- Wiem, że wam tu było ciężko. Ale uwierz mi, tam, gdzie my byliśmy, nie przeżyłbyś trzech tygodni.
- Tak? A jadłeś kiedyś wyłącznie zmrożoną brukiew?
- A spróbowałeś kiedyś nie jeść nic? Tylko pić herbatę z sosnowych igieł?
- A nas trzymali w przepełnionej szkole. Nie było gdzie się położyć.
- A nas na mrozie. Mogłeś się kłaść, gdzie chciałeś, miejsca było w pizdu. Tylko że już się nie podniosłeś.
Miszczuk się zdenerwował. Postanowił ich rozsądzić. Krzyknął:
- Flaga na maszt! Wrocław jest nasz!
Nie miał pojęcia, że stał się prekursorem przebojowej piosenki, która pojawi się za kilkadziesiąt lat i będzie dotyczyła polskiej okupacji Iraku oraz gejostwa. Nawet nie znał tych pojęć.
Przewodnik tylko kręcił głową.
- A ja chcę z powrotem moje Wilno.
- A ja nie chcę wrócić do Krasnoj Armii. Mam, co mam. Mieszkanie, ubranie i czasem paczki z UNRRA. Mam co do pyska włożyć, partia daje. We Wrocławiu nigdy nie będzie minus czterdzieści. A wracać nie mam gdzie. Naszymi rodzinami i naszymi domami zajęli się Ukraińcy. Skutecznie.
- No dobra, nie licytujmy się. - Przewodnik ruszył w drogę. I nagle powtórzył za Miszczukiem: - Flaga na maszt. Wrocław jest nasz!... Macie rację.
Z bronią w rękach dotarli na miejsce tuż przed zmrokiem. Na ich widok z ogromnych drzwi wybiegł jakiś człowiek, powiewając białą flagą i krzycząc coś po niemiecku. Miszczuk przeładował schmeissera.
- Co on? Dopiero teraz się poddaje?
- Nie. On mówi, że tu nie ma roboty dla szabrowników. Wszystko już zabrali. I żeby go nie skrzywdzić. On nic nie ma - wyjaśnił przewodnik.
- Ma nas za szabrowników?
- A jest tu ktoś inny?
Wasiak postanowił włączyć się do rozmowy.
- My chcieć... Rozumiesz: c-h-c-i-e-ć. My chcieć gadać z
Niemiec wyraźnie się przestraszył.
-
Przewodnik usiłował tłumaczyć:
- Oni są z polskiego gestapo! Natychmiast chcą zobaczyć tego, który rządzi tym wielkim budynkiem!
- Z polskiego NKWD - postanowił dobić Niemca Wasiak.
- A ja jestem z MI-5 - dodał Miszczuk, robiąc groźną minę.
Obaj Polacy spojrzeli na niego zdziwieni.
- A co to jest MI-5?
- Nie wiem. Kiedy mnie tłukli na Łubiance w Moskwie, to kazali się przyznać, że jestem agentem angielskiego wywiadu. No to jak zarobiłem parę ładnych razy w fajans, jaja mi spuchły, to się przyznałem, że jestem z „em aj fajf”. Tak to wymawiali. - Wyprostował się z dumą. - Jestem brytyjskim agentem. Mam to na piśmie z wyroku.
- A jaki miałeś numer?
- Nie pamiętam, bo łeb mnie bolał. Na pewno były tam dwa zera. - Kichnął głośno, ponieważ z powodu braku ściany w mieszkaniu ciągle się przeziębiał. - U nas w celi był taki doktor, co znał angielski, i spytałem, co to znaczy „em aj fajf”. No to odpowiedział: „Czy jestem piątką?”. Widzicie? Nawet Ruscy zrobili ze mnie agenta na piątkę.
- E tam, wielkie mi coś - powiedział Wasiak. - Ja to się przyznałem, że kopałem kanał pod Moskwą, żeby wysadzić Kreml! Czapę dostałem na piśmie. Ale jak Germańcy uderzyli, a Ruscy dostali w dupę, to nas zmobilizowali, choć tylko jako SOE.
- A co to jest SOE? - zainteresował się przewodnik, który wojnę spędził po drugiej stronie frontu.
-
- Dajmy spokój. I chodźmy wreszcie, bo naprawdę się ściemnia.
Niemiec poprowadził ich do ogromnej hali. Byli przytłoczeni jej ogromem, nowoczesną, betonową konstrukcją. To robiło wrażenie. Potem przeszli do jakiegoś korytarza, który sądząc po szerokości i wielkości hali, musiał mieć parę hektarów powierzchni. Jakby tu zasiać pszenicę, można by mieć niezłe zyski. Pokonali kilkanaście schodków. Niemiec załomotał w żelazne drzwi.
- Kto tam? Helmut, to ty?
-
- Jakich, kurwa, „kameraden”? Powaliło cię?
-
Przerwał mu Miszczuk:
- Tu Milicja Obywatelska. Otwierać!
- O Boże, nareszcie! - głos zza drzwi nie brzmiał zbyt wyraźnie. - Ale skąd mam pewność, że wy to wy?
- Stąd, że jak nie otworzysz, to wydłubiemy dziurę w drzwiach i wrzucimy ci tam granat - wrzasnął Wasiak.
- A jak ja pierwszy rzucę na was?
- Chryste, człowieku. - Miszczuk uklęknął i usiłował wepchnąć swoje papiery przez szparę pod drzwiami.
-
- A może ci ktoś trzyma lufę przy skroni? - Człowiek w środku nie wydawał się przekonany. - I każą ci mówić te słowa?
- Ty, słuchaj - zdenerwował się Wasiak. - Jak ci przygrzmocę z pancerfausta, to się tam usmażysz - kłamał. - Możemy jeszcze oblepić drzwi plastikiem. Też będzie fajnie.
Miszczukowi udało się jednak przepchać dokumenty przez szparę pod drzwiami.
- Masz? - krzyknął.
- Mam - rozległo się z wnętrza.
- Czytasz?
- Ja nie za bardzo umiem czytać. Ale próbuję.
- No to, kurwa, otwieraj, albo cię przysmażymy! - wrzasnął Wasiak.