Читаем Hyperion полностью

– Moglibyśmy - odparła Moneta – ale nie chcemy tego robić. Oni zaniosą wiadomość do roju.

– Jaką wiadomość?

– Chodź tu, Kassad.

Odwrócił się gwałtownie na dźwięk jej głosu. Lśniące pole siłowe zniknęło. Ciało kobiety było mokre od potu; kosmyki wilgotnych włosów przywarły do czoła, sutki stwardniały i nabrzmiały.

– Chodź tu.

Pułkownik spojrzał w dół, na swoje ciało. On także nie miał już na sobie ochronnego pola i był tak podniecony jak jeszcze nigdy w życiu.

– Chodź tu… – powtórzyła szeptem Moneta.

Kassad podszedł, położył ręce na gładkich, śliskich pośladkach, podniósł ją, zaniósł na spłachetek rzadkiej trawy na szczycie wygładzonego przez wiatr pagórka, położył na ziemi wśród stert martwych ciał, brutalnie rozwarł jej uda, chwycił jedną ręką oba przeguby kobiety, podniósł jej ramiona nad głowę, przygwoździł do ziemi i wsunął się między jej nogi.

– Tak… – szepnęła, kiedy całował ucho i szyję, kark, zlizywał słony pot z piersi. Leżymy wśród trupów. Będzie ich więcej. Tysiące. Miliony. Śmiech wzbierze w martwych piersiach. Szeregi żołnierzy wyłonią się z transmiterów tylko po to, by zginąć w huczących płomieniach.

– Tak… – powtórzyła.

Czuł jej gorący oddech na swojej skórze. Uwolniła ramiona, przesunęła dłońmi po ociekających potem barkach Kassada, zadrapała go paznokciami, chwyciła za pośladki i przyciągnęła bliżej. Nabrzmiały członek ocierał się o włosy łonowe, wbijał się w łagodny łuk podbrzusza. Bramy transmiterów wypluwają czarne cielska krążowników. Żar plazmowych eksplozji. Setki okrętów, tysiące, tańczą i giną jak ćmy w wirze tornada. Kolumny rubinowego światła pokonują ogromne odległości, niosąc śmierć i zniszczenie. Ciała skąpane w czerwonym blasku.

– Tak…

Moneta otworzyła dla niego usta i ciało. Ciepło w górze i w dole, jej język w jego ustach, wślizgnął się tam dokładnie wtedy, kiedy Kassad wszedł w nią, powitany przez spragnioną wilgoć. Jej ciało wyprężyło się, wygięło, wsysając go głębiej, jeszcze głębiej, a potem zaczęli się razem poruszać. Cieplna katastrofa na tysiącach planet. Płonące kontynenty, wrzące morza. Przeraźliwie gorące powietrze. Całe oceany rozgrzanego powietrza, atmosfery rozszerzające się niczym skóra pod dotknięciem kochanka.

– Tak… tak… tak…

Ciepło jej oddechu w jego ustach. Jej skóra śliska i miękka niczym atłas. Kassad wykonuje gwałtowne pchnięcia, wszechświat kurczy się, w miarę jak narasta rozkosz, zmysły przestają funkcjonować, czuje już tylko zamykające go, otulające, śliskie ciepło kobiety. Odpowiada mu szarpnięciami bioder, jakby zdawała sobie sprawę z niesamowitego napięcia, które narasta w nim od środka, od samego dna. Kassad wykrzywia twarz w rozpaczliwym grymasie, zamyka oczy, widzi…

…rozszerzające się kule ogniste, umierające gwiazdy, słońca ginące w płomienistych erupcjach, całe układy planetarne znajdujące śmierć w ekstazie niszczenia…

…czuje ból w piersi, ale nie przestaje poruszać biodrami, robi to nawet szybciej, jeszcze szybciej, mimo że otwiera oczy i widzi…

…ogromny stalowy cierń, który wyrasta spomiędzy piersi Monety, rośnie, podczas gdy on podnosi się i opada, podnosi i opada, cierń rośnie coraz bardziej, krew zaczyna płynąć po jej gładkiej skórze, a potem Kassad patrzy zamglonymi ekstazą oczami, jak wargi kobiety kurczą się i cofają, odsłaniając rzędy stalowych zębów, zamiast palców w jego pośladki wbijają się stalowe ostrza, metalowe uda zaciskają się wokół jego poruszających się rytmicznie bioder…

…w ostatnich sekundach przed orgazmem Kassad usiłuje się wyrwać… odpycha się od niej rękami… ona przywiera do niego jak pijawka, gotowa wyssać całą krew… przetaczają się w bok, przez martwe ciała…

…jej oczy jak czerwone klejnoty płoną tym samym szaleńczym żarem, który pod postacią nieznośnego bólu rozsadza mu jądra, rozlewa się, rozprzestrzenia…

…Kassad opiera obie ręce na ziemi, podnosi się, odpycha od niej… od tego czegoś… ma nieludzką siłę, ale to za mało, bo czuje, że coś go ciągnie do niej… do tego… spogląda w oczy i widzi tam zagładę światów… zagładę światów!

Перейти на страницу:

Похожие книги