Читаем Żmija полностью

– Ano, ich – mruknął, rozejrzawszy się wpierw, Wałun. – Nie nasz. I czy się aby w tym właśnie miejscu wszystkie problemy nie schodzą?

– Tobie może się schodzą. – Gubar też się rozejrzał. – A może i nie tylko tobie. Ale zampolitowi naszemu na pewno nie. U niego internacjonalizm, internacjonalistyczny obowiązek, internacjonalistyczny dług. Raz my rachowali, ile razy on na godzinę tego słowa użyje. Po trzydziestu przestaliśmy liczyć… Ale czy ty mnie, Charitonow, nie podpuszczasz czasem? Dopiero co była o donosach mowa…

– Oj, bratan – przerwał Wałun, mrużąc oczy. – Widzi mi się, w mordę chcesz dostać.

– Dobra, dobra… – Białorusin uniósł ręce. – Nic nie mówiłem. Nie było razgowora.

– Był – zaprzeczył łagodnie Matiucha. – Ale cichy i w swoim gronie. Prawda, praporszczyk Lewart? Twojego zdania w omawianej kwestii jakoś nie usłyszeliśmy. A masz je niezawodnie.

– Ja jestem żołnierz – wzruszył ramionami Lewart. – Słucham rozkazów. Robię to, co rozkażą. Co ojczyzna kazała.

– Możeś nie zauważył – powiedział po chwili ciszy Rustamow – tedy przypomnę. Już nie jesteś na przesłuchaniu w KGB.

– Nie jestem. I nadal robię to, co każe mi robić ojczyzna.

Cisza, która zapadła, trwała jeszcze dłużej, niż poprzednio. Przerwał ją Wania Żygunow. Po żołniersku.

– Ech, chuj z tym gadaniem, bo sensu w tym ni chuja i na chuj nam cała ta filozofia – oświadczył. – Zdecydujmy, gospoda unteroficery, co czynić z tak ładnie zapowiadającym się popołudniem, być może ostatnim wolnym, być może już jutro pogonią nas znowu na wojnę, każdego w inny kraniec tej żyznej krainy, żeby ją cholera wzięła i zaraza zjadła. Koncepcje są otóż dwie. Alternatywne. Pić albo jebać.

– Nie pojmuję – zmarszczył brwi Sańka Gubar – dlaczego to musi być alternatywa.

– Z powodów ekonomicznych. Środków wystarczy albo na jedno, albo na drugie. Chyba że któryś dostał spadek, wygrał na loterii albo obrabował dukan. Nikt? No, to liczmy. Dogadałem się otóż z sierżantem z kwatermistrzostwa, mogę dostać litr wódki, prawdziwej stolicznej, trzydzieści czeków za półlitrową flaszkę, cena jak dla brata. Mogę też mieć samogon pierwak, jakość niepewna, dziesięć czeków za litr.

– A alternatywa?

– Wiem o dwóch kucharkach z kasyna. Chcą po dziesięć od klienta.

– Nie za dużo – ocenił szybko Gubar. – Jeśli po dziesięć z każdego z nas…

– Nie licząc prezentów – skorygował Marat Rustamow. – Przecież nie pójdziesz, jak byle cham, jebać bez prezentów. Choćby winogron, ale trzeba nakupić. A gdyby jednak zdecydować się na niezbędne naszej braci cztery litry bimbru, wyszłoby na głowę po sześć z groszami. A że z samogonu przyjemność nieporównywalnie dłuższa, a satysfakcja znacznie większa, nie ma się co, dżygity, zastanawiać.

– Zaraz, zaraz – wtrącił się Matiucha. – Rozważmy rzecz w spokoju. Jakie te kucharki? Oglądałeś je chociaż, Wań?

– Jak chcę sobie pooglądać, to idę do Ermitażu.

– Słusznie – poparł Żygunowa Sania Gubar. – Bo też niby jakie mogą to być kucharki? Coście to, mużyki, kucharek nie widywali?

– Widywali – pokiwał głową Matiucha. – Oj, widywali. Więc może jednak lepiej wódeczka?

– Zdecydowanie wódeczka – podkręcił kozackiego wąsa Rustamow. – Dawajcie zrzucać się, panowie internacjonaliści. Forsa do czapki.

– Raz się żyje. – Matiucha rozpiął kieszeń munduru. – Nie ma co skąpić, bo jutro może Kandahar albo gorsza rzeźnia… Weźmiemy, myślę, ten literek stolicznej, dla smaku i rozruchu. A na wtoroje bliudo trzy literki tego pierwaka po dziesięć. Razem piętnaście czeków na głowę ludności. Niecałe dwa miesięczne żołdy.

– Afoszkami można? – Sania Gubar wygrzebał z kieszeni garść pomiętych afgani. – Po kursie, siedemnaście za czek?

– Można. A ty, prapor, co?

– Przekalkulujcie składkę. – Lewart wstał. – Mnie nie licząc. Nie wezmę udziału.

– Znaczy – zarechotał Żygunow – wolisz jednak kucharkę? A może obie?

– Moja rzecz, co wolę. Mówiłem, nie uwzględniajcie mnie w rachunkach.

Żygunow szykował się do dalszych komentarzy, ale Matiucha utemperował go. Gestem, słowem i autorytetem.

– Zostaw. Chce być sam. Zrozum i uszanuj.

* * *

Wydawało mu się, że idzie bez celu, byle przed siebie, byle dalej. Lotnisko jego celem nie było bynajmniej. Ale nie zdziwił się, gdy się na lotnisku znalazł. Tak to już było w Bagramie – dokąd byś nie lazł, trafiałeś na lotnisko.

Na płycie kołował właśnie wielki czteromotorowy antonow An-12, brzuchaty, z zadartym ogonem. Po dość długo trwającej serii manewrów samolot podtoczył się pod hangar, pod samą rampę. Otwarto luk transportowy, dokoła zakręcili się ludzie w mundurach i kombinezonach. Na oczach Lewarta, który zdążył już podejść całkiem blisko, z rampy poczęto ładować podłużne drewniane skrzynie. Wiedział, co zawierają. Ładunek pod kodową nazwą „dwieście”.

– A ty czego tu, żołnierzu? Czytać nie umiesz? Wstęp zakazany! – wrzasnął na niego młodzik z oficerską rozetką na kepce. – Zabieraj się stąd, już!

– Dokumenty! – Obok natychmiast pojawił się drugi, niewiele starszy. – Dokumenty pokaż, do kogo mówię?

Перейти на страницу:

Похожие книги

1. Щит и меч. Книга первая
1. Щит и меч. Книга первая

В канун Отечественной войны советский разведчик Александр Белов пересекает не только географическую границу между двумя странами, но и тот незримый рубеж, который отделял мир социализма от фашистской Третьей империи. Советский человек должен был стать немцем Иоганном Вайсом. И не простым немцем. По долгу службы Белову пришлось принять облик врага своей родины, и образ жизни его и образ его мыслей внешне ничем уже не должны были отличаться от образа жизни и от морали мелких и крупных хищников гитлеровского рейха. Это было тяжким испытанием для Александра Белова, но с испытанием этим он сумел справиться, и в своем продвижении к источникам информации, имеющим важное значение для его родины, Вайс-Белов сумел пройти через все слои нацистского общества.«Щит и меч» — своеобразное произведение. Это и социальный роман и роман психологический, построенный на остром сюжете, на глубоко драматичных коллизиях, которые определяются острейшими противоречиями двух антагонистических миров.

Вадим Кожевников , Вадим Михайлович Кожевников

Детективы / Исторический детектив / Шпионский детектив / Проза / Проза о войне