Jazda nienagrzanym samochodem sprawiła Anwaldtowi wielką przyjemność
Kierując się wskazówkami kierowcy von Maltena, dojechał bez większych kłopotów pod seminarium orientalistyczne przy Schmiedebrucke 35. Profesor Andreae czekał już na niego. Uważnie wysłuchał Anwaldta, naśladującego sposób mówienia wczorajszego napastnika. Choć kwestia, którą policjant kilkakrotnie powtarzał, była bardzo krótka
Przy wejściu spotkał Forstnera. Wymienili spojrzenia i rozpoznali się bez trudu: obwiązana głowa Anwaldta i rozcięty łuk brwiowy Forstnera. Pozdrowili się z udawaną obojętnością.
— Widzę, że wczorajszego wieczora nie spędził pan na zebraniu Armii Zbawienia na Blucherplatz — śmiał się Smolorz witając Anwaldta.
— Drobiazg, miałem lekki wypadek — spojrzał na biurko: leżała tam teczka von Kópperlingka. — Niezbyt gruba.
— Grubsza jest z pewnością w archiwum gestapo. Trzeba mieć specjalne wpływy, aby tam się dostać. Ja ich nie mam… — otarł spocone czoło kraciastą chustką.
— Dziękuję, Smolorz. Ach… — Anwaldt nerwowo potarł nos. — Bardzo pana proszę o przygotowanie do jutra spisu wszystkich Turków, którzy przebywali we Wrocławiu przez ostatnie półtora roku. Macie tu konsulat turecki?
— Tak, jest przy Neudorffstrasse.
— Tam panu na pewno pomogą. Dziękuję, jest pan wolny.
Anwaldt został sam w swoim chłodnym gabinecie. Oparł czoło na śliskim, zielonym blacie biurka. Czuł, że zbliża się do minimum sinusoidy — punktu krytycznego złych i dobrych nastrojów. Boleśnie uświadomił sobie, że reaguje inaczej niż inni: wściekle rozpalony świat na zewnątrz wyzwalał u niego aktywność i działanie, przyjemny chłód gabinetu — poddanie i rezygnację.
Wstał gwałtownie, zdjął koszulę i pochylił się nad miednicą. Posykując z bólu obmył kark i pachy. Usiadł na krześle i pozwalał wodzie ściekać z pokaleczonego torsu wąskimi strumykami. Wytarł twarz i ręce w podkoszulek.
Pukanie do drzwi. Pu-ka-nie. Goniec przyniósł naręcze butelek i dwie paczki mocnych papierosów „Bergmann Privat”. Papieros osłabił go na krótki moment. Wypił duszkiem lemoniadę, zamknął oczy i znów myśli-obrazy stały się myślami-zdaniami.