Pojękując z wysiłku, podniósł się i na drżących nogach podszedł do drzwi. Wiedział,
że to bezcelowe, ale i tak szarpnął za klamkę.
Nie. Nie! Nie mógł mu tego zrobić. Nie mógł...
Zacisnął zęby i rozpaczliwie zaczął ciągnąć za klamkę, chociaż równie dobrze
mógłby próbować przebić się przez dwumetrowy mur.
Czuł wibrującą mu pod palcami potężną magię. Drzwi były zapieczętowane. I to tak
silnymi zaklęciami, że w powietrzu wokół nich unosiła się iskrząca się mgiełka. Nie
miał takiej mocy, by je przełamać, zresztą...
Jego różdżka!
Rozpaczliwie poklepał się po kieszeniach i gdy tylko wyczuł pod palcami podłużne
wybrzuszenie, niemal osunął się z ulgi na podłogę. Kiedy tylko zlokalizował różdżkę,
natychmiast pochylił się do nogawki i czując, że maleńka fiolka nadal spoczywa w
ukrytej kieszonce, przymknął powieki i westchnął.
Miał wszystko, ale co mu to dawało? Jedynie pewność, że nie ma żadnych szans się
stąd wydostać. Severus nie zostawiłby mu różdżki, gdyby nie był przekonany, że
Harry nie jest w stanie złamać jego zabezpieczeń. Podejrzewał nawet, że gdyby
spróbował w jakikolwiek sposób zaingerować w pieczęcie, skończyłoby się to dla
niego jedynie bolesnymi magicznymi urazami.
Pozostało mu tylko jedno.
Rzucił się na drzwi, uderzając w nie pięściami i krzycząc rozpaczliwie:
- Wypuść mnie! Natychmiast mnie stąd wypuść! Nie możesz mnie tu trzymać!
Wypuść mnie! Słyszysz?!
Przez jakiś czas panowała cisza. Dopiero po chwili Harry usłyszał zza drzwi
zbliżające się kroki.
Oparł czoło o drewnianą powierzchnię, oddychając szybko i płytko.
Musi się uspokoić. Severus nie należał do osób, które da się do czegokolwiek zmusić
krzykami.
- Severusie, proszę - odezwał się znacznie ciszej, niemal błagalnie. - Nie rób tego.
W tej samej chwili usłyszał głos mężczyzny, który zabrzmiał wyjątkowo wyraźnie
pomimo dzielących ich drzwi.
- Zostaniesz tam, dopóki nie wymyślę, w jaki sposób cię powstrzymać. I to moje
ostatnie słowo w tej sprawie.
Harry poczuł, jak do jego piersi wpełza lodowate przerażenie.
- Nie możesz mnie tu więzić! - wrzasnął, ponownie rzucając się na drzwi. - Ty
przebiegły draniu!
Osunął się na podłogę, wciąż uderzając rękami w drzwi, chociaż doskonale zdawał
sobie sprawę z tego, jak bezcelowe to było. Ale gniew i żal były silniejsze niż
rozsądek. Znacznie silniejsze.
Wiedział, dlaczego Severus to zrobił. Nie mógł podjąć jakiegokolwiek ryzyka, kiedy
na szali było życie Harry'ego i nic innego go nie obchodziło. Do diabła z nim! Do
diabła!
- Znajdę jakieś wyjście. - Głos Severusa był tym razem cichszy, jakby przytłumiony. -
Musisz mi zaufać.
Harry usłyszał oddalające się kroki i trzask drzwi. Usiadł na podłodze, opierając się
plecami o drzwi i ukrył twarz w dłoniach.
Nie. Ten jeden jedyny raz Severus się mylił. Z tej sytuacji nie było wyjścia. Nie mogą
przecież na zawsze zostać w Hogwarcie. Severusa wiązała Wieczysta Przysięga i
kiedy Voldemort go wezwie, będzie zmuszony stawić się na jego wezwanie. I
Voldemort go zabije. A zresztą nawet gdyby... nawet gdyby powiedział o wszystkim
Dumbledore'owi, chociaż Harry doskonale wiedział, że tego nie zrobi, to i tak
podążyłby na wezwanie z własnej woli. Gdyby tego nie zrobił, zostałby w Hogwarcie
nikim, a jego duma na to nie pozwoli. Woli zginąć. Ucieczka także nie wchodziła w
grę. Voldemort wszędzie by ich znalazł. Mają związane ręce. Była tylko jedna droga i
Harry musiał nią podążyć...
Ale jak ma się stąd wydostać? Severus nie zamknąłby go w miejscu, z którego
istnieje jakakolwiek droga ucieczki, więc nawet nie próbował sprawdzać ścian. Drzwi
zostały zablokowane. Nie było żadnych okien. Nie było niczego, co pozwoliłoby mu
się stąd uwolnić.
Która w ogóle była godzina? Jak wiele czasu spędził nieprzytomny? A jeżeli jest już
za późno? Jeżeli dawno przespał godzinę spotkania i Voldemort obmyśla właśnie
najboleśniejszy sposób zabicia Severusa...?
Harry poderwał głowę, przerażony nagłą wizją.
A jeżeli... jeżeli zamierza w swej furii zaatakować Hogwart?
Nie, do tego by się chyba nie posunął. Nie, kiedy Dumbledore stał na straży zamku.
Nie zaatakowałby otwarcie. Ale mógłby z wściekłości przypuścić szturm na
niestrzeżone placówki i wymordować tysiące niewinnych ludzi. Nieświadomych tego,
że giną tylko i wyłącznie dlatego, że Harry wciąż żyje...
Zacisnął powieki i opuścił głowę, opierając czoło o kolana.
Wszystko poszło na marne. Ocalenie Severusa, wszelkie przygotowania... to
okropne uczucie ściskania w żołądku, które stawało się coraz silniejsze z każdym
dniem, przybliżającym go do spotkania z jego największym wrogiem. Dwa tygodnie
życia w ciągłym, narastającym strachu. I kiedy już się z tym pogodził, kiedy prawie
udało mu się pokonać ten strach, wiedząc, że prędzej czy później i tak by do tego
doszło, że śmierć wcale nie jest najgorszym, co mogłoby go spotkać w porównaniu z
tym, jak wiele istnień może ocalić... właśnie wtedy Severus ponownie wkroczył w
jego życie, przysłaniając mu cały widok i za wszelką cenę powstrzymując od rzucenia
się w przepaść.
I nic innego go nie obchodziło. Najwyraźniej dla niego naprawdę cały świat mógłby
przestać istnieć...