- Ups. - Ginny zakryła usta dłonią, tłumiąc chichot. - Chyba ją w końcu obudziliśmy.
Z toalety w samym końcu łazienki wyfrunęła blada, przezroczysta zjawa i zawisła nad
ich głowami.
- Nie można nawet popłakać sobie w spokoju i samotności bez bandy hałasujących,
wrzeszczących i zakłócających kontemplację durniów! - wrzasnęła Marta, zaciskając
pięści i naprężając się niczym kotka.
Harry ukrył uśmiech i starał się nadać swojemu głosowi przepraszający ton:
- Nie chcieliśmy cię obudzić, Marto. Zaraz sobie pójdziemy i będziesz dalej mogła...
kontemplować... - usłyszał, że stojąca obok Ginny stłumiła parsknięcie. - ...to, co do
tej pory kontemplowałaś. - Uśmiechnął się uspokajająco. Twarz Marty złagodniała.
- Och, to ty, Harry. Nie poznałam cię. - Jej oblicze "ożywił" delikatny, zawstydzony grymas. Podfrunęła bliżej i zaczęła oplatać włosy wokół palców. - Cieszę się, że mnie
odwiedziłeś, ale dlaczego zajęło ci to tyle czasu?
- Och, byłem... zajęty - odparł wymijająco, zerkając na Ginny, która przez cały czas
tłumiła śmiech, przyciskając dłoń do ust.
- Ach tak? - Oczy Marty rozbłysnęły gniewnie. - Racja, kto by się przejmował biedną,
płaczącą Martą? Kogo obchodzi moje krwawiące serce?
- Ale ty nie masz serca, Marto - zauważył Harry, zanim ugryzł się w język.
- A więc to oznacza, że można mnie ranić? Że można traktować mnie jak zero, bo
nie mam serca i nic nie poczuję?
Harry wywrócił oczami. Duch uspokoił się i spojrzał na niego pełnymi łez oczami.
- Myślałam, że ty mnie rozumiesz, Harry, że jesteś moim przyjacielem... - Przysunęła
się jeszcze bliżej, patrząc na niego spod rzęs. - Że coś dla ciebie znaczę...
Harry zerknął na Ginny, błagając ją bezgłośnie o pomoc.
- Przykro mi, Marto. - Ginny stanęła pomiędzy nią a Harrym i zarzuciła mu ręce na
szyję. - Ale Harry
niego przystawiać. Znajdź sobie nowy obiekt westchnień.
Marta otworzyła szeroko oczy i spojrzała na Harry'ego ze zdumieniem, które szybko
przerodziło się w rozpacz.
- Jak mogłeś? - zajęczała. - A ja tak długo na ciebie czekałam. Tylko na ciebie...
- Poczekasz na kogoś innego - oświadczyła Ginny, całując Harry'ego w policzek i
patrząc wyzywająco na zjawę.
Marta wybuchnęła płaczem i lamentując przeraźliwie zanurkowała w toalecie, z której
jeszcze przez jakiś czas dochodziły odgłosy szlochania.
- Dzięki - wymamrotał Harry, czując się nagle nieco niezręcznie z oplecionymi wokół
siebie ramionami Ginny.
- Nie ma za co - odparła Gryfonka, puszczając go i uśmiechając się szeroko. - Może
w końcu zostawi cię w spokoju i poszuka sobie kogoś innego, żeby go zamęczać. Ale
lepiej skończmy tutaj szybko, na wypadek, gdyby wróciła. - Puściła mu oczko i
zabrała się za przecieranie kranów. Harry dołączył do niej i w niedługim czasie
łazienka lśniła czystością.
Zmęczeni, ale zadowoleni z siebie, przeszli do następnej, rozmawiając, śmiejąc się i
pobrzękując wiadrami.
Byli tak zaaferowani pracą i swoim towarzystwem, iż nawet nie zorientowali się, że
ominęła ich kolacja.
- ...przysięgam, że jeżeli Ron jeszcze raz spróbuje mnie śledzić... - mówiła Ginny,
czyszcząc szczotką kafelki na ścianach - ...to osobiście wrzucę mu... Co się stało,
Harry? - urwała nagle, widząc, że chłopak stoi bezczynnie, trzymając rękę w
kieszeni.
- N-nic - wymamrotał Harry, zaciskając dłoń na rozgrzanym kamieniu. - Muszę tylko...
iść do toalety.
Wszedł do najbliższej kabiny i wyjął z kieszeni zielony, połyskujący klejnot. Przybliżył
go do oczu i odczytał wiadomość:
Harry gapił się przez chwilę na kamień, czując, jak frustracja, która tak go ostatnio
męczyła, zamienia się w słodką żądzę odwetu.
Ha! Jeszcze czego! Po tym wszystkim co mu zrobił i do czego go zmusił, myśli, że
Harry tak po prostu do niego pójdzie, bo mu
Nie ma mowy!
Zacisnął klejnot w dłoni i wysłał wiadomość:
Uśmiechnął się, zadowolony z siebie. Odczuwał ogromną satysfakcję, która
rozgrzewała go i sprawiała, że miał ochotę się roześmiać.
Ma za swoje!
Odczekał jeszcze chwilę, spodziewając się odpowiedzi, ale żadna nie nadeszła, więc
schował klejnot do kieszeni, wyszedł z kabiny i wrócił do sprzątania.
*
Marta wysunęła głowę znad muszli i rozejrzała się po łazience.
Poszli sobie...
Wyfrunęła z toalety i opadła na parapet, spoglądając w granatowe niebo, na którym
pojawiały się już pierwsze gwiazdy. Czuła się taka samotna. Harry okazał się tylko
kolejnym palantem. Nigdy mu na niej nie zależało. Jak mogła myśleć, że jest
inaczej? Jak mogła spodziewać się, że pokocha kogoś takiego jak ona?