- Whisky - podpowiedział Severus, tak jakby nie mógł już słuchać niepoprawnego
paplania Gryfona. - To się nazywa whisky.
- Naprawdę? Muszę tego kiedyś spróbować. Ciekawe, jak smakuje.
- Wykluczone. Masz na to za słabą głowę. Zresztą wątpię, aby ci zasmakowało.
- A to zielone?
Severus zmarszczył brwi, tak jakby zastanawiał się, o co "zielone" może tym razem chodzić.
- Absynt?
- Ładna nazwa. - Harry wyszczerzył się. - Założę się, że musi też dobrze smakować.
- Absynt to mieszanka kilku ziół, w tym mocno halucynogennego piołunu. Wątpię, czy
byłbyś w stanie wypić chociaż łyk.
- Ale ty to pijesz! - obruszył się Harry. - Więc nie może być takie złe.
- Nie piję tego. To tylko... zresztą, dlaczego mam ci się tłumaczyć, Potter? Nie
pozwolę ci tego nawet dotknąć.
- A pozwolisz mi dotknąć... czegoś innego? - zapytał Harry, a jego oczy zabłysły z
podniecenia.
Severus przewrócił oczami, ale Harry nie mógł nie zauważyć lekkiego uśmiechu,
który starał się ukryć.
- Co jeszcze? - zastanowił się. - Aha, lubię też grać w Quidditcha. Szkoda, że
ostatnio prawie w ogóle nie chodzisz na mecze. Tak prawdę mówiąc, to nigdy nie
widziałem, żebyś latał na miotle...
- I nie myśl, że kiedykolwiek zobaczysz - mruknął Severus, marszcząc brwi.
- Szkoda... Bo to naprawdę fantastyczne. Nawet sobie nie wyobrażasz, jakie to
uczucie, kiedy nurkuję za Zniczem. Czuję się wtedy taki... wolny, tak jakbym mógł
zrobić wszystko. I jestem pewien,
wokół niego, a on trzepocze, próbując się wyrwać... czuję taką eksplozję. Jakby
wszystko wokół, absolutnie wszystko zniknęło i pozostało tylko takie... gorąco. I
wiem, że on już należy do mnie, że nie ucieknie, że nikt mi go nie wyrwie. Nie
obchodzą mnie ludzie, wiwaty, oklaski... Równie dobrze mógłbym być tam sam.
Najważniejsze jest to, że po całej tej walce, po tym długim, męczącym pościgu, po
tym niewiarygodnym wysiłku... najważniejsze... że w końcu... udało mi się go zdobyć.
- Jego oczy błyszczały, kiedy opowiadał, zapatrzony w ogień, którego nie widział.
Miał wrażenie, że jest na boisku, wiatr chłosta jego twarz, a w dłoni trzepocze mała,
złota piłka. - I wiesz... to wszystko jest niczym w porównaniu z tym, co czuję... kiedy
jestem z tobą - dokończył. Nie wiedział, dlaczego to powiedział. Ale musiał. Jak
gdyby słowa spływały prosto do ust bez udziału woli. - I czasami, kiedy długo się nie
widzimy... czuję się tak, jakby ten Znicz się ode mnie oddalał, uciekał mi... a ja nie
mogę go dogonić. Chociaż bardzo chcę. I tak bardzo wtedy tęsknię... - zająknął się,
uświadomiwszy sobie, że zaczyna bełkotać. To nie były zbyt bezpieczne tematy.
Musiał znaleźć coś bardziej neutralnego. Odchrząknął i nie potrafiąc zmusić się, by
spojrzeć teraz na Severusa, kontynuował. - Ty się pewnie czujesz tak samo, kiedy
warzysz jakiś wyjątkowo trudny eliksir? I kiedy po wielu wysiłkach w końcu ci się
udaje... też czujesz taką rozsadzającą cię od środka radość... prawda? - dokończył
cicho i dopiero teraz spojrzał na mężczyznę.
- To raczej satysfakcja, niż radość - odparł Severus. - Ponieważ warzenie eliksiru to
nie pościg. Tutaj liczy się każdy ruch, każda kropla. Najważniejsze jest skupienie,
dokładność. Oczekiwanie na odpowiedni moment. Przypomina bardziej... polowanie.
Wszystko musi się dziać w odpowiedniej chwili i w odpowiedniej proporcji. Ponieważ
wiesz, że każdy niewłaściwy ruch może się skończyć katastrofą. To bardzo długa i
wymagająca niezwykłej cierpliwości sztuka. Latanie na miotle za złotą piłeczką nie
wymaga niczego poza zręcznością.
- Nieprawda - oburzył się Harry. - Do tego też potrzeba niezwykłej cierpliwości.
Zresztą, nie w tym rzecz. Ważne jest uczucie, które nadchodzi, kiedy jest już po
wszystkim. To niemożliwe, żeby po kilku miesiącach takiej pracy, gdzie każda
pomyłka może się skończyć bardzo źle, gdy w końcu udaje ci się uwarzyć poprawny
eliksir... nie odczuwać żadnej radości.
Severus patrzył na niego dosyć długo, zanim odpowiedział:
- To wszystko zależy od rodzaju i przeznaczenia eliksiru. Kiedy kończę warzyć
kolejne lekarstwo dla Pomfrey, trudno odczuwać coś poza nużącą satysfakcją.
- A jak długo właściwie warzy się te najtrudniejsze eliksiry?
- Bardzo długo, Potter. Jestem pewien, że w tym czasie zdołałbyś złapać swoją złotą
piłeczkę kilka tysięcy razy.
Harry rozszerzył oczy.
- Naprawdę? Aż tak długo? Dłużej niż Eliksir Wielosokowy?
- O wiele dłużej.
Harry zamyślił się. Przypomniał mu się wywar, który zobaczył w tajnym laboratorium
Snape'a. Ciekawe, czy to jeden z takich...?
- A... - zająknął się. - A czy warzysz teraz jakiś trudny eliksir?
Wyraz oczu Severusa zmienił się. Nagle pojawił się w nich niesamowity blask.
- Owszem - odparł cicho.
Harry'ego przeszył chłód. Miał wrażenie, jakby do salonu wpadł zimny wiatr, a
przecież to było niemożliwe. Był zaskoczony reakcją, jaką jego pytanie wywołało na
twarzy mężczyzny.
- A... czy długo będziesz go jeszcze warzył?
Blask w oczach Severusa na chwilę przygasł, a jego oblicze przeciął cień. Odwrócił