Читаем Breslau forever полностью

Usłyszał piękną melodię, którą ustawił sobie jako dzwonek telefonu. Zerknął na wyświetlacz. Adwokat jego żony. Olał - nie odbierał. Miał przedziwną sprawę. Szybko stukał w klawisze. Chryste Panie! Zabity agent kripo Grunewald. Zabity oficer milicji Miszczuk oraz jego podwładny Wasiak. Co może łączyć te sprawy? Co może łączyć dwa zdarzenia, szczególnie dzisiaj, po wielu latach? Kto w ogóle zlecił śledztwo? Wiadomo, że prokuratura. Ale o co chodzi? Jakiś przestępca grasował we Wrocławiu i przed wojną, i po wojnie? To przecież niemożliwe. A zresztą nawet jeśli... to sprawa była już dawno przedawniona. O co chodzi w tym gównie? Co to za pierdoły jakieś są?

Ktoś w prokuraturze jednak miał głowę na karku. Sprawy się łączyły. Staszewski wystukał numer do sekretariatu prokuratury.

- Cześć, Dorotko. Psy się zgłaszają.

- Cześć. - Roześmiała się. - Tu świątynia proroka.

- Słuchaj, o co chodzi z tym Niemcem Grunewaldem i milicjantem Miszczukiem? Jakoś w ogóle nie kumam.

- Nie mam zielonego pojęcia. Przełączę cię na archiwum.

- Dobra, dzięki.

Usłyszał stuk klawiszy, ale po tamtej stronie było zajęte. Czekając, aż automat połączy go ponownie, wyjął z kieszeni mały czytnik diviksów. Wybrał pierwszy lepszy film z dysku i oglądał, trzymając urządzenie na kolanie. Ręce mu się trzęsły, chyba za dużo pił ostatnio. Najpierw rozwód z żoną, potem piekielne wyrzuty sumienia z powodu dzieci. Wszystko mu się psuło. Przełączył na inny film. Francuzi właśnie obrywali w Wietnamie, kiedy odezwała się archiwistka:

- Tak, słucham?

- Dzień dobry. Staszewski z policji. Dostałem od was jakieś dziwne materiały.

- Momencik. Już sprawdzam.

Znowu stuk klawiszy.

- Tak, widzę pańskie zgłoszenie.

- Czemu mi ktoś przysłał informacje sprzed wojny?

- Nie wiem, proszę pana. Zadał pan pytanie, a komputer wybrał wszystkie wypadki odpowiadające konkretnym kryteriom.

- Ale przecież wysłała mi pani dane dotyczące Alberta Grunewalda z 1939 roku.

- To nie ja. To komputer.

- Proszę pani. Jeśli ktoś popełniał zbrodnie w trzydziestym dziewiątym i zakładając, że nie był wtedy przedszkolakiem, ale miał, powiedzmy, dwadzieścia lat, to dzisiaj miałby ile? - Sam gorączkowo obliczał to w myślach, bo był kiepski z matematyki. - To daje osiemdziesiąt siedem lat. Czy wyobraża pani sobie staruszka w tym wieku, który nadal popełnia zbrodnie?

- To nie ja. To komputer panu odpowiedział na zadane kryteria. Mamy już wprowadzone archiwa milicji, a nawet przedwojennego kripo. Wszystkie akta były w budynkach przejętych po wojnie. A my mamy teraz taki fajny amerykański skaner...

- Ale kto mi przysłał dane z 1939? - Staszewski zdenerwował się tak, że czytnik o mało nie spadł mu z kolan.

- Powtórzę jeszcze raz: komputer. Zadał pan pytanie, lecz nie ograniczył czasowo zasięgu poszukiwań. To taki przycisk na dole w oknie formularza. Więc maszyna wysłała panu wszystko, co miała i co odpowiadało kryteriom.

- Rozumiem. Dziękuję.

Zamyślony odłożył słuchawkę. Przecież zbrodni nie mógł popełniać facet, który miał prawie dziewięćdziesiąt lat. Jeśli nawet jeszcze żył, to leżał w łóżku, robił do pampersa, popijał letnią herbatkę i czekał na pielęgniarkę. Niemożliwe!

No dobrze. A może to organizacja? Ale jaka? Działająca na terenie Wrocławia od 1939 roku? Śmieszne. Przecież najpierw były Niemcy, które chciały rządzić światem, a potem Polska, która przejęła to miasto. Niemożliwe, żeby istniał ktoś, kto popełniał zbrodnie non stop przez prawie siedemdziesiąt lat.

* * *

Miszczuk został oficerem, ponieważ zasłużył się na wojnie. Niemiecki kontratak rozsypał radzieckie siły na tym odcinku. Zagrożony był nawet ruski sztab. I w tym momencie ruszyły do ataku dwa polskie czołgi. Miszczuk przywiązał sobie na szyi dziecinną żeliwną wanienkę. Miała służyć jako zbroja. Za nim szedł Wasiak. Jedną ogromną stalową patelnię wsunął w gacie, drugą za kurtkę - rękojeść wystawała mu przez kołnierz. Obaj mieli po dwie pepesze.

- Jesteśmy polskimi czołgami! - krzyczeli.

Walili, każdy z dwóch pepesz trzymanych w rękach. Rosyjski oficer wyskoczył z bunkra, żeby zobaczyć to zjawisko.

Dostali po dwa pociski. Miszczuk w wanienkę, Wasiak w patelnię. Niemcy strzelali precyzyjnie. Uciekali, bo im się chyba nie chciało ginąć. Inni Rosjanie też wyszli na zewnątrz, patrząc z pewnym zdumieniem.

- A wy co tu robicie? - zapytali.

- No, generalnie służymy za czołgi, obywatelu jakiś tam... Nie umiem rozeznać się w waszych stopniach. - Miszczuk szarpał się z przywiązaną do szyi wanienką. -Panie, no...

- Ja nie pan.

- No... no... Panie oficyjerze.

- Śmiesznie to mówisz. - Rosjanin uśmiechnął się nagle. Usiadł na cembrowinie nieczynnej fontanny. Odsunął czapkę na potylicę. - A skąd jesteś?

- Ze wsi.

- Z jakiej?

- A Mohyłowo. Daleko stąd. Dziadowie prawili, że była tam straszna bitwa między naszymi i obcymi. Ale dostaliśmy chyba w dupę.

- No, ale teraz ty bijesz wroga w dupę.

- Chyba tak.

Rosyjski oficer zapalił papierosa.

Перейти на страницу:

Похожие книги