- No... no tego nie ruszałem w ogóle. Przecież to ty prowadziłeś śledztwo w sprawie tego faceta.
- Jezus. - Organizm Staszewskiego o trzeciej w nocy nie działał najlepiej. - Możesz mi coś przypomnieć?
- Zwariowałeś? No przecież to ty zamknąłeś ostatnio śledztwo egzekutora z wiatrówką. Nie pamiętasz?
Staszewski zapalił papierosa. Leniwie wydmuchnął dym. Coś mu świtało na granicy świadomości. Ale żeby aż taka amnezja? Dobrze, że rzucił picie. Otrząsnął się dopiero po dłuższej chwili.
- Dobra, dzięki za pomoc.
- Nie ma sprawy. Tylko nie chlej tyle.
- Już nie piję w ogóle.
- Akurat. - Hofman westchnął. - Do jutra.
- No cześć. Naprawdę dzięki.
Nie wiedział, jak długo siedział oparty o ścianę korytarza, odpalając jednego papierosa od drugiego. Naprawdę mógł być tak nawalony, że odbębnił jakąś sprawę i niewiele pamiętał? Chodził, rozmawiał z ludźmi, załatwiał sprawy i to wszystko w jednym alkoholowym ciągu? O, szlag!
Nie miał pojęcia, od czego zacząć. Prowadził śledztwo i ciągle nie miał żadnych podejrzanych. Ani jednego. Nie miał nikogo, kto dałby się powiązać z tą sprawą. Zamyślił się. Nikogo? Naprawdę?
Podniósł się ociężale i zerknął na zegarek.
Była czwarta trzynaście.
* * *
Wypił dwa redbulle z lodówki. Otrzeźwiły go trochę, choć głowa dalej chwiała się z niewyspania. Staszewski włączył laptopa. Czekając na sygnał uruchomienia systemu operacyjnego, kopnął wielki wyłącznik komputera stacjonarnego stojącego pod biurkiem. Gwizdnął na ekspres, żeby zaparzył jeszcze jedną kawę. Potwornie drogie urządzenie również rozumiało ludzką mowę. Ale nie było przynajmniej złośliwe w przeciwieństwie do Marioli, która obudzona gwizdem pomstowała z łóżka zaspanym głosem.
- Nie mógłbyś się pofatygować i włączyć go ręcznie? - wrzasnęła.
-Nie.
Wyjęła spod łóżka zabawkę, karabinek szturmowy
- Dostałeś?
- Nie.
Zapalił papierosa, logując się na serwerze komendy. Potrzebne mu były wyłącznie urzędowe sygnatury, ponieważ to było jego własne śledztwo. Wszystkie notatki i materiały miał na własnym, stacjonarnym komputerze. Bezpiecznym, bo niepodłączonym do sieci. Szybko kopiował dane z laptopa. Potem przeniósł je na pendrive’ie. Miał już wszystko pod ręką. Boże... Wyobraził sobie Grunewalda i Kugera spacerujących przepięknymi uliczkami Breslau, dyskutujących o sprawie w restauracjach czy gasthausach, a na akcję jadących dorożką. Widział też Miszczuka i Wasiaka przedzierających się przez gruzy z pistoletami maszynowymi w rękach. A on prowadził to samo śledztwo, siedząc w domu. Miał wszystko pod klawiszami.
Ekspres z kuchni zagrał jakąś melodyjkę, informując, że kawa już gotowa. Poszedł ostrożnie, na palcach, trochę bojąc się, że Mariola znowu strzeli ze swojego M-16. Ale nie. Spała, wypinając swoją kształtną pupę. Spod kołdry wystawała też jej zawinięta koszula, która ukazywała majtki a la ciotki rewolucji. Pociął jej kiedyś dwie pary nożyczkami, kiedy się krzątała przy kuchni. Ale widocznie zakamuflowała jakieś jeszcze w garderobie. Wziął z kuchni jedyny ostry nóż i przeciął te również. Miała wystarczająco dużo stringów, żeby nie pokazywać się w barchanach.
Kawa okazała się zbyt słodka. Jak zwykle wszystkie urządzenia, które mieli w domu, żyły sobie w najlepsze bogatym życiem wewnętrznym. Nawet głupi ekspres do kawy, który ledwie rozumiał artykułowaną mowę. Staszewski usiadł znowu przed komputerem i zaczął przeglądać akta.
Sprawa, którą prowadził nie tak dawno przecież. Trochę ponad pół roku temu, jak wynikało z dat na dokumentach. Rozbicie drobnego gangu handlującego kradzionymi samochodami. Siedmiu osadzonych. Zmarszczył brwi. Siedmiu... i ten jeden, ósmy, który strzelał ze specjalistycznej wiatrówki. Też trafił do aresztu, lecz dzięki zeznaniom Staszewskiego uniknął nawet procesu. Zwolnili go następnego dnia. Zapalił kolejnego papierosa, choć ten poprzedni dymił jeszcze w popielniczce. Chryste, czy mógł być aż tak pijany, żeby rozwiązać sprawę i niczego nie pamiętać? Czy możliwe jest racjonalne działanie, kiedy jest się nawalonym jak stodoła od rana do nocy i niczego się nie pamięta już po upływie pół roku?