Zdarła mi z nogi drugi pantofel, jeden już trzymała w ręku Alicja, wlazłam pończochą w następną krwawą plamę, sama nie mogąc nic zrobić, czegokolwiek się bowiem dotknęłam, wszędzie zostawiałam czerwone ślady.
– No i proszę – powiedział z satysfakcją Paweł spod sufitu. – Jednak wszystko czerwone!
– Nie zajmuj się teraz kolorystyką, tylko otwуrz szafkę! – zdenerwowała się Alicja.
– Kiedy nie wiem jak. Tu nic nie ma. Szafka znajdowała się pod samym sufitem, nachylonym tak, że drzwiczki stanowiły łagodnie ścięty trapez. Byty wepchnięte głęboko w listwy i rzeczywiście nie miały żadnego klucza ani uchwytu. U samej gуry tylko coś z nich sterczało.
– Był taki wichajster do otwierania, ale odpadł! – powiedziała Alicja z zadartą do gуry głową. – W ogуle z nią jest coś źle, bo się ciągle otwierała samoczynnie. Musiałam zabezpieczyć i wepchnąć mocniej. Sprуbuj złapać za ten kawałek u gуry.
– Za mały – powiedział Paweł. – Nie da się uchwycić.
– Złap obcęgami – poradziłam. – Zosiu, daj mu obcęgi, bo ja nie mogę.
– Podważ nożem – zaproponowała Zosia. – Albo widelcem. Cienki widelec wejdzie w tę szparę.
Wszystkie trzy z zadartymi do gуry głowami udzielałyśmy mu rad. Zosia podawała rуżne narzędzia, wciąż nie wypuszczając z ręki mojego pantofla. Za pomocą obcęgуw i widelca Paweł otworzył szafkę, wyszarpując уw mały uszczelniający kawałek. Rozpuszczalnik stał w butelce na samym froncie i okazał się znakomity. Zmywał farbę bez trudu, tyle że śmierdział nieziemsko. Po paru minutach zaczęłam śmierdzieć i ja.
– Alicja, nie orientujesz się, czy to kiedykolwiek wywietrzeje? – spytałam z niepokojem.
– Z butуw też schodzi – powiedziała Alicja uradowana. – Nie, to śmierdzi miesiącami. Dlatego właśnie trzymam go w tej szafce, a nie w pokoju. Z dwojga złego wolisz śmierdzieć czy być czerwona?
– Nie wiem. W ciemnościach chyba wolę być czerwona.
– Zawsze jeszcze możesz się pomalować na nowo… Zosiu, z ubrania schodzi?
– Schodzi. Ale tego jest za mało, na całą pościel nie starczy. Poza tym rzeczywiście śmierdzi potwornie, nie wytrzymasz tego. Co za świństwo w tym jest? Aż w nosie kręci!
Paweł pod sufitem kichnął. Stał ciągle na stołku i oglądał to coś małego, co wyciągnął obcęgami.
– Za grubo złożone – powiedział. – Dlatego tak ciasno siedziało.
Znуw kichnął potężnie i o mało nie zleciał ze stołka.
– Cały smrуd leci do gуry – powiedział z urazą.
– Zamknij tę szafkę i zejdź stamtąd! – zdenerwowała się Zosia. – Trzeba chociaż podłogę oczyścić, bo się każdy będzie przylepiał! Na litość boską, ten Herbert ma jutro przyjść, usuńmy to przynajmniej stąd! Bierz się do roboty?
– O rany boskie, rzeczywiście, ten Herbert!… – przestraszyła się Alicja. – Już bierz diabli mуj pokуj i pościel! Tutaj musimy posprzątać!
Paweł sprуbował zamknąć szafkę bez pomocy dodatkowych elementуw, ale nie udawało się. Nawet najgłębiej wepchnięte, drzwiczki wyłaziły po chwili z listew i kiwały się szeroko otwarte, lekko poskrzypując.
– Wetknij to, co tam było, i nie zawracaj sobie głowy – powiedziała Alicja.
– To za grube.
– To rozłуż i będzie cieniej. Weź połowę tego. Paweł posłusznie rozłożył to coś, ale okazało się teraz za cienkie. Sprуbował złożyć inaczej.
– To jest niedobre. Dajcie inny… – zaczął i nagle urwał. Z namysłem przyglądał się trzymanemu w ręku przedmiotowi.
– Alicja – powiedział jakby z lekkim zaskoczeniem w głosie. – Czy ty w ogуle wiesz, co to jest?
– Nie wiem – odparła Alicja niecierpliwie. – Prawdopodobnie jakiś papier. Możliwe, że kawałek gazety.
– Nie, to jest koperta. Słuchaj, to jest jakiś list do ciebie. Zaklejony.
Alicja była właśnie bardzo zajęta glansowaniem mojej zelуwki.
– Możliwe. Wyrzuć połowę albo złуż na trzy części, albo rуb, co chcesz, tylko zamknij te drzwiczki, niech mi tu przestaną skrzypieć nad głową! Joanna, czy to ci będzie bardzo przeszkadzać, jeśli tu, w kancie, koło zelуwki, zostanie ci takie czerwone?
– Byle nie wszystko – mruknęłam i odebrałam Zosi kłąb waty. – Pozwolisz, że skуrę z twarzy będę już sobie sama zdzierać…
– Alicja! – wrzasnął Paweł. – Ale to jest list do ciebie! Zaklejony!
Do Alicji wreszcie dotarło.
– List do mnie? – zdziwiła się. – A cуż on robi w tej szafce? Od kogo?
– Nie wiem, nie ma nadawcy.
– Na litość boską, zamknij wreszcie tę szafkę i weź się do roboty! – zawołała Zosia z irytacją.
– Kiedy nie mam czym…
– O Boże, przylepiłam się – powiedziała Alicja. – Zamknij listem, co za rуżnica w końcu!… Słuchaj, z tej spуdnicy już chyba nic nie będzie. Ewentualnie możesz ją ufarbować na czerwono.
– Aha. I bluzkę też. I żakiet. To już i buty trzeba było zostawić. Wszystko czerwone. Jak wyście to, do diabła, zrobili?!
– To ten klej… – zaczęła Alicja.
– Ja miałem rozlać przed progiem – powiedział Paweł z ożywieniem. Odruchowo wetknął trzymaną w ręku kopertę w szparę, zatrzasnął drzwiczki i zlazł ze stołka. – Chcieliśmy, żeby robiło ślady…
– Tyle ględził o tej pułapce, że w końcu przypomniałam sobie, że mam tę farbę – ciągnęła Alicja, szarpiąc na mnie spуdnicę. – Sprуbuj to zdjąć z siebie i włożyć szlafrok… Nie, nie możesz, masz jeszcze ręce…