Читаем My полностью

Na rogu, w prawie pustym garażu, wypożyczyliśmy aero i znowu, tak samo jak wtedy, siadła za sterami, przesunęła dźwignię na „start”, oderwaliśmy się od ziemi, popłynęli. A za nami wszystko razem: różowozłota mgła; słońce; skalpelowocienki profil lekarza, nagle taki kochany i bliski. Przedtem —wszystko wokół słońca; teraz wiedziałem, wszystko wokół mnie —z wolna, błogo, z przymkniętymi oczami…

Staruszka w bramie Domu Starożytności. Usta miłe, zarosłe, z promieniami-zmarszczkami. Pewnie zarastały przez te wszystkie dni —dopiero teraz otworzyły się, uśmiechnęły.

— Aaa, psotnico! Żebyś choć chwilkę popracowała jak wszyscy —nie! No, dobrze, dobrze! Jakby co —przybiegnę, powiem…

Zamknęły się ciężkie, skrzypiące, nieprzejrzyste drzwi i natychmiast z bólem otwarło się serce: szeroko — jeszcze szerzej — na oścież. Jej wargi —moje, piłem, piłem, odrywałem się, w milczeniu wpatrywałem się w oczy rozwarte przede mną —i znowu…

Półmrok pokojów, błękit, szafranowa żółtość, ciemnozielony safian, złoty uśmiech Buddy, lśnienie luster. I —mój stary sen, taki teraz zrozumiały: wszystko wezbrało złocistoróżowym sokiem, zaraz wystąpi z brzegów, tryśnie —-

Dojrzało. I w sposób nieuchronnie konieczny, jak żelazo i magnes, ze słodką pokorą wobec ścisłego, niewzruszonego prawa —wpłynąłem w nią. Nie było różowego talonu, nie było kalkulacji, nie było Państwa, nie było mnie. Były tylko tkliwo-ostre, zaciśnięte zęby, były złote oczy szeroko rozwarte przede mną —a przez nie powoli wchodziłem do wnętrza, coraz głębiej. I cisza —tylko w rogu —o tysiące mil —kapią krople w umywalce i ja —to wszechświat, a od kropli do kropli —ery, epoki…

Narzuciwszy na siebie junifę pochyliłem się nad I —i oczami wchłaniałem ją w siebie po raz ostatni.

— Wiedziałam… Wiedziałam, że ty… —powiedziała bardzo cicho. Podniosła się szybko, włożyła junifę i zwykły swój ostry uśmiech-ukąszenie.

— No, cóż, upadły aniele. Już po was. Co, nie boicie się? To do widzenia! Powrót pojedynczo. Więc?

Otworzyła lustrzane drzwi wmontowane w ściankę szafy; przez ramię —na mnie, czekała. Wyszedłem posłusznie. Ledwie jednak przestąpiła próg —nagle pojąłem, że trzeba, że ona musi przytulić się do mnie ramieniem —tylko na sekundę ramieniem, nic więcej.

Rzuciłem się z powrotem —do pokoju, gdzie ona (prawdopodobnie) jeszcze dopinała junifę przed lustrem, wpadłem —i zatrzymałem się. Oto —widzę jasno —jeszcze kołysze się staroświeckie kółeczko na kluczyku w drzwiach szafy, a I —nie ma. Wyjść nigdzie nie mogła —wyjście z pokoju jest tylko jedno —a przecież jej nie ma. Szperałem wszędzie, nawet otworzyłem szafę i obmacałem starożytne pstrokate suknie: jak kamień w wodę…

Głupio mi jakoś, moi planetarni czytelnicy, opowiadać wam o tej zupełnie niewiarygodnej przygodzie. Ale co począć, skoro rzecz tak się właśnie miała. Lecz czy ten dzień od samego rana nie był pełen nieprawdopodobieństw, czy wszystko nie było podobne do jakiejś tam starożytnej choroby snów? A skoro tak —czy to nie wszystko jedno: o jedną niedorzeczność mniej czy więcej? Poza tym jestem pewien: wcześniej czy później każdą niedorzeczność uda mi się zamknąć w jakimś sylogizmie. To mnie uspokaja, mam nadzieję, że uspokoi również was.

