Sonca było ŭžo na zachadzie i, kazaŭ by, rastaplałacja ŭ viečarovaj zarnicy. Vidovišča było skončana. Narod rynuŭsia z amfiteatru i vylivaŭsia praz vychady, zvanyja vamitoryjami, na horad. Tolki aŭhustyjanie nie spiašalisia, čakajučy, pakul adpłyvie chvala. Cełaja hramada ich, pakinuŭšy svaje miejscy, sabrałasia pry podyjumie, dzie zjaviŭsia znoŭ cezar, kab upojvacca pachvałami.
Bo mała było jamu tych vopleskaŭ, jakich nie škadavała publika, jon spadziavaŭsia ŭzdymu podzivu, dachodziačaha da šalonasci. Darma hrymieli pachvalnyja himny, darma viastałki całavali jaho «boskija» dałoni, a Rubryja schiliłasia pry tym tak, što až rudoju hałavoju svajoju pryhałubiłasia da hrudziej jahonych. Neron nie byŭ zadavoleny i nie ŭmieŭ taho ŭtojić. Dziviła jaho nadta j tryvožyła maŭčannie Piatronija. Słoŭca jakoje pachvalnaje, padkreslivajučaje daskanałasć piesni, prychilnaja recenzija arbitra byli b jamu ŭ henaj chvilinie vialikaj paciechaj. Dyk nie moh vytrymać, padazvaŭ Piatronija i, jak tolki toj uvajšoŭ u podyjum, pytaje: — Skažy… A Piatroni abyjakava adkazvaje: — Maŭču, bo nie mahu znajsci słoŭ. Pieravyšyŭ ty sam siabie.
— Tak i mnie zdavałasia, a adnak toj narod?..
— Ci ž možaš spadziavacca ad miaščanaŭ lepšaje aceny paeziji?
— Dyk i ty zaciemiŭ, što nie padziakavana mnie tak, jak vymahała maja zasłuha?
— Bo vybraŭ ty błahi momant.
— Čamu?
— Tamu što mazhi, ačadziełyja ad zaduchi kryvi, nie mohuć kiemna słuchać.
Neron zacisnuŭ kułaki i žurycca: — Och, hetyja chryscijanie! Spalili Rym, a ciapier kryŭdziać i mianie. Jakija ž jašče kary na ich prydumaju?!
Piatroni skiemiŭ, što nie ŭ toj bok pajšoŭ, słovy jahonyja dajuć zusim advarotny vynik tamu, jaki maniŭsia asiahnuć, dyk, chočučy adviarnuć dumku cezara ŭ inšy bok, nachiliŭsia da jaho j šapnuŭ: — Piesnia tvaja čaroŭnaja, ale vymahaje adnaje zaciemki: u čacviertym vieršy treciaha strofu kulhaje krychu mietryka.
Neron sčyrvanieŭ ad soramu, maŭlaŭ złoŭleny na haniebnym prastupku, zirnuŭ bajazliva i adkazaŭ taksama šeptam: — Ty ŭsio zaciemiš!.. Pieraładžu!.. Ale nichto bolš nie skiemiŭ, praŭda?..
Tolki ty — na ŭsich bahoŭ! — nikomu nie kažy, kali… kali tabie žyccio miłaje.
Na heta Piatroni nachmuryŭ brovy j adkazaŭ z pozaju nudasnasci j znieachvočannia: — Možaš mianie, boski, asudzić na smierć, kali ja tabie niaŭhožy, tolki nie straš mianie joju, bo bahi najlepš viedajuć, jak ja bajusia jaje.
I tak havoračy, mieraŭ cezara vačyma, a toj pa chvilinie adzyvajecca: — Nie hnievajsia… Ty ž viedaješ, jak lublu ciabie… «Drenny znak!» — padumaŭ Piatroni.
— Maniŭsia ja prasić vas siannia na bankiet, — havaryŭ dalej cezar, — ale lepš začynicca dy ŭziacca za paliroŭku taho praklataha vieršu z treciaha strofu. Aprača ciabie moh pamyłku zaciemić šče Seneka, a moža, i Sekundus Karynas, ale na ich maju ŭžo sposab.
Heta vyhavaryŭšy, zaklikaŭ Seneku i zahadaŭ jamu, kab razam z Akratam i Sekundam Karynam jechali ŭ Italiju dy pa ŭsich pravincyjach pa hrošy, jakija treba budzie sabrać z haradoŭ, viosak, słaŭnych sviatyń, adnym słovam, adusiul, skul tolki lho budzie ich vycisnuć. Ale Seneka ad henaj roli skuradziora, sviatakradcy dy razbojnika admoviŭsia naadrez.
— Ja mušu jechać na pravincyju, dominie, i tam čakać smierci, bo ja ŭžo stary dy niervy maje chvoryja.
Iberyjskija niervy Seneki, macniejšyja, čym Chiłonavy, nie byli mo chvoryja, ale naahuł zdaroŭje jahonaje było drennaje, bo vyhladaŭ moŭ cień, i hałava apošnimi časami zusim zbialeła.
Neron taksama, zirnuŭšy na jaho, padumaŭ, što istavietna mo nie doŭha čakacimie na jahonuju smierć, dyk kaža: — Kali chvory, dyk nie budu ciabie turbavać, ale z lubasci da ciabie chaču mieć ciabie blizka, dyk zamiest vyjazdžać, začynišsia ŭ svajim domie i nie vychodzicimieš z jaho.
Pasla čaho raschachataŭsia i skazaŭ: — Kali pašlu Akrata j Karyna samych adnych, dyk tak vyhladacimie, jak by pasłaŭ vaŭkoŭ pa aviečak. Kaho ž nad imi pastaŭlu?
— Pastaŭ mianie, dominie! — adzyvajecca Damicyj Afer.
— Ciabie? Nie chaču aburać Merkura na Rym, jakoha zastydzili b zładziejstvam. Patrebna mnie jakoha-niebudź stojika, jak Seneka abo jak toj moj novy spahadnik — filozaf Chiłon.
Heta vymaviŭšy, pačaŭ ahladacca, pytajučy: — A što ž stałasia z Chiłonam?
A Chiłon, jaki, acvierazieŭšy na sviežym pavietry, viarnuŭsia ŭ amfiteatr na piesni cezara, pracisnuŭsia bližej i kaža: — Ja tut, synu sonca j miesiaca pramianisty! Byŭ zaniadužaŭšy, ale piesnia tvaja azdaraviła mianie.
— Pašlu ciabie ŭ Achajju, — zahadvaje Neron. — Ty pavinien viedać da adnaho hrošyka, kolki tam kožnaja sviatynia maje.
— Hetak i zrabi, Zeŭsie, a bahi złožać tabie takuju daninu, jakoje nikoli nikomu nie składali.
— Zrabiŭ by tak, tolki nie chočacca mnie addalać ciabie ad vidoviščaŭ amfiteatralnych.
— Baalu!.. — zaskihliŭ Chiłon.
Aŭhustyjanie paviesialeli, bačačy lepšuju humoru cezara, i damahalisia: — Dy nie, dominie! Škada było b adryvać henaha advažnaha hreka ad ihryščnych dzivaŭ.