Cisza i chłód, które nadpłynęły od Severusa, sprawiły, że Harry zagryzł wargę i
zacisnął powieki, wiedząc, iż to wyjaśnienie było tak naiwne, że nawet on miałby
trudności z uwierzeniem w nie.
Musiał coś jeszcze dodać.
- Pomyślałem, że może... skoro to trucizna... nie wiem, że można na przykład
nasączyć nią strzałę albo coś innego i zranić nią Voldemorta. Myślisz, że to byłoby
możliwe? W końcu to ty uwarzyłeś ten eliksir.
- Możliwe, z pewnością, ale czy wykonalne albo skuteczne? Wątpię - odparł cicho
Severus i czy Harry'emu się tylko wydawało, czy jego głos zabrzmiał jakoś tak...
odlegle? - To zbyt niewielka dawka, aby wyrządzić mu jakąkolwiek krzywdę. Czarny
Pan bez trudu by ją zwalczył. Może go co najwyżej osłabić na krótką chwilę.
- Na krótką chwilę... - Harry uczepił się ostatniego zdania. Czyli jednak istniała
jakakolwiek szansa. Jakakolwiek inna droga, choćby była nieprawdopodobnie stroma
i prowadziła jedynie nad przepaść. Pozostało jedno pytanie: czy może sobie pozwolić
na tę walkę? Czy warto zaryzykować i spróbować innego sposobu? Jeszcze kilka
godzin temu odpowiedziałby, że nie i z zamkniętymi oczami poszedł na śmierć. Ale
teraz... wszystko się zmieniło. - Czyli można go tym osłabić. A osłabiony, nie będzie
już tak potężny...
- Nawet osłabiony, Czarny Pan wciąż pozostaje najpotężniejszym czarodziejem
wszech czasów.
Harry poczuł ukłucie buntu.
- Ale przecież musi istnieć jakiś sposób. Ten eliksir musi na niego jakoś zadziałać.
Przecież to ty go uwarzyłeś i...
- Dlaczego tak się interesujesz tym eliksirem? - Pytanie padło nagle, tnąc powietrze
niczym lodowy skalpel i Harry poczuł, że język przykleja mu się do podniebienia.
Zagalopował się.
Ale był ciekaw. Chciał się dowiedzieć czegokolwiek. To była jego ostatnia szansa. Za
kilka godzin...
Przełknął ślinę.
Co miał odpowiedzieć? Jakie kłamstwo wymyślić tym razem?
- Spójrz na mnie. - W głosie Snape'a wyczuł zniecierpliwienie. I coś jeszcze. Coś, co
próbowało wedrzeć się do jego duszy, rozrywając ją drżącymi palcami.
Niepokój.
- Po prostu jestem ciekawy - odparł cicho, starając się brzmieć tak beztrosko, jakby
mówił o pogodzie.
Nie chciał spoglądać na Severusa. Nie mógł. Wiedział, że jeżeli to zrobi, mężczyzna
wszystkiego się domyśli.
- Myślisz, że uwierzę w te brednie? Masz natychmiast na mnie spojrzeć. - Głos
Severusa zmienił się. Stał się zimny. Ostry.
- A dlaczego miałbym się tym nie interesować? - odparł pytaniem Harry, mając
wrażenie, że grunt powoli usuwa mu się spod stóp.
Musi stąd uciec! Już za dużo czasu minęło... Nie może tu zostać ani chwili dłużej!
Inaczej Severus...
Czując, że pocą mu się ręce, oderwał je od skóry Severusa i z bijącym mocno
sercem, uniósł się na łokciu.
- Muszę się napić - wyszeptał, uwalniając się z uścisku Severusa i podnosząc z
pościeli. - Zaraz wrócę.
Ani razu nie spoglądając w stronę mężczyzny, wsunął na siebie spodnie i buty i
sięgnął po porwaną koszulę.
Wystarczy, że się stąd wydostanie. Potem jakoś to będzie... Miał eliksir. Miał szansę.
Miał cel.
Gdyby sprawy nie przybrały takiego obrotu, nie miał pojęcia, jak zdołałby z własnej
woli stąd wyjść. Opuścić te ciepłe ramiona, to łóżko, te komnaty... wiedząc, że nigdy
tutaj nie powróci. Przedłużał tę chwilę i przedłużał, spychając gdzieś bardzo głęboko
zadanie, które go czekało.
Wyczuwał na sobie sztyletujące go spojrzenie ciemnych oczu. Nienawidził tego
uczucia. Uczucia, jakby to spojrzenie rozbierało go na kawałki. Podążało za nim,
obserwując każdy jego ruch, analizując.
Ruszył ku drzwiom, czując zapierające dech w piersiach pragnienie, by się odwrócić.
By spojrzeć na niego po raz ostatni. By jeszcze raz przylgnąć wargami do jego ust i
odcisnąć na nich swój ślad.
Ale nie mógł. To byłby jego koniec.
Na drżących nogach wszedł do słabo oświetlonego salonu i z trudem odszukał swoją
porzuconą na podłodze różdżkę i okulary. Szybko rzucił zaklęcie reperujące i założył
koszulę na ramiona, ale w momencie, w którym podnosił z ziemi pelerynę-niewidkę,
poczuł świst magii, peleryna wyrwała mu się z rąk, a jego serce zatrzymało się
gwałtownie.
Poderwał się i spojrzał w stronę sypialni.
Severus stał z uniesioną różdżką, ubrany jedynie w czarne spodnie, trzymając w
dłoni pelerynę Harry'ego, a jego wzrok...
Harry przełknął ślinę i wciągnął głęboko powietrze, próbując uciszyć nagły atak
paniki, który wypełnił go duszącym przerażeniem.
- Wybierasz się dokądś? - zapytał Severus doskonale opanowanym, chłodnym
głosem. - To może wydać ci się nieprawdopodobne, Potter, ale posiadam w swych
komnatach dosyć spory zapas różnego rodzaju trunków, które w dostatecznym
stopniu ugasiłyby twoje pragnienie. Nie musisz od razu wybierać się aż nad jezioro,
aby się czegoś napić. - Ironia, którą włożył w ostatnie słowo, zawisła w powietrzu
niczym zbyt mocno napompowany balon, który w każdej chwili groził eksplozją.
Harry czuł, że zaczyna się dusić.
Był idiotą, jeżeli sądził, że Severus chociaż na ułamek sekundy da się nabrać na jego
kłamstwa. Ale ten jeden ułamek sekundy w zupełności by mu wystarczył...
- Ja chciałem... zaczerpnąć świeżego powietrza. - Tak, brnął dalej. Chociaż