Oczy Severusa były... były... inne. Zamglone i błyszczące jednocześnie, jakby przez
moment znalazły się w zupełnie innym miejscu, jakby coś próbowało się przez nie
przedostać, wyrwać, ujawnić... Jego cienkie wargi były rozchylone i wilgotne i Harry
nie był w stanie się powstrzymać przed ich dotknięciem. Jeżeli nie mógł ich
pocałować, to chciałby chociaż poczuć ich fakturę, ich ciepło...
Kiedy tylko dotknął gładkich warg, poczuł, jak Snape łapie jego rękę. Nie odsunął jej
jednak od swej twarzy. Harry otworzył szeroko oczy, widząc, jak usta Severusa
owijają się wokół jego palca i zaczynają go łagodnie ssać. Ciepły język obmywał
opuszek, a zęby delikatnie przygryzały skórę. Dopiero po chwili chłopiec zorientował
się, że wstrzymuje powietrze. Bał się nawet oddychać, by nie zakłócić ciszy, by nie
przerwać tej nieprawdopodobnej chwili... Snape zachowywał się, jakby kompletnie
się zatracił i jeżeli Harry by coś zrobił, cokolwiek, to mógłby wyrwać go z tego transu i stracić to... uczucie, które rozlewało się przyjemnym ciepłem w jego brzuchu i
stopniowo opanowywało całe ciało. Patrzył z zachwytem na zamknięte oczy, na
cieniutką zmarszczkę pomiędzy ciemnymi brwiami, na dziwnie łagodne rysy twarzy...
patrzył i nie mógł uwierzyć w to, co się dzieje. Bał się, że Severus usłyszy szalone
bicie jego serca, że coś może przerwać tę cudowną chwilę.
Chciał tylko, żeby czas się zatrzymał i juz nigdy, przenigdy nie ruszył ponownie.
Wypuścił z westchnieniem powietrze, którego nie był już w stanie dłużej
wstrzymywać.
Severus otworzył oczy. Mgła opadła, wycofała się i odsłoniła głęboką czerń źrenic.
Wszystko zniknęło. Mężczyzna odsunął na bok dłoń Harry'ego i bez słowa patrzył w
jego rozszerzone, zielone oczy. Harry próbował coś wyczytać z tych źrenic, ale nagle
stały się równie zamknięte i niedostępne, jak cała reszta twarzy Snape'a.
- To... - spróbował powiedzieć, ale głos nie chciał go słuchać. Odchrząknął. - Ja...
Severus potrzasnął głową i Harry zamknął usta. Postawił go na ziemi i szybko
doprowadził się do porządku. Kiedy Harry dotknął podłogi, nogi ugięły się pod nim,
ale zdołał oprzeć się o drzwi i nie przewrócić. Kręciło mu się w głowie. To wszystko
było tak... surrealistyczne. Nierealne.
Mężczyzna rzucił szybkie zaklęcie czyszczące, odwrócił się plecami do stojącego
pod drzwiami chłopca i podszedł do swojego fotela. Harry pochylił się i założył leżące
u jego stóp części ubrania. Snape usiadł i zapatrzył się w ogień. Nie powiedział ani
słowa.
Harry stał pod drzwiami i wahał się. Co miał teraz zrobić? Wyjść? Przyłączyć się do
niego? Może powinien coś powiedzieć? Miał całkowitą pustkę w głowie. Jedynym co
zajmowało jego umysł było wspomnienie języka Snape'a wędrującego po skórze i
gorącego dotyku wokół swojego palca. Na jego usta wypłynął lekki uśmiech, którego
nie potrafił i nawet nie starał się powstrzymać. Dlaczego miał wrażenie, że wszystko
wokół niego nabrało barw? Ciepłych, soczystych, radosnych barw.
Spojrzał na swój wciąż nieznacznie lśniący palec i przymknął oczy, wzdychając
lekko.
Dopiero wtedy panującą w pomieszczeniu ciszę przerwał surowy głos Severusa,
który przeciął rozgrzane powietrze:
- No siadaj wreszcie.
Pozwolił, by na jego usta wypłynął jeszcze szerszy uśmiech.
***
Harry leżał w łóżku i patrzył na Mapę Huncwotów. Obserwował jeden punkt, który od
czasu do czasu znikał z mapy, a później ponownie się na niej pojawiał. Na jego
ustach igrał ciepły uśmiech, a oczy błyszczały łagodnie. W pamięci wciąż przewijały
mu się obrazy. Język Snape'a na jego ramieniu. Wargi Snape'a na skórze. Palec
Harry'ego w gorącym wnętrzu ust Severusa. Zamglony, nieobecny wzrok mężczyzny.
I to uczucie, które wciąż krążyło w jego żyłach i rozlewało się po skórze.
Szczęście.
Kropka pojawiła się na mapie i Harry uśmiechnął się do siebie.
- Co ty tam warzysz, Severusie? - wyszeptał cicho. Nie wiedział, jak długo tak się
wpatruje, .może godzinę albo dwie, ale był już bardzo zmęczony.
Kropka zniknęła ponownie. Harry odłożył mapę pod poduszkę i wyjął spod niej
zielony kamień. Zacisnął go w dłoni i wysłał wiadomość:
I była to prawda.
*
Wokół panowała ciemność. Gęsta i nieprzenikniona. Niemal lepka.
Harry spojrzał na swoje dłonie. Nie wiedział, jak to było możliwe, ale dobrze je
widział. Tak, jakby oświetlało je nieistniejące światło. W otaczającej go ciszy rozległ
się odgłos kroków. Zdawały się rozbrzmiewać wszędzie wokół niego, odbijać echem
od niewidzialnym ścian i powracać. Rozglądał się w ciemności, ale nie widział
absolutnie niczego.
Kroki zbliżały się.
Odwrócił się i dopiero wtedy dostrzegł bladą twarz przypominającą maskę
Śmierciożercy. Zamrugał kilka razy.
Nie, tylko mu się wydawało. To był Severus. Na usta Harry'ego wypłynął pełen ulgi
uśmiech. Mężczyzna wbijał w niego płonące intensywnością spojrzenie i kierował się
wprost ku niemu. Wyglądał niczym nietoperz, który wynurzył się z ciemności aby
zaatakować swą ofiarę, łopocząc peleryną niczym skrzydłami.