Читаем Śmierć w Breslau полностью

– Ojej, jakie to straszne potwory… – zawodził gestapowiec. Nagle wziął zamach i rozbił słoik o ścianę. Zanim zdezorientowane szerszenie zafurkotały w małej celi, więzień pozostał sam.

Nigdy nie przypuszczał, że te olbrzymie owady wydają swymi skrzydłami taki dźwięk jak małe ptaki. Szerszenie rzuciły się najpierw ku odrutowanej żarówce, lecz po chwili zmieniły kierunek. Dziwnie podrygiwały w zatęchłym powietrzu i wraz z każdym drgnięciem opadały niżej. Wkrótce znalazły się w okolicach głowy Anwaldta, dokąd wabił je zapach miodu. Więzień starał się dzięki swej wyobraźni wydostać z kazamatów. Udało się. (Szedł plażą obmywaną przez łagodne fale marszczone rześką bryzą. Stopy wgłębiały się w ciepły piasek. Nagle zerwał się wiatr, piasek rozpalił się do białości, fale zamiast lizać plażę, ryknęły i rzuciły się na Anwaldta spienionymi bałwanami).

Wyobraźnia odmówiła mu posłuszeństwa. Czuł lekki podmuch koło ust sklejonych wodą z miodem. Otworzył oczy i zobaczył szerszenia, który wyraźnie upatrzył sobie jego wargi. Dmuchnął w niego z całej siły. Szerszeń, pchnięty pędem powietrza, przysiadł na ścianie celi. Tymczasem drugi owad zaczął się kręcić wokół głowy. Anwaldt gwałtownie poruszał się wraz z krzesłem i rzucał głową na boki.

Szerszeń usiadł na jego obojczyku i wbił żądło w skórę. Więzień przycisnął go brodą i poczuł rozdzierający ból. Żuchwę i obojczyk połączyła sina, pulsująca opuchlizna. Zduszony owad wykrzywiał na posadzce swe czarno-żółte ciało. Drugi szerszeń oderwał się od ściany i ruszył do ataku – uparcie w stronę ust. Anwaldt przechylił głowę i owad zamiast trafić w usta, znalazł się na skraju oczodołu. Ból i opuchlizna rozlały się na całe lewe oko. Anwaldt szarpnął głową i wraz z krzesłem runął na beton. Ciemność zalała lewe oko. Potem prawe.

Wiadro lodowatej wody przywróciło mu świadomość. Standartenführer odprawił pomocnika gestem ręki. Chwycił krzesło za oparcie i bez najmniejszego trudu przywrócił Anwaldta na powrót do pionu.

– Bojowy jesteś – z troską spojrzał na opuchniętą twarz więźnia. – Dwa szerszenie cię zaatakowały i oba zabiłeś.

Skóra policjanta boleśnie napinała się na twardych kulach opuchlizny. Szerszenie jeszcze drgały na chropawej posadzce.

– Powiedz, Anwaldt – już wystarczy? Czy chcesz, żebym z powrotem poprosił o pomoc te agresywne stworzenia? Wiesz, że ja jeszcze bardziej się boję ich niż ty? Powiedz Anwaldt – już wystarczy?

Więzień potwierdził skinieniem głowy. Do celi wszedł gruby oprawca i postawił przed oficerem krzesło. Ten usiadł okrakiem, łokcie oparł na oparciu i patrzył przyjaźnie na swoją ofiarę.

– Dla kogo pracujesz?

– Dla Abwehry.

– Zadanie?

– Rozpracować polską siatkę szpiegowską.

– Dlaczego ściągnęli cię aż z Berlina? We Wrocławiu nie ma nikogo odpowiedniego?

– Nie wiem. Dostałem rozkaz.

Anwaldt słyszał obcy głos dobywający się z jego własnej krtani. Każdemu słowu towarzyszył ból gardła i mięśni twarzy zesztywniałych między gulami ukąszeń na oku i szczęce.

– Proszę mnie rozwiązać – wyszeptał.

Standartenführer patrzył na niego bez słowa. W inteligentnym oku zabłysło jakieś cieplejsze uczucie.

– Rozpracowujesz polski wywiad. A co mają z tym wspólnego baron von Köpperlingk i baron von der Malten?

– Na balu u barona von Köpperlingka był człowiek, którego śledziłem. A von der Malten nie ma związku ze sprawą.

– Jak się nazywa ten człowiek?

Anwaldta zwiódł przyjazny wyraz twarzy oprawcy. Wciągnął do płuc gęste powietrze i wyszeptał:

– Nie mogę powiedzieć…

Gestapowiec śmiał się przez chwilę bezgłośnie, po czym rozpoczął osobliwy monolog. Pytania zadawał grubym głosem, odpowiadał sobie samemu drżącym falsetem:

– Kto cię zbił na balu u barona? Jakiś bydlak, panie oficerze. Boisz się tego bydlaka? Tak, panie oficerze. Ale szerszeni się nie boisz? Owszem, boję się panie oficerze. Jak to? Przecież dwa zabiłeś! Nawet bez pomocy rąk! Ach rozumiem, Anwaldt, dwa to za mało dla ciebie… Może być ich więcej…

Gestapowiec skończył basowo falsetową przeplatankę i powoli wraził niedopałek papierosa w opuchliznę na obojczyku. Obcy głos omal nie rozerwał opuchniętego gardła. Anwaldt leżał na posadzce i krzyczał. Minutę. Dwie. Standartenführer zawołał: „Konrad!”. Wiadro zimnej wody uciszyło więźnia. Oprawca zapalił nowego papierosa i rozdmuchał jego koniec. Anwaldt wpatrywał się z przerażeniem w żarzący się szpic.

– Nazwisko tego podejrzanego?

– Paweł Krystek.

Gestapowiec wstał i wyszedł. Po pięciu minutach wszedł do celi w towarzystwie znanego Anwaldtowi Turka.

– Kłamiesz, głupcze. Nikogo takiego nie było u barona, prawda? – zwrócił się do Turka, który włożywszy okulary przeglądał plik czarno-srebrnych zaproszeń. Kręcił przy tym głową, potwierdzając w ten orientalny sposób słowa gestapowca, który chciwie zaciągnął się ostatkiem papierosa.

Перейти на страницу:

Похожие книги

1. Щит и меч. Книга первая
1. Щит и меч. Книга первая

В канун Отечественной войны советский разведчик Александр Белов пересекает не только географическую границу между двумя странами, но и тот незримый рубеж, который отделял мир социализма от фашистской Третьей империи. Советский человек должен был стать немцем Иоганном Вайсом. И не простым немцем. По долгу службы Белову пришлось принять облик врага своей родины, и образ жизни его и образ его мыслей внешне ничем уже не должны были отличаться от образа жизни и от морали мелких и крупных хищников гитлеровского рейха. Это было тяжким испытанием для Александра Белова, но с испытанием этим он сумел справиться, и в своем продвижении к источникам информации, имеющим важное значение для его родины, Вайс-Белов сумел пройти через все слои нацистского общества.«Щит и меч» — своеобразное произведение. Это и социальный роман и роман психологический, построенный на остром сюжете, на глубоко драматичных коллизиях, которые определяются острейшими противоречиями двух антагонистических миров.

Вадим Кожевников , Вадим Михайлович Кожевников

Детективы / Исторический детектив / Шпионский детектив / Проза / Проза о войне