- Oj, nie słyszał pan po prostu, bo pana momentalnie zaćmiło. Jak w nas Ruscy uderzyli za poprzedniej wojny, to nie wiedziałem, gdzie jest niebo, a gdzie ziemia. Nawet nie wiedziałem, gdzie jest okop, w którym siedziałem.
Winterbaum roztarł skronie.
- I gdzie był ten okop? - spytał poważnie. - Znalazł go pan?
Grunewald i Kuger spojrzeli po sobie. Kuger zaciskał wargi, żeby się nie roześmiać, i kręcił palcem kółka na skroni, tak żeby tamten nie widział.
- Tak, znalazłem. - Usiłował zachować powagę. - Siedziałem w nim.
- Też spędziłem wojnę na froncie - powiedział Grunewald. - Tyle że zachodnim. Jak wybuchł w pobliżu nas angielski pocisk z grubego działa, to ja nawet nie wiedziałem, jak się nazywam. To normalne. To szok.
- Ale to przechodzi - dodał Kuger.
- Nie było huku - odparł Witerbaum. - Nic nie eksplodowało poza majstrem. Nie było huku.
- Oj, po prostu kiedy on pana popchnął, uderzył pan głową o ścianę i nic pan nie pamięta.
- Nie uderzyłem. Nie mam śladu guza ani choćby siniaka. Jestem człowiekiem racjonalnym. Inżynierem. - Przez chwilę nie wiedział, co powiedzieć. - Te szepty... - podjął. - Słyszałem, jak mówi do mnie mój majster. I inne osoby... - Zmienił zdanie: - Inne istoty. Wzywały mnie.
Kuger zajął się swoją porcją lodów, żeby ukryć radosny wyraz twarzy.
Grunewald jednak spytał:
- Wzywały do czego?
- Po prostu do siebie.
Na szczęście idiotyczną dyskusję przerwało wejście jednego z robotników. Powiewał specjalnym wojennym wydaniem gazety. Był radosny.
- Przepraszam najmocniej, proszę panów. Ale chcę przekazać najnowszą wiadomość. Zdobyliśmy Westerplatte! - krzyknął.
Grunewald i inżynier uśmiechnęli się. Kuger smętnie pokiwał głową.
- Naprawdę zdobyliśmy w boju? - spytał.
- Nie. Poddali się.
- Aha. Nie udało się trafić kamieniem w nasz pancernik.Ani strącić gałęzią samolotu? - mruknął.
- Proszę?
- Walczyli w okrążeniu. Po prostu skończyła im się amunicja - wyjaśnił.
- Natychmiast przestań - warknął Grunewald.
Kuger jednak wstał i oparł robotnikowi swoją jedyną rękę na ramieniu. Powiedział:
- Stary, musisz znaleźć tłumacza. I nauczyć się po polsku: „Naprawdę nigdy nie należałem do NSDAP”.
- Ale, proszę pana, ja należę do naszej partii.
Kuger uśmiechnął się do niego.
- A, to w takim razie masz przesrane.
- Przestań! - ryknął przestraszony Grunewald.
Mieli już lepszego tłumacza. Mogli się dogadać z Kugerem. Miszczuk wrzeszczał:
- A wiesz, co robimy z niemieckimi jeńcami?! Wiesz co? - rozdarł się na całego. - Każemy im wykopywać trupy i zanosić do wspólnych mogił. Wiesz, jaki tam jest smród? I co widać?
- Nie nadaję się raczej do wykopywania trupów. Mam tylko jedną rękę i jedną nogę - odpowiedział Kuger spokojnie.
Wasiak doskoczył z boku.
- Ty świnio! Mów, od kiedy należysz do NSDAP?!
I tu więzień zaskoczył ich totalnie. Odpowiedział im czystą polszczyzną:
- Naprawdę nigdy nie należałem do NSDAP. Oniemieli. Patrzyli na siebie oniemiali. Zatkało obydwu.
- Ty... ty... - jąkał się Miszczuk. - Ty jesteś Polakiem?
- Nie. Jestem Niemcem.
- To skąd umiesz tak dobrze powiedzieć?
- Przygotowałem się. Jestem dość przewidujący.
Wasiak tylko kiwał głową.
- To powiedz coś jeszcze po polsku.
Kuger odpowiedział:
- Nie jestem z gestapo, nie jestem z RSHA, nie brałem udziału w wojnie, bo mam tylko jedną rękę, nie byłem w SS, ani razu nawet nie widziałem obozu koncentracyjnego. Nikogo tam nie posłałem. Jestem podoficerem policji kryminalnej. Bandyci, złodzieje, mordercy, tylko tym się zajmowałem.
Miszczuk opadł w fotelu. Wasiak oparł się o ścianę.
- To znasz polski?
- Nie, nie znam. Tych kilku zdań nauczyłem się na pamięć. Wynająłem najlepszego tłumacza w Breslau, żeby wytrenował... O, przepraszam, we Wrocławiu. Czułem, że mi się te słowa przydadzą.
Miszczuk i Wasiak trwali w szoku.
- Ty, słuchaj - powiedział jeden do drugiego. - Coś tak myślę, że on mówi prawdę.
- No. Też mi się wydaje.
- Szlag z nim. Sprawdzimy przejęte akta.
- Jak sprawdzisz? Ilu masz tłumaczy?
- No rzeczywiście. - Miszczuk odwrócił się do strażnika:- Podrzućcie więźniowi do celi kilka cameli.
Strażnik się obruszył.
- Amerykańskie papierosy mam mu dawać?! Dam ruskie!
- No to przecież się udusi. To Niemiec.
- Fakt - dodał Wasiak. - Nie przeszedł tego, co my. - Powrócił do przesłuchania: - I co było z tym śledztwem w Hali Ludowej?
Widząc, że zestresował Kugera, dodał ugodowo:
- Nie bój się. My nie z UB, jesteśmy zwykłą milicją. - Pomyślał przez chwilę. - Nie wyślemy cię do gułagu czy innego łagru. Jeśli wszystko powiesz, grzecznie, jak na spowiedzi, zwolnimy cię i wtedy pojedziesz. Niemców teraz się wysiedla, więc, kurna, kamraci zaniosą cię do pociągu i pojedziesz do tych swoich Niemiec. Będziesz sobie jadł to swoje... - Zawahał się i odwrócił głowę. - Co oni tam jedzą?
- Golonkę - podpowiedział tłumacz.
- No. Będziesz jadł tę swoją golonkę i pił wódkę.
- Oni piją piwo - wtrącił znowu tłumacz. - Choć wódką też nie gardzą.