Ruchem ręki Lazzaro przekreślił wszystko, co Billy Pilgrim mógłby powiedzieć.
— Daj spokój, chłopie — powiedział. — Ciesz się życiem, póki możesz. Nic się nie zdarzy przez najbliższe pięć, dziesięć, piętnaście, może dwadzieścia lat. Ale dam ci jedną dobrą radę: jak usłyszysz dzwonek, nigdy sam nie otwieraj drzwi.
Billy Pilgrim mówi, że naprawdę tak właśnie zginie. Wędrując po czasie, wielokrotnie widział swoją śmierć i opisał ją na taśmie magnetofonowej. Taśma ta, jak powiada, jest zamknięta wraz z jego testamentem i kosztownościami w Narodowym Banku Handlowym, oddział w Ilium.
Taśma zaczyna się tak:
„Ja, Billy Pilgrim, umrę, umarłem i zawsze będę umierał trzynastego lutego 1980 roku.”
W dniu swojej śmierci, powiada, pojedzie do Chicago, żeby wystąpić przed licznym audytorium na temat latających talerzy. Na stałe będzie nadal mieszkał w Ilium. Aby przyjechać stamtąd do Chicago, będzie musiał przekroczyć trzy granice państwowe. Stany Zjednoczone Ameryki uległy bałkanizacji i zostały podzielone na dwadzieścia małych państewek, tak aby nigdy już nie mogły zagrozić pokojowi świata. Na Chicago rozgniewani Chińczycy zrzucili bombę wodorową. Zdarza się. Teraz jest to całkowicie nowe miasto.
Billy przemawia przed wielkim tłumem na stadionie baseballowym pokrytym geodezyjną kopułą. Za jego plecami zwisa flaga państwowa przedstawiająca byka rasy herefordzkiej na zielonym polu. Billy przepowiada swoją śmierć w ciągu najbliższej godziny. Śmieje się z tego i zaprasza tłum, aby śmiał się wraz z nim.
— Najwyższy czas, abym już umarł — mówi. — Wiele lat temu — mówi — pewien człowiek poprzysiągł, że mnie zabije. Jest już teraz stary i mieszka niedaleko stąd. Zwrócił uwagę na szum, jaki podniesiono w związku z moim wystąpieniem w waszym pięknym mieście. Ten człowiek jest nienormalny. Dzisiaj spełni swoją obietnicę.
W tłumie rozlegają się protesty, ale Billy Pilgrim ucisza je.
— Jeśli protestujecie, jeśli myślicie, że śmierć jest czymś strasznym, to znaczy, że nie zrozumieliście ani słowa z tego, co wam mówiłem.
I Billy wypowiada słowa, którymi kończy wszystkie swoje wystąpienia:
— Żegnajcie, witajcie! Żegnajcie, witajcie!
Opuszcza mównicę w otoczeniu policji. Ich zadaniem jest bronić go przed naciskiem popularności. Od 1945 roku nikt nie wypowiadał gróźb pod jego adresem. Policjanci wyrażają w kwiecistym stylu gotowość pozostania przy nim. Chcą czuwać przez całą noc z bronią gotową do strzału.
— Ależ nie — mówi Billy pogodnym głosem. — Czas już, abyście poszli do domów, do swoich żon i dzieci, a na mnie czas, żebym umarł na trochę, a potem żył znowu.
W tym momencie wysokie czoło Billy’ego znajduje się w celowniku dalekosiężnej strzelby laserowej. Jest ona skierowana na niego z ciemnej kabiny prasowej. W następnym momencie Billy Pilgrim nie żyje. Zdarza się.
Tak więc Billy przez chwilę doświadcza śmierci. Jest to po prostu liliowa poświata i ciche brzęczenie. Nie ma tam nikogo. Nawet jego tam nie ma.
Potem Billy cofa się z powrotem w życie, aż do dnia, w którym Lazzaro obiecał, że go zabije. W godzinę później powiedziano mu, że ma opuścić izbę chorych, że jest już zdrowy. On, Lazzaro i biedny stary Edgar Derby mają dołączyć do reszty zebranej w teatrze, gdzie odbędą się wolne wybory: w tajnym głosowaniu wybiorą sobie starostę.
Billy, Lazzaro i biedny stary Edgar Derby szli przez plac apelowy do teatru. Billy owinął sobie swój płaszczyk wokół rąk, jakby to była damska mufka. Był środkowym błaznem w niezamierzonej parodii słynnego obrazu
Edgar Derby układał w myśli list do żony, w którym pisał, że żyje i jest zdrowy, żeby się nie martwiła, bo wojna dobiega końca i on wkrótce wróci do domu.
Lazzaro rozmawiał sam z sobą o ludziach, których każe zabić po wojnie, o lewych interesach, które będzie prowadził, i o kobietach, które zmusi do spania z sobą, czy im się to będzie podobać, czy nie. Gdyby był psem, pierwszy lepszy policjant zastrzeliłby go i odesłał jego głowę do laboratorium, żeby sprawdzić, czy ma wściekliznę.
Przed wejściem do teatru natknęli się na Anglika, który obcasem żłobił rowek w ziemi. Zaznaczał w ten sposób granicę między częścią angielską i amerykańską. Billy, Lazzaro i Derby nie musieli pytać, co oznacza ta linia. Był to symbol dobrze im znany z dzieciństwa.
Teatr był wybrukowany ciałami Amerykanów, którzy leżeli jeden przy drugim, jak łyżeczki w pudełku. Większość z nich spała albo była półprzytomna. Ich wysuszone wnętrzności dygotały.
— Zamknij te kurewskie drzwi — powiedział ktoś do Billy’ego. — Urodziłeś się w oborze?
Billy zamknął drzwi, wyjął ręce ze swojej mufki i dotknął pieca. Był zimny jak lód. Na scenie nadal wznosiły się dekoracje do