– Nie, pomocnik. Ona zresztą przeszła specjalne przeszkolenie u boku ukochanego absztyfikanta, świetnie umiała strzelać, nauczyli ją nawet rzucać nożem. A w ogуle to widziała, jak znalazłaś ten klips, wtedy na poczcie we Florencji, dopiero wtedy zauważyła, że zgubiła i drugi, domyśliła się gdzie. Już nie mogła się do niego przyznać i od tamtego czasu żyła w stanie zdenerwowania.
– I tego klipsa tak szukała?
Wypiłam odrobinę koniaku, zanim odpowiedziałam, i przez tę chwilę ciszy, bo wszyscy siedzieli wpatrzeni we mnie w nabożnym skupieniu, usłyszałam jakiś dźwięk, niezbyt głośny. Coś jakby kapnęło.
– Klipsa też. Także zdjęć z Florencji. Wiedziała, że jeśli zabierze te rzeczy, Alicja sobie nigdy w życiu niczego nie przypomni i niczego nie udowodni.
Kap…
– Nie rozumiem wobec tego, po co się uparła mnie zabić – powiedziała Alicja z lekkim roztargnieniem, nastawiając ucha.
– Bo jesteś jedyną osobą, ktуra mogła rozpoznać faceta i widziała ich razem. Ona chyba od początku postanowiła udawać wariatkę.
Kap…
– Coś cieknie – powiedziała Zosia. – Ja też tak uważam. Paweł, dokręć kran.
– Dokręcony.
Kap…
Zamilkliśmy wszyscy.
Kap…
– Gdzie to kapie? – zaniepokoiła się Alicja. – W łazience?
Kap…
– Nie, jakby w wychodku…
Kap…Kap…Kap…
Tempo kapania wzrosło. Przez chwilę siedzieliśmy w milczeniu, patrząc na siebie i usiłując zlokalizować dźwięk.
Kap…Kap…Kap…
Paweł spojrzał nagle na uchylone drzwi korytarzyka, podniуsł się i zajrzał.
– To tu – powiedział i zapalił światło. I zamarł, wpatrzony w głąb z bardzo dziwnym wyrazem twarzy.
Zerwaliśmy się wszyscy.
Kap…Kap…Kap…Kap…
Z krawędzi klapy na antresolę kapała ciurkiem gęsta, ciemnoczerwona ciecz. Na podłodze rozlana była powiększająca się kałuża. Na ścianę chlapały czerwone bryzgi…
Krzyk Zosi zabrzmiał straszliwie. Zasłaniając sobie oczy, rzuciła się w tył, omal nie przewrуciła Thorstena, padła na poręcz fotela.
– Nie…!!! Na litość boską, już nie…!!! Miał być koniec…!!!
– Przecież Anita jest zamknięta…! – powiedziała Alicja w niebotycznym oszołomieniu, tonem całkowitego osłupienia.
Trwaliśmy w wejściu do korytarzyka wpatrzeni w potworne zjawisko, niezdolni do myślenia i działania. Pierwsza oprzytomniała Elżbieta.
– Obawiam się, że trzeba tam zajrzeć – powiedziała z westchnieniem. – Chyba że wolicie poczekać na policję. Ale mnie się wydaje, że to musi być świeże…
– Boże…!!! – jęknęła ochryple Zosia.
– Kto…?! – spytała rozpaczliwie Alicja. – Na litość boską, kto tym razem…?!!!
– Na antresoli…? – powiedziałam z powątpiewaniem, czując, jak lodowate zimno przechodzi mi w środku w nieznośne gorąco. – Wlazł sam czy został wepchnięty…?
– To jest w ogуle niemożliwe – powiedział zdenerwowany Paweł. – Chyba rzeczywiście trzeba zadzwonić po tego policjanta…
Pana Muldgaarda nie było ani w domu, ani w miejscu pracy, ani w ogуle nigdzie. Po krуtkiej, nerwowej naradzie zdecydowaliśmy się zajrzeć sami. Może ten ktoś jeszcze żyje…?
Starannie i z wyraźnym obrzydzeniem omijając kałużę, Alicja ustawiła drabinkę. Wlazł na nią dobrowolnie Thorsten, najmniej z nas wszystkich wyczerpany psychicznie. Uniуsł ostrożnie klapę, w drugiej ręce trzymając latarkę, i zajrzał. Z gуry pociekł strumień ciemnoczerwonej cieczy, mocniej rozbryzgując kałużę po ścianach.
Wzdrygnęliśmy się wszyscy ze zgrozą i wstrętem, bez tchu wpatrując się w czarny otwуr. Thorsten poświecił latarką.
– Za kuferkiem – powiedział grobowo, co Alicja odruchowo przetłumaczyła od razu.
Skinął na Pawła i wręczył mu latarkę, gestem polecając sobie przyświecać. Wlazł gуrną częścią ciała w otwуr, z pewnym wysiłkiem coś przesunął, odebrał Pawłowi latarkę i przez chwilę świecił w ciemną czeluść, przyglądając się czemuś z uwagą.
– Nie wiem, co to jest – powiedział po angielsku, złażąc z drabinki. – Alicja, ja myślę, że to twoje. Wyszło wszystko, zobacz sama.
– O rany boskie! – powiedziała Alicja dziwnym głosem i czym prędzej wlazła na drabinkę. Zapaliła latarkę i zajrzała.
– No tak – powiedziała po chwili milczenia. – Cały sok wiśniowy szlak trafił! Słуj pękł. Jak wpychałam ten kuferek, to coś pękło, czułam to, ale nie miałam czasu sprawdzać. Zupełnie zapomniałam, że on tam stoi…
Przez chwilę wyglądało na to, że Zosia zareaguje zgodnie z zapowiedzią i będziemy mieli nowe, prawdziwe zwłoki, tym razem wreszcie Alicji. Na szczęście w mgnieniu oka opadła z sił.
– Czy nic więcej nie masz w domu…?! Czy ja nie mogę oglądać niczego w innym kolorze, tylko wszystko czerwone?!!! Do cholery, do diabła, zielone, fioletowe, niebieskie…? Ja już nie zniosę więcej czerwonego!!!
Uspokajający płyn szczęśliwie mieliśmy pod ręką. Nie było to czerwone wino, Zosia zatem napiła się bez oporu i nawet dość zachłannie.
– I pomyśleć, że Dania to jest podobno spokojny kraj – powiedziała z rozgoryczeniem. – Nawet nudny!… I ja tu przyjechałam spędzić urlop w spokojnym, nudnym kraju…!
– No to przecież nie u Alicji… – powiedział bardzo rozsądnie Paweł.