Читаем Śmierć w Breslau полностью

Zostawił na schodach drgający miecz i skulone ciało i odwrócił się do starego służącego, który w niemym przerażeniu oglądał ten spektakl.

– Patrz, stary, oto rycerz Herbert Niezłomny von Anwaldt ukarał wszetecznika, wyznawcę szatana, jezydę… Daj no skorpionów, to wypełnimy odwieczne proroctwo… Nie ma ich tutaj?… Poczekaj no…

Kiedy więc Anwaldt chodził na czworakach i szukał na posadzce skorpionów, szofer barona, Hermann Wuttke, pojawił się w hallu i niewiele myśląc chwycił za ciężki, srebrny świecznik.

Wschodziło słońce. Wrocławianie patrzyli w niebo i przeklinali kolejny upalny dzień.

<p>XVI</p>OPOLE, WTOREK 13 LISTOPADA 1934 ROKU.GODZINA DZIEWIĄTA WIECZOREM

Pociąg relacji Wrocław-Opole spóźnił się dwie minuty, co Mockowi, przyzwyczajonemu do punktualności niemieckich kolei, wydało się karygodne. (Nic dziwnego, że w państwie, którym rządzi austriacki feldfebel, wszystko się psuje). Pociąg powoli wjeżdżał na peron. Mock zobaczył w oknie wagonu człowieka, który śmiał się i szeroko machał ręką, nie wiadomo, do kogo. Spojrzał na Smolorza. On także dostrzegł owego wesołka. Rzucił się w stronę poczekalni z wysokim ozdobnym sklepieniem. Pociąg zatrzymał się. Mock ujrzał w tymże oknie Kemala Erkina, a zaraz za nim owego uśmiechniętego człowieka, który pomagał jakiejś damie wynosić ciężką walizę. Erkin wyskoczył żwawo z wagonu i ruszył do poczekalni. Wesołek grubiańsko rzucił na peron sakwojaż niemile zaskoczonej damy i szybko podążył za nim.

W poczekalni było kilku zaledwie podróżnych. Turek skierował się do podziemnego tunelu prowadzącego do miasta. Zejście było przedzielone wzdłuż żelazną barierką. Szedł prawą stroną. Po latach pobytu w Niemczech zdążył już poznać pruski „Ordnung”, zatem na widok człowieka, który – idąc z naprzeciwka – wchodził pod prąd także po prawej stronie barierki, instynktownie włożył rękę do wewnętrznej kieszeni, gdzie trzymał rewolwer. Po chwili cofnął ją. Człowiek zbliżał się do Erkina tak manewrując ciałem, aby nie zboczyć z linii prostej. Równolegle do pijaka, już po właściwej stronie barierki szło czterech esamanów i jakiś zakapeluszony, zgarbiony urzędniczyna. Pijak zbliżył się do Erkina i zastąpił mu drogę. Kiwając się na wszystkie strony usiłował włożyć do ust wykrzywionego papierosa.

Turek śmiejąc się w duchu ze swoich podejrzeń powiedział, że nie ma ognia i chciał go wyminąć, a wtedy poczuł uderzenie w brzuch tak silne, że musiał się zgarbić. Kątem oka dostrzegł, jak przez barierkę przeskakują esamani. Nie zdążył oprzeć się o ścianę, kiedy już zaszli go od tylu. Z poczekalni nadchodziła ciągnąc ciężką walizę złorzecząca dama. Brutalnie odepchnął ją krępy mężczyzna w opiętym płaszczu i kapeluszu. W ręku trzymał rewolwer. Erkin włożył rękę do kieszeni, ale to był ostatni ruch, który zdążył zrobić. Silnie pchnięty, poleciał na barierkę i zawisł na niej przez moment. Dwaj esamani przycisnęli go do niej, a urzędniczyna wymierzył straszliwy cios gumową palką. Erkin nie stracił przytomności, lecz stal się bezwładny.

Widział idącego powoli krępego mężczyznę w przyciasnym płaszczu, uspokajającego funkcjonariusza Bahnschutzu unoszoną wysoko legitymacją. Uśmiechał się szeroko. Urzędnik z gumową palką wyraźnie rozzłoszczony miernymi skutkami swego pierwszego uderzenia zagryzł usta i wziął drugi, potężny zamach.

OPOLE, ŚRODA 14 LISTOPADA 1934 ROKU.GODZINA PIERWSZA W NOCY

Wiatr dmuchał przez szpary w drzwiach garażu. Chłód przywrócił Erkinowi przytomność. Spoczywał w nienaturalnej półsiedzącej pozycji. Obie ręce miał przypięte kajdankami do wystających ze ściany żelaznych uchwytów. Zatrząsł się z zimna. Był nagi. Krew zakrzepła mu na oczach. Przez czerwoną mgłę zobaczył krępego mężczyznę.

Mock podszedł do niego i powiedział cicho:

– Nadszedł w końcu ten dzień, Erkin. Kto pomści biedną Mariettę von der Malten? Ja. Rozumiesz to dobrze – wszak zemsta jest waszym świętym obowiązkiem. W kwestii zemsty bardzo mi się podobają wasze obyczaje. – Mock przeszukał kieszenie i zrobił rozczarowaną minę. – Nie mam przy sobie szerszeni ani skorpionów. Jakoś zapomniałem. Ale wiesz, choć w jednym twoja śmierć będzie przypominała śmierć Marietty. Przestaniesz być dziewicą… – spojrzał w bok.

Z ciemności wynurzył się jakiś mężczyzna. W pokrytej krostami twarzy płonęły małe oczy. Turkiem wstrząsnął dreszcz. Targnął nim jeszcze raz, kiedy usłyszał szczęk sprzączek pasa i odgłos zsuwanych spodni.

„Schlesische Tageszeitung” z 22 lipca 1934 roku s. 1:

Перейти на страницу:

Похожие книги

1. Щит и меч. Книга первая
1. Щит и меч. Книга первая

В канун Отечественной войны советский разведчик Александр Белов пересекает не только географическую границу между двумя странами, но и тот незримый рубеж, который отделял мир социализма от фашистской Третьей империи. Советский человек должен был стать немцем Иоганном Вайсом. И не простым немцем. По долгу службы Белову пришлось принять облик врага своей родины, и образ жизни его и образ его мыслей внешне ничем уже не должны были отличаться от образа жизни и от морали мелких и крупных хищников гитлеровского рейха. Это было тяжким испытанием для Александра Белова, но с испытанием этим он сумел справиться, и в своем продвижении к источникам информации, имеющим важное значение для его родины, Вайс-Белов сумел пройти через все слои нацистского общества.«Щит и меч» — своеобразное произведение. Это и социальный роман и роман психологический, построенный на остром сюжете, на глубоко драматичных коллизиях, которые определяются острейшими противоречиями двух антагонистических миров.

Вадим Кожевников , Вадим Михайлович Кожевников

Детективы / Исторический детектив / Шпионский детектив / Проза / Проза о войне