Mata podskoczyła gwałtownie, opadła, po czym zaczęła błyskawicznie obniżać lot. Trzymałam się obiema rękami, ze wszystkich sił starając się nie krzyczeć.
– Podwodna… – wykrztusiłam, a następnie zapytałam, przekrzykując ryk wiatru: – Jak daleko?
– Chodzi ci o to, jak głęboko?
– Tak!
– Osiem sążni.
Przeliczyłam archaiczne jednostki na metry i tym razem już wrzasnęłam.
– Przecież to prawie czternaście metrów pod wodą!
– A gdzie, twoim zdaniem, powinna znajdować się baza podwodna? – odparł z niewzruszonym spokojem.
– Co mam robić? Wstrzymać oddech?!
Ocean był coraz bliżej.
– Niekoniecznie – rozległ się głos z komlogu. – Maty są wyposażone w prymitywne pola siłowe, włączające się w przypadku zderzenia. Do głębokości ośmiu sążni powinno chyba wystarczyć. Trzymaj się.
Zastosowałam się do jego rady.
Czekał już na mnie. Podwodna baza była pogrążona w ciemności i cuchnęła starym potem, sam transmiter zaś był wojskowego typu, jakiego nigdy do tej pory nie widziałam. Trudno opisać ulgę, jaką odczułam, kiedy wyszłam na zalaną promieniami słońca ulicę miasta i zobaczyłam twarz Johnny’ego.
Opowiedziałam mu, co spotkało kucyka. Przechadzaliśmy się pustymi ulicami, wzdłuż których wznosiły się stare budynki. Bladoniebieskie, przedwieczorne niebo wchłaniało powoli coraz ciemniejsze odcienie. Byliśmy sami.
– Ejże, a gdzie my właściwie jesteśmy? – zapytałam, zatrzymując się nagle. Planeta ogromnie przypominała Ziemię, ale niebo, grawitacja i ogólne wrażenie było zupełnie inne, niepodobne do wszystkiego, co widziałam do tej pory.
Johnny uśmiechnął się.
– Zgadnij. Ale może najpierw przejdziemy się jeszcze trochę.
Dotarliśmy do poprzecznej szerokiej ulicy i po lewej stronie ujrzeliśmy ruiny potężnej budowli. Stanęłam jak wryta.
– Przecież to Koloseum… – szepnęłam. – Rzymskie Koloseum ze Starej Ziemi! – Obrzuciłam wzrokiem zabytkowe budynki, brukowane ulice i drzewa kołyszące łagodnie gałęziami w podmuchach lekkiego wiatru. – To rekonstrukcja Rzymu – powiedziałam, starając się, żeby mój głos brzmiał możliwie najnormalniej. – Nowa Ziemia? – Wiedziałam jednak, że nie trafiłam. Byłam kilka razy na Nowej Ziemi i wszystko wyglądało tam zupełnie inaczej.
Johnny pokręcił głową.
– Znajdujemy się poza Siecią.
– To niemożliwe – odparłam bez zastanowienia. Jak wynika z definicji, każda planeta, na którą można dotrzeć za pomocą transmitera, należy do Sieci.
– A jednak to prawda.
– W takim razie gdzie jesteśmy?
– Na Starej Ziemi.
Ruszyliśmy dalej. Johnny wskazał mi kolejną ruinę.
– Forum Romanum. – Kiedy schodziliśmy po nie kończących się schodach, dodał: – Przed nami jest Plac Hiszpański, gdzie spędzimy noc.
– Stara Ziemia… – wymamrotałam wreszcie. Były to moje pierwsze słowa od dobrych kilkunastu minut. – Podróż w czasie?
– Nie ma czegoś takiego, M. Lamio.
– Park tematyczny?
Johnny roześmiał się. Był to bardzo miły śmiech, przyjazny i niewymuszony.
– Być może. Szczerze mówiąc, nie znam ani celu, w jakim został wybudowany, ani zasad jego działania. Nazywamy to analogiem.
– Analog. – Zmrużyłam oczy i popatrzyłam prosto w czerwone, wiszące nisko na niebie słońce, które oświetlało wąską boczną uliczkę. – Wszystko wygląda dokładnie tak samo jak na hologramach ze Starej Ziemi. Mam wrażenie, że jest takie samo, chociaż nigdy tam nie byłam.
– Zgadza się.
– Gdzie to jest? Chodzi mi o to, przy której gwieździe?
– Nie znam numeru – odparł Johnny. – W każdym razie gdzieś w Mgławicy Herkulesa.
Udało mi się nie zemdleć, ale usiadłam, tam gdzie stałam, czyli na jednym ze stopni. Korzystając z napędu Hawkinga, ludzkość skolonizowała setki planet w promieniu wielu tysięcy lat świetlnych, a następnie połączyła je siecią transmiterów, ale nikt jeszcze nie próbował dotrzeć do gwiazd w eksplodującym Jądrze Galaktyki. Szczerze mówiąc, dopiero co wypełzliśmy z kolebki ukrytej w jednym z jej spiralnych ramion. Mgławica Herkulesa…
– Dlaczego TechnoCentrum zbudowało w Mgławicy Herkulesa replikę Rzymu? – zapytałam.
Johnny usiadł obok mnie. Przez dłuższą chwilę w milczeniu przyglądaliśmy się krążącym nad dachami domów stadom gołębi.
– Nie wiem, M. Lamio – powiedział wreszcie. – Nie wiem także wielu innych rzeczy – przede wszystkim dlatego, że nigdy się nimi nie interesowałem.
– Brawne.
– Proszę?
– Mów mi Brawne.
Johnny uśmiechnął się i skinął głową.
– Dziękuję, Brawne. Jeśli pozwolisz, chciałbym wyjaśnić ci jedną sprawę: nie wydaje mi się, żeby to była tylko replika Rzymu. Moim zdaniem, to replika całej Starej Ziemi.
Oparłam ręce na ciepłym kamiennym stopniu, na którym siedziałam.
– Całej Starej Ziemi? Wszystkich kontynentów, wszystkich miast?
– Tak myślę. Co prawda byłem tylko we Włoszech i w Anglii oraz odbyłem podróż morską między tymi krajami, ale wydaje mi się, że analog jest kompletny.
– Po co, na miłość boską?
– Kto wie, czy nie właśnie po to – odparł powoli Johnny. – Może wejdziemy do środka, zjemy coś i porozmawiamy o tym wszystkim? Kto wie, czy nie ma to związku ze sprawą mojego zabójstwa.