… Jaka pełnia! Żebyście tylko wiedzieli, jaką pełnię mam w sobie!

<p>Notatka 14</p>Konspekt:„MOJ”NIE WOLNOZIMNA PODŁOGA

Ciągle jeszcze o tym, co wczoraj. Godzinę osobistą przed snem miałem zajętą i nie mogłem zanotować wczoraj. Ale wszystko to we mnie —wyryte głęboko i dlatego zwłaszcza —pewnie na zawsze —ta niemożliwie zimna podłoga…

Wieczorem miała do mnie przyjść O —to był jej dzień.

Zszedłem do dyżurnego —odebrać pozwolenie na zasłony.

— Co się z wami dzieje —zapytał dyżurny —wyglądacie dzisiaj…

— Jestem… Jestem chory…

To rzeczywiście była prawda: jasne, że jestem chory. To wszystko choroba. I w tym momencie przypomniało mi się: tak, przecież zaświadczenie… Sięgnąłem do kieszeni —o, szeleści. Czyli —to wszystko było, wszystko naprawdę było…

Podałem papierek dyżurnemu. Czułem, jak mi płoną policzki, nie patrząc widziałem: dyżurny przygląda mi się ze zdziwieniem…

Wreszcie —21.30. W pokoju po lewej —opuszczono zasłony. W pokoju po prawej —widzę sąsiada: nad książką —jego guzowata, cała w kępkach włosów łysina i czoło —ogromna żółta parabola. Chodzę, chodzę jak straceniec: jak ja teraz —po tym wszystkim z nią, z O? A z prawej —wyraźnie czuję na sobie wzrok, rozróżniam każdą zmarszczkę na czole —szeregi żółtych, nieczytelnych linijek; i nie wiem czemu —zdaje mi się —te linijki mówią o mnie.

Za kwadrans 22 w moim pokoju —radosny różowy wir, nierozerwalny pierścień różowych ramion wokół mojej szyi. I nagle czuję: pierścień coraz słabszy, coraz słabszy —rozerwał się —ręce opadły…

— Jesteście jakiś inny, nie jak dawniej, nie mój!

— Co za zwariowana terminologia: „mój”. Nigdy nie byłem… —i tu mnie zatkało: przyszło mi na myśl —dawniej nie byłem, zgoda, ale teraz… przecież teraz żyję nie w naszym rozumnym świecie, ale w starożytności, w malignie, w świecie pierwiastków z minus jeden.

Перейти на страницу:

Похожие книги

Абсолютное оружие
Абсолютное оружие

 Те, кто помнит прежние времена, знают, что самой редкой книжкой в знаменитой «мировской» серии «Зарубежная фантастика» был сборник Роберта Шекли «Паломничество на Землю». За книгой охотились, платили спекулянтам немыслимые деньги, гордились обладанием ею, а неудачники, которых сборник обошел стороной, завидовали счастливцам. Одни считают, что дело в небольшом тираже, другие — что книга была изъята по цензурным причинам, но, думается, правда не в этом. Откройте издание 1966 года наугад на любой странице, и вас затянет водоворот фантазии, где весело, где ни тени скуки, где мудрость не рядится в строгую судейскую мантию, а хитрость, глупость и прочие житейские сорняки всегда остаются с носом. В этом весь Шекли — мудрый, светлый, веселый мастер, который и рассмешит, и подскажет самый простой ответ на любой из самых трудных вопросов, которые задает нам жизнь.

Александр Алексеевич Зиборов , Гарри Гаррисон , Илья Деревянко , Юрий Валерьевич Ершов , Юрий Ершов

Фантастика / Боевик / Детективы / Самиздат, сетевая литература / Социально-психологическая фантастика