— Gdzie leży wioska Mur? — spytał. Tristran wskazał ręką. — Gdzie są Wzgórza Wątpliwe? — Tristran pokazał ponownie bez cienia wahania. — A Katawarskie Wyspy? — Tristran wskazał na południowy zachód. Dopóki człowieczek nie wymienił ich nazw, w ogóle nie wiedział, że istnieje coś takiego jak Wzgórza Wątpliwe czy Katawarskie Wyspy, jednakże znał ich położenie równie dobrze, jak położenie własnej lewej stopy czy nosa.
— Hmm. No tak. Czy wiesz, gdzie przebywa teraz Jego Przeogromność Piżmowaty Jagniot? Tristran pokręcił głową.
— A gdzie jest Prześwietlista Cytadela Jego Przeogroności Piżmowatego Jagniota? Tristran wskazał bez wahania.
— Co powiesz na Paryż? Ten we Francji? Tristran zastanowił się przez moment.
— No, skoro Mur znajduje się tam, to Paryż leży chyba w tych samych stronach, nieprawdaż?
— Pomyślmy… — Mały, włochaty człowieczek mówił bardziej do siebie niż do Tristrana. — Potrafisz znajdować miejsca w Krainie Czarów, ale nie w swoim świeci oprócz Muru, który leży na granicy. Nie umiesz znajdować ludzi, ale… Powiedz mi, chłopcze, wiesz, gdzie leźć twoją gwiazdę?
Tristran błyskawicznie pokazał kierunek.
— Tam.
— Hmmm. To dobrze, ale nadal niczego nie wyjaśnia. Głodnyś?
— Odrobinę. I mam podarte ubranie. — Tristran pomacał spodnie i płaszcz, podziurawione i poszarpane w miejscach, gdzie chwytały go ciernie i gałęzie i kaleczyły liście. — Spójrz na moje buty.
— Co masz w torbie?
Tristran otworzył swą gladstonkę.
— Jabłka, ser, pół bochna chleba i słoik pasty rybnej,. Scyzoryk. Mam też zmianę bielizny, kilka par wełnianych skarpet. Chyba powinienem był zabrać zapasowe ubranie.
— Pastę rybną zatrzymaj — powiedział towarzysz podróży i błyskawicznie rozdzielił pozostały prowiant dwie równe porcje.
— Oddałeś mi przysługę — powiedział, chrupiąc soczyste jabłko. — A ja nie zapominam przysług. Najpierw zajmiemy się twoim ubraniem, a potem wyślemy cię gwiazdy. Tak?
— To okropnie miłe z twojej strony. — Tristran nerwowo odkroił plasterek sera i położył na skórce od chleba.
— Dobra — rzekł włochaty człowieczek. — Poszukajmy dla ciebie koca.
O świcie skalnym traktem z gór zjechali trzej panowie.
Cytadeli Burz. Siedzieli w powozie ciągniętym przez sześć karych koni, których głowy ozdobiono czarnymi pióropuszami. Powóz został świeżo pomalowany na czarno, a wszyscy trzej mieli na sobie żałobne stroje.
W przypadku Primusa strój ów przypominał długi czarny habit mnicha. Tertius był ubrany w surowy kostium pogrążonego w żałobie kupca, a Septimus miał na sobie czarną tunikę i nogawice oraz czarny kapelusz z czarnym piórem i nieodparcie kojarzył się z fircykowa-tym zabójcą wprost z kart popularnej sztuki elżbietań-skiej. Panowie Cytadeli Burz patrzyli po sobie — jeden wyczekująco, drugi czujnie, trzeci obojętnie. Milczeli. Gdyby można było zawierać sojusze, Tertius być może sprzymierzyłby się z Primusem przeciw Septimusowi. To jednak nie było możliwe.
Powóz trząsł się i podskakiwał na kamieniach. Raz się zatrzymał, aby trzej panowie mogli opróżnić pęcherze, potem znów ruszył w dół wyboistej drogi. Trzej panicze wspólnie umieścili szczątki swego ojca w Sali Przodków. Zza progu obserwowali ich martwi bracia. Milczeli jednak.
Pod wieczór woźnica zawołał:
— Jesteśmy w Nietędy! — Zatrzymał zaprzęg przed podupadłą gospodą wzniesioną obok czegoś, co przywodziło na myśl ruiny domu olbrzyma.
Trzej panowie z Cytadeli Burz wysiedli i rozprostowali zdrętwiałe nogi. Przez grube szyby gospody spoglądały na nich liczne twarze.
Gospodarz, gnom choleryk o drażliwym usposobieniu wyjrzał za drzwi.
— Trzeba przewietrzyć pościel i nastawić gulasz barani! — zawołał.
— Ile łóżek przygotować? — spytała ze schodów pokojówka Letycja.
— Trzy — odparł gnom. — Założę się, że każą woźnicy spać z końmi.
— Trzy, akurat — szepnęła posługaczka Tilly do stajennego Laceya. — Przecież każdy widzi, że na drodze stoi siedmiu paniczów.
Kiedy jednak panowie z Cytadeli Burz przekroczyli próg, okazało się, że istotnie jest ich tylko trzech. Od razu oznajmili, że woźnica będzie spał w stajni.
Na obiad podano gulasz z baraniny i chleb, tak gorący i świeży, że parował, gdy przełamywano bochenki. Każdy z panów zamówił też zamkniętą butelkę wina, najlepszego baragunda (żaden z nich bowiem nie zamierzał dzielić się trunkiem z innymi, nie pozwolił też, by nalano mu wina do kielicha). To oburzyło gnoma, który uważał — choć nie wygłaszał tej opinii przy gościach — że winu powinno pozwolić się trochę pooddychać.
Woźnica zjadł miskę gulaszu, wypił dwa dzbanki piwa i poszedł do stajni. Trzej bracia skierowali się do swych pokojów i zaryglowali drzwi.
Gdy Letycja przyniosła Tertiusowi butelkę z gorącą wodą do ogrzania łóżka, ten wsunął jej w rękę srebrną monetę, toteż nie zdziwił się wcale, gdy tuż przed północą usłyszał ciche pukanie do drzwi.
Miała na sobie zwiewną, białą koszulę. Gdy otworzył drzwi, dygnęła i uśmiechnęła się nieśmiało. W dłoni trzymała flaszkę wina.