Читаем Rzeźnia numer pięć полностью

Tam, na skrzyżowaniu, w pierwszym szeregu przechodniów stał chirurg, który przez cały dzień nie odchodził od stołu operacyjnego. Był cywilem, ale trzymał się po wojskowemu. Brał udział w dwóch wojnach światowych. Widok Billy’ego przejął go oburzeniem, zwłaszcza kiedy dowiedział się od konwojentów, że Billy jest Amerykaninem. Uważał, że Billy jest w potwornie złym guście, i przypuszczał, że musiał on zadać sobie niemało trudu, żeby aż tak się wystroić.

Chirurg znał angielski i powiedział do Billy’ego:

— Widzę, że uważa pan wojnę za rzecz nadzwyczaj śmieszną.

Billy spojrzał na niego nieprzytomnie. Na chwilę stracił poczucie, gdzie jest i jak się tu znalazł. Nie przyszło mu do głowy, że ktoś może posądzać go o celową błazenadę. To Los tak go przebrał cudacznie — Los i wątła wola utrzymania się przy życiu.

— Czy myślał pan, że będziemy się z tego śmiali? — spytał go chirurg.

Chirurg domagał się jakiejś satysfakcji. Billy nie rozumiał. Chciał być miły, pomóc w miarę możności, ale jego możliwości były bardzo ograniczone. Trzymał właśnie w palcach dwa przedmioty znalezione pod podszewką płaszcza i postanowił pokazać je chirurgowi.

— Czy myślał pan, że będzie nas bawiło pańskie przedrzeźnianie? — mówił chirurg. — Nie wstyd panu reprezentować w ten sposób swój kraj?

Billy wyjął rękę z mufki i podsunął ją pod nos chirurgowi. Na jego dłoni spoczywał dwukaratowy brylant oraz proteza dentystyczna. Wyglądała jak mała nieprzyzwoita rzeźba w kolorze srebrnym, perłowym i mandarynkowym. Billy rozpromienił się w uśmiechu.

* * *

Korowód tańcząc, wijąc się i podrygując dotarł do bramy drezdeńskich rzeźni i wszedł do środka. Od dawna nie było tu żadnego ruchu. Prawie wszystkie zwierzęta rzeźne w Niemczech zostały zabite, zjedzone i wydalone przez ludzi, głównie żołnierzy. Zdarza się.

Amerykanów zaprowadzono do piątego budynku w obrębie murów. Był to jednokondygnacjowy betonowy prostokąt z zasuwanymi drzwiami na obu końcach. Zbudowano go jako pomieszczenie dla świń oczekujących na rzeź. Teraz miał służyć za mieszkanie setce amerykańskich jeńców wojennych. W środku były prycze, dwa pękate piecyki i jeden kran. Zaraz za budynkiem mieściła się latryna: drewniana żerdź, pod którą stały kubły.

Nad drzwiami budynku widniała wielka cyfra. Piątka. Zanim wpuszczono Amerykanów do środka, jedyny mówiący po angielsku konwojent kazał im zapamiętać ich nowy, prosty adres, na wypadek gdyby zagubili się w wielkim mieście. Adres ten brzmiał: Schlachthof-fünf. Schlachthof znaczy rzeźnia. Fünf to po prostu pięć.

<p>7</p>

W dwadzieścia pięć lat później Billy wsiadł w Ilium do specjalnie zarezerwowanego samolotu. Wiedział, że samolot się rozbije, ale nie chciał mówić o tym nikomu, żeby się nie ośmieszać. Samolot ten miał przewieźć Billy’ego i dwudziestu ośmiu innych optyków na zjazd do Montrealu.

Żona Billy’ego, Walencja, została na lotnisku, zaś jego teść, Lionel Merble, siedział przywiązany do sąsiedniego fotela.

Lionel Merble był maszyną. Tralfamadorczycy oczywiście twierdzą, że wszystkie zwierzęta i rośliny we Wszechświecie są maszynami. Dziwi ich bardzo, iż tylu Ziemian oburza się na samą myśl, że ktoś mógłby ich o to posądzić.

Na płycie lotniska maszyna nazwiskiem Walencja Merble-Pilgrim jadła batonik „Czarny Piotruś” i machała ręką na pożegnanie.

Samolot wystartował bez przeszkód. Taka była widocznie konstrukcja tej chwili. Na pokładzie znajdował się kwartet, „Czterookie Skurczybyki”, specjalizujący się w piosenkach podwórkowych. Składał się również z optyków.

Kiedy samolot wszedł na kurs, maszyna, która była teściem Billy’ego, poprosiła kwartet o zaśpiewanie jego ulubionej piosenki. Wiedzieli od razu, o jaką piosenkę chodzi, i zaśpiewali:

— Siedzę smutny w mojej celi,Moje szczęście diabli wzięli,Wciąż ze strachu w portki robię, kurwa mać!I oglądam krwawą bliznę,Bo ugryzła mnie w słabiznę;Nigdy więcej żadnej baby nie chcę znać.

Teść Billy’ego pękał ze śmiechu i poprosił kwartet o odśpiewanie piosenki polskich górników z Pensylwanii, którą kwartet wykonał z charakterystycznym akcentem. Zaczynała się tak:

— Władziu i ja, my są tera w kopalni,Rany boskie, ale nam fajnie!Forsę płacą nam każdej soboty,A za to w niedzielę nima roboty!

Kiedy już mowa o ludziach z Polski, to Billy Pilgrim był przypadkowo świadkiem powieszenia Polaka, mniej więcej w trzy dni po przyjeździe do Drezna. Billy maszerował do pracy wraz z grupką jeńców tuż po wschodzie słońca, kiedy przed wejściem na stadion sportowy zobaczyli szubienicę i gromadkę gapiów. Polak był parobkiem u bauera i powieszono go za stosunek płciowy z Niemką. Zdarza się.

* * *
Перейти на страницу:

Похожие книги

Аччелерандо
Аччелерандо

Сингулярность. Эпоха постгуманизма. Искусственный интеллект превысил возможности человеческого разума. Люди фактически обрели бессмертие, но одновременно биотехнологический прогресс поставил их на грань вымирания. Наноботы копируют себя и развиваются по собственной воле, а контакт с внеземной жизнью неизбежен. Само понятие личности теперь получает совершенно новое значение. В таком мире пытаются выжить разные поколения одного семейного клана. Его основатель когда-то натолкнулся на странный сигнал из далекого космоса и тем самым перевернул всю историю Земли. Его потомки пытаются остановить уничтожение человеческой цивилизации. Ведь что-то разрушает планеты Солнечной системы. Сущность, которая находится за пределами нашего разума и не видит смысла в существовании биологической жизни, какую бы форму та ни приняла.

Чарлз Стросс

Научная Фантастика