Читаем Śmierć w Breslau полностью

Musiałaby zatem zawiązać pętle na grubej rurze kanalizacyjnej pod sufitem, a następnie trzymając się jej jedną ręką, założyć sobie pętlę na szyję. (Taki wyczyn byłby trudny dla akrobaty, a co dopiero dla morfinistki, którą dzisiaj zerżnęło pewno z pól tuzina facetów. Wygląda na to, że ktoś bardzo silny udusił Leę, powiesił w łazience sznur, podniósł dziewczynę i włożył jej szyję w pętle. Zapomniał tylko o jakimś krześle, które uwiarygodniłoby tę mistyfikację).

Nagle usłyszał łopotanie firanki w oknie, przez które wchodził.

Przeciąg. (Musi być jeszcze jedno okno otwarte w tym mieszkaniu).

W drzwiach stał wielki, ciemny mężczyzna. Zamachnął się gwałtownie. Anwałdt uskoczył, nadeptując na jedwabną halkę leżącą na podłodze. Jego prawa noga podjechała do tylu, cały ciężar ciała spoczął na opuchniętej lewej pięcie: nie wytrzymała. Ugięła się lewa noga, Anwałdt pochylił się przed Turkiem. Ten splótł ręce i zadał cios od dołu — w brodę. Policjant runął na wznak do wielkiej wanny. Zanim zrozumiał, co się stało, zobaczył nad sobą twarz napastnika i ogromną pięść z kastetem. Cios w splot słoneczny odebrał mu oddech. Kaszel, charkot, rozmyty obraz, charkot, charkot, noc, charkot, noc, noc.

Wrocław,

tegoż 10 lipca 1934 roku. Godzina ósma wieczorem

Lodowata woda przywróciła Anwaldtowi przytomność. Siedział całkiem nagi w celi bez okna, przywiązany do krzesła. Przypatrywali mu się dwaj mężczyźni w czarnych rozpiętych mundurach SS. Niższy z nich wykrzywiał długą, inteligentną twarz w grymas przypominający uśmiech. Przypominał mu gimnazjalnego nauczyciela matematyki, który robił podobne miny, gdy któryś z uczniów nie potrafił rozwiązać zadania. (Ostrzegam pana przed tymi ludźmi — są bezwzględni i potrafią zmusić każdego do rezygnacji ze śledztwa. Gdyby — Boże broń — znalazł się pan na gestapo, proszę uparcie twierdzić, że jest pan agentem Abwehry rozpracowującym siatkę polskiego wywiadu we Wrocławiu).

Gestapowiec przeszedł się po celi, w której smród potu był prawie namacalny.

— Jest źle, Anwaldt, prawda? — wyraźnie czekał na odpowiedź.

— Tak… — wysapał skatowany. Język trafił w poszarpane resztki przedniego zęba.

— Wszyscy są źli w tym mieście — obszedł krzesło dookoła. — Taaak, Anwaldt. Co zatem robisz tu… w tym Babilonie, co cię tu przygnało?

Zapalił papierosa, a płonącą zapałkę przyłożył do ciemienia więźnia, który rzucił się z wraz z krzesłem; smród spalonych włosów zatykał oddech. Drugi oprawca, spocony grubas, zarzucił mu na głowę mokrą szmatę, która stłumiła ogień. Ulga nie trwała długo. Ten sam gestapowiec jedną ręką ścisnął mu nos, drugą zaś wepchnął szmatę do ust.

— Berlińczyku, jakie jest twoje zadanie we Wrocławiu? — powtarzał przytłumiony głos. — Wystarczy, Konrad.

Uwolniony od śmierdzącego knebla Anwaldt rozkaszlał się na długo. Szczupły gestapowiec cierpliwie czekał na odpowiedź. Nie otrzymawszy jej, spojrzał na swego pomocnika.

— Pan Anwaldt nie chce odpowiadać, Konrad. Widać czuje się bezpiecznie. Wydaje mu się, że jest chroniony. A kto go chroni? — rozłożył ręce. — Może Kriminaldirektor Eberhard Mock? Ale tu nie ma Mocka. Widzisz gdzieś Mocka, Konrad?

— Nie widzę, Herr Standartenfuhrer.

Szczupły schylił głowę i rzekł proszącym głosem:

— Wiem, wiem, Konrad. Twoje metody są niezawodne. Żadna tajemnica się nie ostanie, nie zatrze się w pamięci żadne nazwisko, gdy ty przesłuchujesz swoich pacjentów. Pozwól, abym ja wyleczył tego pacjenta. Mogę?

— Oczywiście, Herr Standartenfuhrer.

Uśmiechnięty Konrad wyszedł z celi. Standartenfuhrer otworzył starą, podniszczoną teczkę i wyjął z niej litrową butelkę oraz półlitrowy słoik. Zawartość flaszki — jakąś zawiesinę — wylał Anwaldtowi na głowę. Więzień poczuł na języku słodkawy smak.

— To woda z miodem, wiesz Anwaldt — oprawca sięgnął po słoik.

— A wiesz, co to jest? No już, już… Zaspokoję twoją ciekawość. Potrząsnął kilkakrotnie słoikiem. Dochodziło z niego niskie bzyczenie owadów. Anwaldt spojrzał: dwa szerszenie z wściekłością skakały na siebie i obijały się o ścianki słoika.

— Ojej, jakie to straszne potwory… — zawodził gestapowiec. Nagle wziął zamach i rozbił słoik o ścianę. Zanim zdezorientowane szerszenie zafurkotały w małej celi, więzień pozostał sam.

Перейти на страницу:

Похожие книги

100 знаменитых харьковчан
100 знаменитых харьковчан

Дмитрий Багалей и Александр Ахиезер, Николай Барабашов и Василий Каразин, Клавдия Шульженко и Ирина Бугримова, Людмила Гурченко и Любовь Малая, Владимир Крайнев и Антон Макаренко… Что объединяет этих людей — столь разных по роду деятельности, живущих в разные годы и в разных городах? Один факт — они так или иначе связаны с Харьковом.Выстраивать героев этой книги по принципу «кто знаменитее» — просто абсурдно. Главное — они любили и любят свой город и прославили его своими делами. Надеемся, что эти сто биографий помогут читателю почувствовать ритм жизни этого города, узнать больше о его истории, просто понять его. Тем более что в книгу вошли и очерки о харьковчанах, имена которых сейчас на слуху у всех горожан, — об Арсене Авакове, Владимире Шумилкине, Александре Фельдмане. Эти люди создают сегодняшнюю историю Харькова.Как знать, возможно, прочитав эту книгу, кто-то испытает чувство гордости за своих знаменитых земляков и посмотрит на Харьков другими глазами.

Владислав Леонидович Карнацевич

Неотсортированное / Энциклопедии / Словари и Энциклопедии