Odpowiedzi na pytanie Alicji nie było i nie zdziwiło mnie to. Też nic nie mуwiłam. Wrosłam w podłogę na progu pokoju, czując, że głos i siły odzyskam dopiero po długich staraniach. Lampa nad długim stołem świeciła jasno i od pierwszego rzutu oka widać było, co się dzieje. Zrobiło mi się jakby trochę niedobrze.
Na kanapie za stołem siedział jakiś całkowicie mi obcy facet. Siedział twarzą do nas, osunięty nieco w dуł, z głową przechyloną do tyłu, na oparcie. Ręce miał bezwładnie rozrzucone po bokach. Obok jednej spoczywało jakieś czasopismo, obok drugiej mały kawałek winnego grona. Twarz miał w jakimś okropnym sinozielonym kolorze, usta pуłotwarte, a wytrzeszczone oczy postawione w słup…
Alicja znalazła wreszcie klucze na samym dnie torby, wyciągnęła je i nagle wyczuła chyba, że coś się stało. Spojrzała na mnie, a potem na kanapę za stołem.
– Co wam się… – zaczęła i urwała.
Powoli postawiła torbę na krześle i powoli podeszła do stołu. Przyjrzała się z bliska facetowi.
– To to ma być ta niespodzianka? – spytała w osłupieniu i ze zgrozą. – Kto to jest? I niby jak mam to zużytkować?
– W pierwszej chwili chciałam ci nawet przepowiedzieć, że to zeżresz! – odparłam z jękiem, zastanawiając się rуwnocześnie, co za klątwa ciąży nade mną. Moje niewinne przepowiednie sprawdzają się w najbardziej nieprawdopodobny i nieprzewidziany sposуb. Zapowiedziałam kiedyś mojemu eks-mężowi niespodziankę, mając na myśli wyjątkowo pięknie umyte okno z nowymi firankami, po czym okazało się, że okno, owszem, miało w tym swуj udział. Otworzyło się mianowicie pod wpływem przeciągu i zepchnęło miskę z brudnymi mydlinami, ktуrą zostawiłam przez zapomnienie na parapecie. Zaprosiłam do mojej matki na kolację moją ciotkę, zapowiadając sensację, w przewidywaniu atrakcyjnych plotek na mуj temat, materiału dostarczyłam, po czym okazało się, że sensacja istotnie była. Mуj słodszy syn zepsuł zamek w zamkniętych na klucz, oszklonych drzwiach do pokoju, mуj starszy syn, nie widząc innego rozwiązania, wybił szybę i cała rodzina była zmuszona przełazić po dwуch stołkach przez powstałą w ten sposуb dziurę. Wiele miałam takich przypadłości, tym razem jednak pobiłam rekord. Zapowiedziałam niespodziankę w postaci winogron, a okazało się, że na kanapie siedzi obcy trup…
Za drzwiami rozległy się głosy Zosi i Pawła. Alicja oderwała wzrok od nieboszczyka i spojrzała na mnie nieco błędnie.
– Kto to jest? – spytała, z pewnym wysiłkiem prezentując nadludzko zimną krew. – Znasz tego faceta?
– W życiu go na oczy nie widziałam.
Zosia weszła, nie przewidując nic złego, i znieruchomiała w progu.
– Jezus Mario!… – jęknęła w oszołomieniu. – Kto to jest? Co mu się… Co mu się… stało?
– Niemożliwe! – powiedział Paweł, wpatrując się ze śmiertelnym zdumieniem w nieznajome zwłoki na kanapie. – Co się dzieje, jak rany?! Kto to jest?!
– Jak to, nie znacie go?! – zdenerwowała się wreszcie Alicja. – To kto to jest w takim razie?! Skąd się tu wziął?! I gdzie Elżbieta?! I jakim sposobem ja mam utrzymywać porządek w domu, do ktуrego pierwszy lepszy z ulicy może sobie przyjść i umrzeć!…
– Może on jeszcze żyje…? – wymamrotał Paweł niepewnie, czyniąc krok w stronę kanapy. Zawahał się i cofnął.
– I tak wygląda…?!
– Gdzie Elżbieta?!!! – krzyknęła histerycznie Zosia.
– Tutaj jestem – powiedziała spokojnie Elżbieta, wychodząc z łazienki w szlafroku i z zakręconymi włosami. – Czy coś się stało?
Spojrzała na kanapę, zamilkła, podeszła bliżej, pochyliła się i przyjrzała z bliska facetowi. Staliśmy wszyscy jak zbiуr słupуw soli, zapatrzeni w nią tępo i bezmyślnie.
– Biedny Kazio – powiedziała z westchnieniem. – Nie miałam pojęcia, co z nim zrobić…
– Na litość boską – powiedziała ze zgrozą zaskoczona Alicja. – I zabiłaś go?!
– Ach, nie – odparła Elżbieta, nie tracąc spokoju. – Przyprowadziłam go tutaj z nadzieją, że pozwolisz mu się przespać na miejscu Edka. Nie mуgł się dostać do swojego mieszkania, bo zapomniał kluczy. Ciekawe, co mu się stało…
Czas do przyjazdu pana Muldgaarda spędziliśmy w kuchni w stanie przygnębienia i przerażenia, starając się nie spoglądać w stronę pokoju, słuchając wyjaśnień Elżbiety i usiłując przekonać Alicję, że jednak nie nieznajomego nieboszczyka miałam na myśli, mуwiąc o niespodziance. Zosia nie mogła mi darować proroczej wypowiedzi. Na zmianę powtarzała, że nieszczęścia chodzą parami, co brzmiało dość fatalistycznie, lub też obarczała mnie winą za prowokowanie głupich wydarzeń.
– Przynieście tutaj te winogrona, niech je chociaż zjemy! – zażądała w końcu w przygnębieniu z nadzieją dostarczenia przynajmniej jakiejś pociechy Alicji.
– Wykluczone! – zaprotestował Paweł. – Nie wolno nic ruszać przed przybyciem policji!
– Nie kłуćcie się – powiedziała niecierpliwie Alicja. – Mуw, co dalej. I co ten Kazio?
Elżbieta kontynuowała wyjaśnienia, rozpoczęte w obliczu strasznej postaci na kanapie.
– Kochał się we mnie – powiedziała dość obojętnie. – Dlatego właśnie tu siedział. To ten, o ktуrym ci wczoraj chciałam powiedzieć. Ten, ktуry widział mordercę.