— Drodzy panowie, oto ziściło się marzenie wielu historyków i orientalistów. Przede mną leży to zaginione dzieło Ibn Sahima. Kto dokonał tego odkrycia? Tak, tak — Georg Maass. Nie wiem doprawdy, skąd się dowiedział, że ten rękopis znajduje się we wrocławskiej Bibliotece Uniwersyteckiej, czy sam znalazł jakąś wskazówkę, czy ktoś mu jej udzielił. A niełatwo jest odkryć manuskrypt, który — tak jak ten — został oprawiony wraz z dwoma innymi, mniejszymi. Krótko mówiąc, to odkrycie przyniesie Maassowi światową sławę… Tym bardziej, że opracowując dzieło, jednocześnie tłumaczy je na niemiecki. I to, muszę przyznać, tłumaczy wiernie i bardzo pięknie. Odbitki fotograficzne, które od panów otrzymałem, są dosłownym przekładem pewnego bardzo interesującego fragmentu owej kroniki. Mowa w nim jest o makabrycznym mordzie, jakiego dokonało w roku 1205 dwóch ludzi — Turek i krzyżowiec — na dzieciach Al-Szausiego, przywódcy sekty jezydów. Ludzie znający dzieje krucjat byliby zdziwieni — wszak w 1205, w czasie czwartej krucjaty krzyżowcy nie wyszli poza Konstantynopol! Ale nie można wykluczyć pojedynczych wypadów nielicznych choćby oddziałów na odlegle nawet obszary Anatolii czy też Mezopotamii. Ci poszukiwacze przygód i bogactw łupili, co się dało, niekiedy w znakomitej komitywie z muzułmanami.
— Jezydzi często stawali się celem ich ataku…
Anwaldt siedział zasłuchany. Mock spojrzał na zegarek i otworzył usta, aby uprzejmie poprosić Hartnera o przejście do rzeczy. Ten opatrznie jednak zrozumiał jego intencje:
— Tak, tak, ekscelencjo, już wyjaśniam, kim byli jezydzi. Tę dość tajemniczą sektę, która powstała w XII wieku i istnieje do dziś, powszechnie uważa się za satanistyczną. Jest to duże uproszczenie.
— Owszem, jezydzi czczą szatana, ale już pokutującego za swoje grzechy. Mimo pokuty jest jednak ciągle wszechmocny. Zwą oni tego boga zła Malak-Taus, przedstawiają go w postaci pawia i wierzą, że rządzi światem przy pomocy sześciu lub siedmiu aniołów, również przedstawianych pod postacią żelaznych lub brązowych pawi. Krótko mówiąc, religia jezydów to mieszanina islamu, chrześcijaństwa, judaizmu i mazdaizmu, czyli wszystkich wyznań, których przedstawiciele przeszli przez góry w środku Mezopotamii, na zachód od Mosulu, zostawiając okruchy swych wierzeń. Na co dzień jezydzi są bardzo spokojnym, uczciwym i schludnym — co wyraźnie podkreśla angielski XIX-wieczny podróżnik i archeolog Austen Henry Layard — ludem, który był przez całe wieki tępiony przez wszystkich: krzyżowców, Arabów, Turków i Kurdów. Niech zatem panów nie zdziwi, że przeciwko jezydom zawierali sojusze nawet zwalczający się wzajemnie na przykład krzyżowcy i Saraceni. Dla wszystkich tych prześladowców kult boga zła był kamieniem obrazy usprawiedliwiającym najokrutniejsze rzezie. Dziesiątkowani jezydzi rewanżowali się wrogom w ten sam sposób, przekazując nakaz zemsty rodowej z pokolenia na pokolenie. Do tej pory żyją oni na pograniczu Turcji i Persji, zachowując swe niezmienione zwyczaje i dziwną wiarę…
— Doktorze Hartner — nie wytrzymał zniecierpliwiony Mock. — To bardzo interesujące, co pan mówi, ale proszę nam powiedzieć, czy ta ciekawa historia sprzed wieków — oprócz tego, że Maass wydobył ją na światło dzienne — ma z naszą sprawą coś więcej wspólnego?
— Tak. Bardzo wiele wspólnego — Hartner uwielbiał niespodzianki. — Ale uściślijmy, drodzy panowie: nie Maass wydobył tę kronikę na światło dzienne, lecz ktoś, kto zamordował Mariettę von der Malten — delektował się zdziwionymi minami słuchaczy. — Z całą odpowiedzialnością twierdzę: napis na ścianie salonki, w której znaleziono tę nieszczęsną dziewczynę, pochodzi właśnie z tej perskiej kroniki. Brzmi on w przekładzie: „A skorpiony w ich wątpiach pląsały”. Spokojnie, zaraz postaram się odpowiedzieć na wszelkie pytania… Teraz przekażę panom jeszcze jedną ważną informację. Pewne anonimowe źródło z końca XIII wieku, które wyszło spod pióra jakiegoś Franka, podaje, że nastoletnie dzieci przywódcy jezydów, Al-Szausiego, zamordował jakiś „germański rycerz”. W czwartej krucjacie uczestniczyło zaledwie dwóch naszych rodaków. Jeden z nich zginął w Konstantynopolu. Drugim był Godfryd von der Malten. Tak, drodzy panowie, przodek naszego barona.
Mock zakrztusił się kawą, na jasny garnitur prysnęły czarne kropelki. Anwaldt wzdrygnął się i poczuł działanie pewnego hormonu odpowiedzialnego za jeżenie się włosów na ludzkim ciele. Obaj palili w milczeniu. Obserwując wrażenie, jakie wywarł na swoich słuchaczach, Hartner nie posiadał się z radości, która dość dziwnie kontrastowała z ponurymi dziejami jezydów i krzyżowców. Mock przerwał panujące milczenie:
— Brak mi słów, aby podziękować panu dyrektorowi za tak wnikliwą ekspertyzę. Wraz z moim asystentem jesteśmy głęboko poruszeni, zważywszy, że cała ta historia rzuca nowe światło na naszą zagadkę. Pozwoli pan, dyrektorze, że zadamy panu kilka pytań? Nieuniknione będzie przy tym zdradzenie kilku sekretów śledztwa, które pan dyrektor raczy zachować tylko dla siebie.
— Oczywiście. Słucham.