Baron odrzucił piszczel i rozpoczął striptiz. Instrumentaliści uderzali w dzikiej pasji smyczkami w napięte struny. Baron zupełnie nagi przyprawił sobie wielką rudą brodę, a na głowę włożył piętrową czapę Nabuchodonozora. Niektórzy orgiaści opadli z sił i ślizgali się na własnym pocie. Inne pary, tercety i kwartety usiłowały — na próżno — zadziwiać się wymyślnymi pieszczotami. Anwaldt spojrzał ponad ciałami i napotkał uważny wzrok Nabuchodonozora, który tymczasem włożył ciężką złotą szatę.
Anwaldt wił się pod uważnym wzrokiem barona. Postanowił przyjąć zaproszenie dwóch lesbijek, które od dłuższej chwili przyzywały go ku sobie. Nagle zjawił się Ganimedes prowadząc nieco zamroczoną platynową blondynkę w aksamitnej masce. Nabuchodonozor przestał się nim interesować. Dziewczyna przykucnęła przy sofie Anwaldta. Zamknął oczy.
— Jak się tu znalazłeś? Pokaż zaproszenie!
Anwaldt słyszał już taki akcent, kiedy przesłuchiwał w Berlinie pewnego tureckiego restauratora zamieszanego w przemyt opium.
Leżał sparaliżowany nie tyle mocnym chwytem, ile widokiem dziwnego tatuażu na lewej dłoni napastnika. Pod wpływem stalowego uścisku między palcem wskazującym a kciukiem wysklepił się duży okrągły mięsień drgający przy najmniejszym poruszeniu. Drżenie mięśnia wprawiało w ruch starannie wytatuowanego skorpiona. Napastnik chciał jeszcze bardziej unieruchomić ofiarę, ale gdy przerzucał nogę przez sofę, aby usiąść okrakiem na policjancie, ten zgiął szybko nogę w kolanie i trafił amatora czosnku w czułe miejsce. Mężczyzna pod wpływem bólu oderwał rękę od ramienia Anwaldta, który odzyskawszy częściowo swobodę ruchów uderzył czołem w twarz przeciwnika.
Poczuł wilgoć na głowie. Wytatuowany stracił równowagę i spadł z sofy. Policjant pobiegł ku wyjściu. Nikogo nie zainteresowała bijatyka, kwartet wykonywał nadal oszalałe rondo, coraz więcej osłabionych ludzi zaległo mokry parkiet.
Jedyną przeszkodą, jaką Anwaldt musiał pokonać, był Ganimedes, który wymknął się wcześniej z sali i właśnie zamykał drzwi wejściowe. Anwaldt wymierzył mu mocnego kopniaka w pachę, drugi zadudnił po żebrach. Służący zdołał jednak zamknąć drzwi i wepchnąć klucz w otwór na listy. Klucz zabrzęczał z drugiej strony, na posadzce klatki schodowej. Trzeci cios, w głowę, pozbawił Ganimedesa przytomności. Anwaldt, nie mogąc się wydostać drzwiami, ruszył po wewnętrznych schodach na piętro apartamentu. Za sobą słyszał ciężki oddech cudzoziemca. Huk strzału rozdarł powietrze i nieznacznie zaniepokoił odpoczywających po ciężkim trudzie orgiastów. Policjant poczuł ból w uchu i ciepłą krew na szyi.