Wiedziałam, że w gruncie rzeczy o to właśnie chodzi. W kwestii gmerania w papierach Alicja była nieugięta. Przez całe życie po wszystkich jej domach poniewierało się parę ton makulatury, ktуra w całości była jej niezbędna do egzystencji. Jak żyję, nie wdziałam domu, w ktуrym znajdowałaby się podobna ilość szpargałуw! Większość tego niewątpliwie dawno należało wyrzucić i sama Alicja to przyznali Wala, ale nigdy nie była pewna, co jest co i ktуre jest ktуre, a na przejrzenie i posegregowanie tego przez ostatnie dwadzieścia lat nie mogła znaleźć czasu. Tonęła w papierach i strzegła ich jak oka w głowie, nikomu nie pozwalając dotykać. Przy swoim roztargnieniu nigdy nie pamiętała, gdzie co położyła, i rzeczywiście list od Edka mуgł się znajdować wszędzie, z lodуwką włącznie.
Na wszelki wypadek sama zajrzałam do kufra, ale korespondencji w nim nie było. Alicja obejrzała nową lnianą poszewkę na poduszkę, ktуrej nie mogła używać, bo nie pasowała do duńskich rozmiarуw, dotarła do dna, znalazła pudełko zapałek, upchała wszystko z powrotem i powoli zaczęła zamykać wieko.
– Tak się zastanawiam… – powiedziała powoli w zamyśleniu i zastygła w połowie zamykania. – Zosia wykluczona, ale Paweł?… Ta młodzież teraz taka dziwna… Czy to jest możliwe, żeby oni to uważali za dowcip? Twoje dzieci jak?…
– Dziękuję, zdrowe – odparłam odruchowo, bardzo zaskoczona. – Morderstw, jak dotąd, nie popełniają, jeśli o to ci chodzi, i chyba raczej nie planują nic takiego. Uprawiają inne gatunki dowcipуw. Kota masz?
Alicja wzruszyła ramionami, ciężkie wieko wymknęło jej się z ręki i zatrzasnęło z hukiem zgoła armatnim. W chwilę potem w progu stała Zosia w piżamie, z bladą twarzą, z obłędem w oczach.
– Co się stało?… Ktoś strzelał!…
– Nic, to ja – powiedziała Alicja z westchnieniem. – Obudziłam cię? Bardzo cię przepraszam, nie zwracaj uwagi, szukam listu od Edka.
– Na litość boską – powiedziała Zosia słabo. – W tym domu można zwariować!
– Bierz przykład z Elżbiety – poradziłam jej.
– Ani drgnie.
– Elżbieta! – prychnęła Zosia z gniewem.
– Do Elżbiety można strzelać z karabinu maszynowego, można dom podpalić! Ona nie ma nerwуw!
– Tym bardziej bierz z niej przykład, Joanna ma rację.
– Przeszukaj jeszcze kuchnię – powiedziałam ponuro. – Skoro w głupich miejscach, to już konsekwentnie.
W kuchni postanowiłyśmy przy okazji zrobić sobie kawy, Alicja zdecydowała się nie pуjść w ogуle do biura, uznawszy, że dwie zbrodnie pod rząd, nawet jeśli jedna z nich jest trochę nieudana, są wystarczającym usprawiedliwieniem, szczegуlnie jeśli przyjmie się, że to ona miała paść ofiarą. Wrуciłam do kwestii młodzieży. Paweł nie budził we mnie żadnych podejrzeń zarуwno jako młodzież, jak i jako on sam, przypuszczenie zaś, że moje dzieci miałyby przejawiać tak zwyrodniałe poczucie humoru, wydało mi się co najmniej niesmaczne. Nie omieszkałam poinformować o tym Alicji.
– W takim razie kto? Ktoś w końcu tego Edka zabił i ktoś doprawił winogrona. Ktoś podobno czyha na mnie. Kto? Ty?
– Dlaczego ja, do diabła?! – zdenerwowałam się. – Ni mnie ten Edek ział, ni mnie grzębił…!
Stojąca na wysokim kuchennym stołku i gmerająca w szafce Alicja odwrуciła się z takim rozmachem, że połowa puszek z gуrnej pуłki z łoskotem runęła na podłogę. Z jednego słoika wysypała się kawa.
– Ni co ci robił?!!!
– Co?… Nic mi nie robił – odparłam ze zdumieniem, nie zdając sobie sprawy z tego, co powiedziałam, i wspуłczująco patrząc na Zosię, ktуra pojawiła się w wejściu z korytarzyka do kuchni. Jedną ręką trzymała się za głowę, a drugą za serce.
– Alicja, ty mnie wpędzisz do grobu – powiedziała z goryczą, spoglądając na pobojowisko u naszych stуp.
– Przestań reagować po prostu – poradziła jej stanowczo Alicja z wyżyn stołka. – Nastaw się duchowo i nie zwracaj uwagi. Okazuje się, że Joannie Edek robił coś takiego, że naprawdę trzeba go było zabić.
– Przypuszczam, że zwariowałaś ze strachu – powiedziałam z odrazą. – Co, na litość boską, Edek mi robił?!
– Właśnie nie wiem. Powtуrz, co powiedziałaś.
Zosia patrzyła na nas z rozpaczą w oczach.
– Powiedziałam, że ni mnie grzał, ni mnie ziębił.
– Ział! Edek cię ział i grzębił!
– Oszalałaś?! Przeciwnie! Nie ział mnie! I nie grzębił!
– Nie – powiedziała Zosia. – To jest nie do zniesienia. Trupy i obłęd. Wy chyba obie jesteście pijane.
Odwrуciła się i nieco chwiejnym krokiem oddaliła w głąb korytarza.
– Zamknij za nią drzwi – powiedziała Alicja. – Już się nie miało co wysypać, tylko akurat kawa. Ciekawe, kto ją odkręcił.
– Nie ja. I przyjmij do wiadomości, że nie ja zabiłam Edka, nie ja otrułam Kazia, a na twojej śmierci wcale mi nie zależy. Pogуdź się z tym raz na zawsze i odczep się ode mnie. Ja tych rzeczy nie robię, ja je tylko opisuję. O Edku tyle wiem, co od ciebie. Zosia wie więcej.
Przez chwilę zastanowiłam się uczciwie, czy na pewno mуwię prawdę. Nie, istotnie, Edka znałam właściwie wyłącznie przez Alicję, a to, o co go miałam zapytać, nic mi o nim nie mуwiło.