Łaskotanie na karku. Jakby leciutki powiew naturalnej magii. Rozejrzał się,
zdezorientowany, po Wielkiej Sali i zobaczył wbite w siebie, niezwykle intensywne
spojrzenie mrocznych oczu Mistrza Eliksirów. Miał dziwne wrażenie, że powietrze
nagle zapełniło się iskrami. Odsunął się nieznacznie od Gryfonki i wrażenie ustąpiło.
Ale Ginny chyba niczego nie poczuła, gdyż ponownie się przybliżyła.
- Za kim się tak rozglądasz, Harry? - szepnęła mu do ucha. - Wypatrujesz jej? Z
którego jest domu? Co to za szczęściara?
- Ee... - wymamrotał Harry, nie wiedząc, co odpowiedzieć. Poczuł, jak włoski na jego
karku podnoszą się, jak gdyby były naelektryzowane. Wystraszył się i ponownie
nieco się odsunął, a wrażenie natychmiast ustąpiło.
Ginny chyba zauważyła jego minę, gdyż spojrzała na niego nieco zaskoczona i
wzruszyła ramionami.
- No, skoro nie chcesz, to nie mów. Nie będę naciskała. A tak w ogóle, to chciałam
cię prosić o przysługę. - Harry zobaczył, jak Gryfonka zerknęła na Rona, po czym
pochyliła się do niego i wyszeptała cicho: - Pomógłbyś mi wymknąć się z Pokoju
Wspólnego dzisiejszego popołudnia? Chciałabym po prostu wyjść niezauważona
przez Rona, aby uniknąć jego irytujących pytań i śledzenia mnie. I gdybyś mógł go
też zaciągnąć wieczorem wcześniej do dormitorium, żebym nie natknęła się na
niego, kiedy będę wracać...
- Dobrze, nie ma sprawy - odparł szybko Harry, pragnąc tylko tego, by w końcu się
od niego odsunęła. - Ale wróćmy już do śniadania, bo Ron zacznie coś podejrzewać.
- Dzięki, Harry. - Ginny uśmiechnęła się szeroko. - Wiedziałam, że mogę na ciebie
liczyć. - Pochyliła się i cmoknęła go szybko w policzek.
To była chwila. Błysk i trzask. Ginny krzyknęła i odsunęła się gwałtownie.
- Co to było? - zapytała patrząc ze zdumieniem na Harry'ego. - Jakby coś mnie...
poraziło.
- To nie ja - odparł szybko Harry, zaskoczony tak samo, jak dziewczyna.
- Co się stało? - zapytał Ron, kiedy w końcu udało mu się przełknąć to, co miał w
ustach.
- Jakieś wyładowanie. Nic jej nie jest - uspokoił go Harry, mając dziwne wrażenie, że
wie doskonale, kto jest sprawcą całego zamieszania.
- Lepiej na niego uważaj. - Do uszu Harry'ego dobiegł złośliwy głos Seamusa. -
Każdy, kto się do niego zbliży, źle kończy. A potem tchórz wypiera się wszystkiego.
- Mówisz o sobie, Seamus? - warknął Harry, spoglądając ze złością na siedzącego
kawałek dalej, po drugiej stronie stołu, Gryfona. - A kto się ostatnio wszystkiego
wypierał? Najpierw robisz komuś świństwa za plecami, a potem udajesz niewinnego.
I kto tu jest tchórzem?
Twarz Finnigana zaczerwieniła się.
- Myślisz, że puszczę ci płazem to, co mi zafundowałeś? - syknął drżącym z gniewu
głosem.
- Sam jesteś sobie winien! - odparował Harry czując, że pomimo wszelkich starań,
zaraz straci nad sobą panowanie i wybuchnie. Miał serdecznie dosyć tych ciągłych
docinek i mieszania z błotem. Nie dawali mu spokoju nawet na posiłkach! Czuł, jak
frustracja, która zbierała się w nim od kilku dni, osiągnęła punkt krytyczny i każda,
nawet najmniejsza uwaga, może skończyć się potężną eksplozją.
- Przestań już, Seamus - wtrąciła się nagle Ginny. - Przecież byliście kiedyś
przyjaciółmi.
- Nie kumpluję się z tchórzami i
Harry'ego.
Harry poczuł, że coś w nim zaczyna pękać. Twardy, solidny mur, który dzięki
Severusowi udało mu się wokół siebie zbudować, zaczął się rozpadać. Tyle razy
został już uderzony zniewagami, kruszony spojrzeniami, demolowany nienawiścią, iż
ledwie się utrzymywał. A teraz Seamus wytoczył przeciwko niemu najcięższe działa,
których siła rażenia tworzyła w nim ogromne wyrwy.
- Harry nie jest zdrajcą! - warknęła Ginny, stając w jego obronie.
- Jeszcze jedno słowo, Seamus, a będziesz zbierał swoje zęby z podłogi - wycedził
Ron.
- Zobaczycie jeszcze... - Głos Gryfona kipiał od nienawiści i żalu. - Zobaczycie, że on
nas wszystkich zdradzi. Dlaczego tu siedzi, zamiast walczyć? Moja ciocia zginęła w
jednym z tych ataków! To on jest wszystkiemu winien! - wykrzyknął, celując
oskarżycielsko palcem w trzęsącego się ze złości Harry'ego. - Jest zwykłym
mordercą!
- Zamknij mordę! - Harry czuł jedynie kipiącą wściekłość, która zalewała jego oczy,
barwiąc wszystko na czerwono. Widział tylko Finnigana, słyszał tylko jego słowa,
które raz za razem uderzały i rozkruszały resztki chwiejącej się bariery, uwalniając
coś, co nigdy nie powinno zostać wypuszczone na wolność.
Echo głosów Rona i Hermiony, którzy coś do niego mówili, unosiło się gdzieś na
obrzeżach jego wrzącej świadomości, ale on słyszał tylko słowa Seamusa:
- Bo co? Nic mi tutaj nie zrobisz. Jesteś na to zbyt wielkim tchórzem. Zresztą...
Mur runął.
Harry rzucił się do przodu, przez stół, strącając na podłogę wszystko, co się na nim
znajdowało. Słyszał czyjś krzyk i hałas rozbijających się talerzy, ale widział tylko swój cel - przerażoną twarz Seamusa. Siłą rozpędu uderzył pięścią w jego nos, wpadł na
krzesło i obaj wylądowali na podłodze. Poczuł tępy ból w żołądku i na chwilę stracił
oddech, kiedy dosięgnęło go uderzenie w brzuch. Kolejny cios w twarz rozbił jego