Читаем Gwiezdny pył полностью

Powiedziałbym jej, żeby wepchnęła swą piękną twarz do chlewika, i poszukałbym innej dziewczyny, która pocałowałaby mnie, nie prosząc o Bóg wie co. Z pewnością jakąś byś znalazł. W waszych krainach nie można rzucić kamieniem, bo na pewno się w jakąś trafi.

— Nie ma żadnych innych dziewczyn — rzekł Tristran pewnym siebie tonem.

Człowieczek pociągnął nosem. Spakowali rzeczy i ruszyli w dalszą drogę.

— Mówiłeś poważnie? — spytał karzeł. — O spadającej gwieździe?

— Tak.

— Na twoim miejscu nie wspominałbym o tym. Są tacy, których nieprzyzwoicie zainteresowałaby podobna informacja. Lepiej siedź cicho. Ale nie kłam.

— Co więc mam mówić?

— No, cóż — rzekł mały człowieczek. — Na przykład, jeśli spytają cię, skąd przybywasz, możesz powiedzieć „Stamtąd” i wskazać za siebie. A kiedy będą chcieli wiedzieć, dokąd zmierzasz, powiesz: „Tam”…

— Rozumiem — mruknął Tristran.

Ścieżka, którą wędrowali, stawała się coraz mniej wyraźna. Chłodny powiew uniósł włosy Tristrana. Chłopak zadrżał. Ścieżka wiodła do szarego lasu, pełnego cienkich, białych brzóz.

— Sądzisz, że to daleko? — spytał Tristran. — Do gwiazdy?

— Ile stąd mil do Babilonu? — zapytał retorycznie jego towarzysz. — Gdy ostatni raz tędy szedłem, tego lasu jeszcze nie było.

— Ile stąd mil do Babilonu? — wyrecytował do się Tristran, maszerując przez szary las.

Sześć razy dziesięć, nie wiesz o tym?Czy można dojść tam, nim zgaśnie świeczka?Nie tylko tam, ale i z powrotem.Jeśliś więc szybki, przyjacieluNim zgaśnie świeczka, dojdziesz do celu.{Przełożyła Irena Tuwim i Paulina Braiter (przypis tłumacza).}

— O to mi właśnie chodziło — powiedział włochaty człowieczek, kołysząc głową, jakby myślami przebywał gdzie indziej albo się czymś denerwował.

— To tylko wierszyk dla dzieci — odparł Tristran.

— Tylko wierszyk…? Do licha, po tej stronie muru mieszkają tacy, którzy oddaliby siedem lat ciężkiej pracy za jedno krótkie zaklęcie, a wy recytujecie je dzieciom obok „koci, koci, łapci” i „luli, luli, łaj”. Bez cienia namysłu Zimno ci, chłopcze?

— Skoro o tym wspominasz, to owszem, odrobinę.

— Rozejrzyj się. Widzisz ścieżkę?

Tristran zamrugał ze zdumienia. Szary las wchłaniał bez śladu światło, barwy i odległości. Dotąd wydawało mu się, że wędrują ścieżką, kiedy jednak teraz spróbował ją zobaczyć, ta zamigotała i zniknęła niczym złudzenie optyczne. To drzewo i tamto, i jeszcze inne wskazywało położenie ścieżki, tyle że jej tam nie było. Jedynie półmrok, zmierzch i białe drzewa.

— No to wpadliśmy. — Człowieczek westchnął cicho.

— Nie powinniśmy uciekać? — Tristran zdjął melonik i uniósł go przed siebie.

Jego towarzysz potrząsnął głową.

— Nie ma po co — odparł. — Weszliśmy wprost w pułapkę — wciąż w niej będziemy, nawet jeśli spróbujemy ucieczki.

Podszedł do najbliższego drzewa, wysokiego i białego, podobnym do brzozy pniu, i kopnął je mocno. Na jego głowę posypały się suche liście, a potem coś białego zleciało z gałęzi i z upiornym szelestem uderzyło w ziemię.

Tristran podszedł bliżej i przekonał się, że to szkielet ptaka: czysty, biały i suchy.

Człowieczek zadrżał.

— Roszada to jakieś wyjście — poinformował Tristrana — lecz nie ma nikogo, z kim mógłbym się wymienić, kto poradziłby sobie lepiej niż my. Sądząc po tym — trącił włochatą stopą drobny szkielet — lot też nie pomoże w ucieczce, a tacy jak ty nie potrafią ryć prawdziwych nor. Nie, żeby w tym przypadku na coś się przydały…

— Może powinniśmy się uzbroić? — podsunął Tristran.

— Uzbroić?

— Zanim po nas przyjdą.

— Zanim przyjdą ? Ależ oni już tu są, młotku. To drzewa. Jesteśmy w złylesie.

— W złylesie?

— To moja wina. Powinienem był bardziej uważać, gdzie idziemy. Teraz nigdy nie zdobędziesz swojej gwiazdy, a ja moich towarów. Któregoś dnia inny nieszczęśnik zabłądzi w lesie i znajdzie nasze czyściuchne szkilety. To koniec.

Tristran rozejrzał się wokół. W półmroku zdawało się, ze otaczający ich las stał się gęstszy, choć nic się nie poruszało. Może jego towarzysz oszalał albo coś sobie wyobraził?

Coś ukłuło go w lewą dłoń. Klepnął ją, spodziewając się, że zobaczy owada. Gdy jednak spuścił wzrok, ujrzał jasnożółty liść, który z lekkim szmerem opadł na ziemię Na grzbiecie dłoni pojawiła się rosnąca kropla krwi. Drzewa szumiały wokół nich.

— Czy możemy cokolwiek zrobić? — spytał.

— Nic nie przychodzi mi do głowy. Gdybyśmy tylko wiedzieli, gdzie jest prawdziwa ścieżka… Nawet złylas potrafi zniszczyć prawdziwej ścieżki. Umie tylko ja ukryć. Odciągnąć nas… — Człowieczek wzruszył ramionami i westchnął.

Tristran uniósł rękę i potarł czoło.

— Ja… ja wiem, gdzie jest ścieżka — rzekł, wskazując kierunek. — Tam.

Czarne oczka jego towarzysza rozbłysły.

— Jesteś pewien?

— Tak, proszę pana. Za tymi drzewami i trochę w prawo. Tam jest ścieżka.

— Skąd wiesz? — spytał tamten.

— Wiem — odparł Tristran.

— To świetnie. Chodź.

Перейти на страницу:

Похожие книги

Неудержимый. Книга I
Неудержимый. Книга I

Несколько часов назад я был одним из лучших убийц на планете. Мой рейтинг среди коллег был на недосягаемом для простых смертных уровне, а силы практически безграничны. Мировая элита стояла в очереди за моими услугами и замирала в страхе, когда я выбирал чужой заказ. Они правильно делали, ведь в этом заказе мог оказаться любой из них.Чёрт! Поверить не могу, что я так нелепо сдох! Что же случилось? В моей памяти не нашлось ничего, что бы могло объяснить мою смерть. Благо судьба подарила мне второй шанс в теле юного барона. Я должен восстановить свою силу и вернуться назад! Вот только есть одна небольшая проблемка… как это сделать? Если я самый слабый ученик в интернате для одарённых детей?Примечания автора:Друзья, ваши лайки и комментарии придают мне заряд бодрости на весь день. Спасибо!ОСТОРОЖНО! В КНИГЕ ПРИСУТСТВУЮТ АРТЫ!ВТОРАЯ КНИГА ЗДЕСЬ — https://author.today/reader/279048

Андрей Боярский

Попаданцы / Фэнтези / Бояръ-Аниме