Читаем Hyperion полностью

Chyżwar nie poruszył się; Kassad odniósł wrażenie, iż po prostu przestał być tu, a pojawił się tam. Żołnierz krzyknął jeszcze raz, ale znacznie głośniej, wybałuszył ze zdumieniem oczy na stalową rękę Chyżwara, w której drgało jeszcze jego serce, po czym zrobił krok naprzód, otworzył usta, jakby chciał coś powiedzieć, i runął twarzą na ziemię.

Spojrzawszy w prawo, Kassad ujrzał tuż przed sobą innego Intruza. Komandos podniósł broń, a pułkownik w tej samej chwili wykonał gwałtowny ruch ramieniem, usłyszał szum pola siłowego i zobaczył, jak jego ręka przebija pancerz, hełm i kark przeciwnika. Głowa Intruza potoczyła się po pustynnym piasku.

Kassad wskoczył do płytkiego okopu. Kilku żołnierzy zaczęło odwracać się w jego stronę. Czas jednak nie wrócił zupełnie do normy: wróg poruszał się jak na zwolnionym filmie, na kilka sekund odzyskiwał zdolność działania w normalnym tempie, by zaraz potem niemal zupełnie znieruchomieć. Kassad zawsze był od niego wielokrotnie szybszy. Zapomniał już o Nowym Bushido; przecież to ci sami barbarzyńcy, którzy chcieli go zabić! Złamał kark jednemu, cofnął się o krok, przebił płuca drugiemu, trzeciemu zmiażdżył krtań, uchylił się przed płynącym w jego stronę nożem i jednym kopnięciem zgruchotał kręgosłup ostatniemu przeciwnikowi. Potem wyskoczył z okopu.

– Kassad!

Schylił się odruchowo i rubinowy promień lasera przesunął się kilka centymetrów nad jego głową, torując sobie drogę przez powietrze jakby to był ołów. Niemożliwe! Uchyliłem się przed strzałem z lasera! Podniósł z ziemi kamień i cisnął go w stronę Intruza obsługującego bicz boży zainstalowany na czołgowej wieżyczce. Rozległ się huk gromu dźwiękowego, a strzelec po prostu rozprysnął się na kawałki. Pułkownik oderwał plazmowy granat od pasa jednego z trupów, wyszarpnął zawleczkę, doskoczył do czołgu, wrzucił granat do środka i zdążył oddalić się na trzydzieści metrów, zanim nastąpiła eksplozja. Płomień sięgnął niemal do dziobu statku Intruzów.

Kassad zatrzymał się na chwilę, by popatrzeć na Monetę, która siała zniszczenie we własnym kręgu śmierci. Krew bryzgała na nią strumieniami, spływając natychmiast po lśniących krzywiznach ramion, piersi i brzucha. Ona także spojrzała w jego kierunku i pułkownik poczuł, jak żądza krwi ogarnia go ze zdwojoną siłą.

Chyżwar sunął powoli przez pole bitwy, wybierając ofiary niczym wytrawny żniwiarz. Od czasu do czasu znikał nagle, by w tym samym ułamku sekundy pojawić się w innym miejscu. Kassad przypuszczał, że Władcy Bólu on i Moneta muszą wydawać się równie powolni, jak im wydają się Intruzi.

Czas znowu gwałtownie ruszył naprzód. Ci żołnierze, którzy zostali jeszcze przy życiu, wpadli w panikę i strzelając na oślep, popędzili w stronę statków. Kassad spróbował sobie wyobrazić, co widzieli przez minione dwie minuty: jakieś zamazane cienie przemykające między stanowiskami obronnymi, kolegów rozszarpywanych czyimiś niewidzialnymi rękami. Ku swemu zdziwieniu przekonał się, że do pewnego stopnia może sterować upływem czasu; jedno mrugnięcie, i przeciwnicy zamierali w niemal zupełnym bezruchu, drugie, i zaczynali funkcjonować z niemal normalną prędkością. Poczucie rozsądku i honoru przemawiało za tym, aby zaprzestać rzezi, lecz niemal seksualna żądza krwi kazała zapomnieć o wszelkich skrupułach.

Ktoś z załogi statku zamknął śluzę, więc jeden z przerażonych komandosów użył ładunku plazmowego, aby utorować sobie drogę. Tłum napierał, depcząc rannych, którzy osunęli się na ziemię. Kassad podążył za ogarniętymi paniką Intruzami.

W wyrażeniu “walczyć jak osaczony szczur” jest dużo prawdy. Licząca sobie wiele tysiącleci historia konfliktów zbrojnych wielokrotnie dowodziła, że ludzie biją się najbardziej zaciekle wtedy, kiedy znajdą się w ciasnej przestrzeni, skąd nie ma drogi ucieczki. Pod Waterloo i w tunelach kopców na Lususie toczono najstraszliwsze boje w dziejach ludzkości – twarzą w twarz, piersią w pierś, bez szans na odwrót. Tym razem było tak samo. Intruzi walczyli – i ginęli – jak osaczone szczury.

Chyżwar unieszkodliwił systemy obronne statku. Moneta pozostała na zewnątrz, by rozprawić się z kilkunastoma komandosami, którzy nie opuścili stanowisk, natomiast Kassad wszedł do środka.

Wreszcie jedna łódź Intruzów otworzyła ogień do bliźniaczej, skazanej na zagładę jednostki. Kassad stał już wtedy na pustynnym piasku i obserwował, jak promienie laserów pełzną powoli w jego stronę, za nimi zaś – tak powoli, że na każdym z nich zdążyłby napisać swoje imię – szybują pociski. Wszyscy nieprzyjaciele byli już martwi, ale pole siłowe jeszcze działało. Odbita energia promieni i wybuchów spopieliła ciała i stopiła piasek, a w chwilę potem ocalała łódź zaczęła wspinać się ku niebu na kolumnie ognia. Kassad i Moneta przyglądali się temu z oazy spokoju wśród morza płomieni.

– Czy możemy ich zatrzymać? – zapytał Kassad. Pot lał się z niego strumieniami, ale dzikie podniecenie nie osłabło ani trochę.

Перейти на страницу:

Похожие книги

Все жанры