— Dlatego — powiedział spokojnie inspektor — że pan profesor Harold Sparrow nie przeczytał w całym swoim życiu ani jednej książki kryminalnej. Jest to człowiek niezwykły dla naszej zepsutej epoki. Pomimo to, co widzieliśmy, jest w nim siła, odwaga, upór, a nade wszystko czystość, czyli cecha, którą kobiety pragną szanować, ile razy się o nią otrą. Wbrew wszystkim pozorom i całej literaturze świata kobieta gotowa jest zawsze pokochać solidnego mężczyznę. W dodatku Harold Sparrow to bardzo rozumny człowiek. Rozumny nie w sensie tej efektownej inteligencji, którą każdy młody człowiek z dobrej rodziny zdobywa tonami w Oxfordzie. Harold Sparrow odróżnia dobro od zła, a to jest bardzo trudne sądząc z tego, co widzimy naokoło.
— I co z tego? — mruknął Alex. — Oto mamy rezultaty!
— Tu pokonała go jego czystość. Chciał postąpić jak najlepiej, chciał pokonać zło, a potem chciał wziąć na siebie całą odpowiedzialność za to, co się stało.
— Skąd wiesz, że nie przeczytał żadnej książki kryminalnej?
— Nie zostawiłby odcisków palców na tym nożu, a gdyby je zostawił, pomyślałby o tym później. Wszedł tu absolutnie przekonany, że nikt nie wie o jego pobycie w gabinecie. Chciał najpierw dowiedzieć się, jak sprawy stoją. Co mnie martwi, to fakt, że czubki jego butów są pokryte pyłem ogrodowym po wczorajszym pobycie w parku, a nie ma na nich śladu krwi. Nie oczyścił ich dzisiaj na szczęście. Poza tym... ale nie uprzedzajmy faktów. Czy uderzyło cię coś w dotychczasowym badaniu sprawy?
— Tak — Alex skinął głową — parę szczegółów. Ale nie umiem jeszcze o nich nic powiedzieć. Chciałbym się powstrzymać na razie od mówienia. Mam pewną teorię...
— I ja mam pewną teorię. — Parker skinął głową. — Czy chcesz powiedzieć, że zaczynasz podejrzewać kogoś ściśle określonego o zabójstwo Iana?
— Tak. Ale, widzisz, ja tych ludzi w jakiś sposób już zdążyłem poznać. Może kieruję się impulsem? Nie rozumiem jeszcze prawie niczego. Moja teoria jest zresztą zależna od tego, co jeszcze tu usłyszymy. To dopiero dwoje.
— Tak. Muszę chyba przesłuchać teraz pana Filipa Davisa? Jak myślisz?
— Nie krępuj się mną, Benie. Jestem tylko uchem, niczym więcej.
— Dobrze — Parker skinął głową. — Patrz! Myśl! Ta sprawa nie jest jasna. Odrzuciliśmy już dwoje zabójców, którzy zgłosili się na ochotnika. A pan Filip Davis ma u nas co najmniej tyle szans co oni. Jones!
— Tak, szefie?
— Poproś tu pana Filipa Davisa!
— Tak, szefie!
Parker rozpostarł gładko chustkę na nożu i wisiorku, a potem wsunął fotografię odbitek palców do teczki.
— Czy myślisz, że oni porozumiewają się z sobą tam, na górze? — wskazał palcem sufit.
Alex wzruszył ramionami.
— Nie wiem. Myślę, że morderca był tylko jeden. Sara, Davis i Sparrow pozostawili odciski palców. Wspólnikami mogli być tylko Lucy i Hastings. To nieprawdopodobna kombinacja. Zresztą, jak dotąd, Hastings ma alibi Sparrowa. A Lucy nie zabijałaby swoim Iancetem i nie siałaby swoich zamkniętych łańcuszków. Tak. Morderca jest tylko jeden.
— Myślę, że masz słuszność... Uwaga!
Drzwi otworzyły się.
— Pan Davis, szefie!
— Poproś go tu...
Filip Davis, w przeciwieństwie do Harolda Sparrowa, ubrany był w czystą koszulę, ale i on miał na sobie ciemne ubranie. „Prawdopodobnie sądził, że śmierć pracodawcy należy jakoś zaakcentować, nawet przez sam szacunek...” — pomyślał Alex.
— Niech pan siada — powiedział Parker serdecznie — i niech nam pan opowie, na co właściwie była panu potrzebna tak gwałtownie ta wielka suma pieniędzy... — Wskazał leżący na stole plik banknotów.
— Co? — Filip Davis zaczerwienił się. Stał z ręką opartą na poręczy krzesła, na którym jeszcze przed chwilą miał zamiar usiąść, i patrzył na stół. Potem z wolna przeniósł wzrok na pusty fotel i rozlaną pod nim ciemną, lepką plamę. Rumieniec ustąpił miejsca bladości.
Parker uśmiechnął się, wziął go za ramię i posadził w fotelu.
— Niech pan mówi prawdę i tylko prawdę, a wtedy może nawet pan Alex wybaczy panu to uderzenie, którym poczęstował go pan dziś punktualnie o godzinie pierwszej w nocy.
— O, Boże... — wyszeptał Filip. — Pan jest ze Scotland Yardu, prawda?
— Tak, jestem inspektorem w tej znanej panu z kryminalnych romansów instytucji i nazwisko moje brzmi Parker. Dlatego właśnie radzę panu mówić od razu całą prawdę. Proszę mi wierzyć, że bez względu na to, co pan powie, będę ją znał, nim słońce dzisiaj zajdzie. — Spoważniał. — W tej chwili jest pan podejrzany o dokonanie dziś w nocy zbrodni na osobie profesora Iana Drummonda, pańskiego chlebodawcy. Co pan ma do powiedzenia w tej sprawie?
— Ja go nie zabiłem... Ja... ja powiem wszystko.
— Właśnie. Tak będzie chyba najlepiej. — Parker usiadł wygodnie. — Słuchamy pana. Pan Alex jest moim najbliższym współpracownikiem... w tej sprawie. Proszę mówić.
— Ja... ja właściwie nie wiem, od czego zacząć.
— Od pierwszego telefonu, który otrzymał pan z Londynu w czasie kolacji.
— Tak... Wie pan o nim także...
— Wiem. To i wiele innych rzeczy, jak pan widzi. Słucham.