - Ale ty zlekceważyłeś moje słowa. Zaryzykowałeś i
włamałeś się do moich komnat. Po co? - Harry wyraźnie słyszał w jego głosie
zaintrygowanie. - Czego tu szukałeś? - Snape rozejrzał się po salonie, robiąc kolejny
krok w jego kierunku.
Harry nie mógł czekać na dalszy rozwój wypadków. Błyskawicznie sięgnął po
różdżkę i wycelował w mężczyznę.
- Wychodzę stąd. Zejdź mi z drogi - wysyczał.
Snape przesunął się w stronę drzwi, zasłaniając je.
- Spróbuj - powiedział, marszcząc brwi, a jego wargi wykrzywiły się w szyderczym
uśmiechu.
Harry zacisnął usta. To on miał różdżkę. Mógł rzucić na niego dowolne zaklęcie. Ale
co się stanie, jeżeli spudłuje? Wtedy będzie po nim. Nie będzie miał drugiej szansy.
- Zaplanowałeś to - kontynuował Snape tym samym, zaintrygowanym tonem. -
Czekałeś na odpowiedni moment... To musiało być coś ważnego, skoro zadałeś
sobie tyle trudu. - Zrobił kolejny krok w jego stronę. - A skoro zamierzałeś stąd
wyjść... - jego świdrujące spojrzenie spoczęło na Harrym - ...najwyraźniej to, po co tu
przyszedłeś, znalazło się już w twoim posiadaniu.
Harry poczuł, jak po jego kręgosłupie spływa zimna fala przerażenia.
Snape nie może tego odkryć! Nie może!
Zanim zdążył się opanować, zobaczył, że mężczyzna mruży oczy.
O cholera! Zauważył to. Zauważył jego strach...
- Nie zbliżaj się do mnie! - krzyknął, cofając się niemal pod samą ścianę.
Wyjście. Musi się stąd wydostać. Musi go ominąć.
- Twój opór jest bezużyteczny - powiedział Snape, nie spuszczając z niego wzroku. -
Doskonale wiesz, że i tak to znajdę.
Harry przełknął ślinę. Miał wrażenie, że to spojrzenie oplata go i przykleja się do
niego niczym lepka, dławiąca pajęczyna.
Oblizał wyschnięte wagi.
Musi spróbować innego sposobu. Odwrócić jego uwagę. Sprawić, by stracił czujność.
- Ani ja nie chcę tu być, ani ty nie chcesz, żebym tu był. Może po prostu pozwolisz mi
stąd wyjść i wszyscy będą zadowoleni? - zapytał, chociaż doskonale wiedział, że
równie dobrze mógłby pytać Voldemorta, czy go oszczędzi.
Rysy Snape'a wyostrzyły się.
- Zawsze tak samo bezczelny... - mruknął, zbliżając się bezszelestnie niczym
przyczajony w trawie drapieżnik. - ...arogancki... - Oczy Harry'ego rozszerzyły się,