Читаем S@motność w sieci полностью

Mimo to potrzebowała czasu, aby wyleczyć się z Belga. Próbowała zbliżyć się do męża i u niego odnaleźć trochę czułości, której potrzebowała. Pragnęła zwykłej rozmowy. O książce, o filmie, o przeznaczeniu. O czymś, co nie dotyczyło codzienności, zakupów, pieniędzy i obiadów w niedzielę u mamy. Ale nie miał dla niej czasu w przerwach między projektami po godzinach. Na dobrą sprawę nie było nawet tych przerw.

I wtedy zaczęła śnić. Wypijała mleko, szła do łóżka i śniła. Budziła się rano jak oczyszczona. Jak gdyby wszystko, co ją dręczyło lub niepokoiło, przepchnęła przez filtr podświadomości, która oczyściła to w snach. Kiedyś, później poruszyła ten temat w rozmowach z Jakubem. Napisał coś, z czym zgadzała się w zupełności:

Sen, każdy sen, jest jak psychoza. Ze wszystkim, co do niej należy: pomieszaniem zmysłów, szaleństwem, absurdem. Taka krótkotrwała psychoza. Nieszkodliwa, wprowadzana za zgodą i kończona z własnej woli poprzez przebudzenie. Oczyszczająca. Tak przynajmniej twierdzi Freud. On się chyba na tym znal.

Poza tym od wczoraj wszystko było inaczej. Nagle Belg stał się nieistotny. Jak kolega z przedszkola, którego imię pamięta się jak przez mgłę. Dzisiaj też śniła, ale rano przerwała ten sen bez zwykłego niedowierzania, że to naprawdę koniec i że trzeba zaczynać myśleć. Dzisiaj chciała być jak najszybciej w biurze. Wczoraj otworzyła tylko kilkanaście z tych 28 stron internetowych z jego nazwiskiem i imieniem. Zanim dzisiaj wejdzie na ICQ, chciała przejrzeć pozostałe. Dlatego wstała rano i kazała się podwieźć pod biuro. Aby mieć czas, zanim wszyscy inni przyjdą do pracy.

Otwierała stronę po stronie. Traciła już nadzieję. Wszędzie informatyka, genetyka, jakieś bezsensowne raporty z posiedzeń, artykuły, których i tak nie rozumiała. To była chyba przedostatnia strona na liście 28 adresów. Kliknęła i pojawił się tekst: Boże, pomóż mi być takim człowiekiem, za jakiego uważa mnie mój pies. Uśmiechnęła się. Pomyślała, że to wyjątkowo mądra prośba. Potem uśmiechała się już prawie cały czas. To była jego własna, prywatna strona internetowa! Też genetyka, ale tym razem jego własne geny.

Opowiadał o sobie. Wiedziała, że niełatwo jest wybrać interesujące informacje o sobie i wystawić je publicznie na stronie WWW. Kiedyś myślała o przygotowaniu i opublikowaniu w Sieci własnej strony, ale zrezygnowała – głównie dlatego, że nie wiedziała, co mogłaby opowiedzieć o sobie i jak, aby to nie było kiczowate i banalne.

On zrobił to sprytnie: skupił się na innych i poprzez innych opowiadał o sobie. Opowiedział, jak ważny jest dla niego Mozart, Chopin, Morrison, które wiersze Rilkego zna na pamięć, a których zamierza się dopiero w najbliższym czasie nauczyć (a tak na marginesie: kto w tym wieku uczy się jeszcze wierszy? – myślała rozbawiona). Opowiedział, jakie książki czyta i co o nich sądzi, ale także jakich nigdy więcej nie dotknie. Przedstawił struktury chemiczne kilku substancji i interesująco opowiedział, jak się czuje, gdy mu ich brakuje, a jak, gdy ma ich w nadmiarze. Była zdumiona, czytając, co z człowiekiem może zrobić dopamina i na co trzeba uważać, aby poradzić sobie z brakiem lub nadmiarem testosteronu.

Pokazał nieprawdopodobnie piękne zdjęcia z Nowego Orleanu i przekonywał wszystkich, że jest to jedno z najważniejszych miejsc na ziemi. Oprócz Nowego Orleanu wymieniał Dublin, Boston, Wrocław, Princeton, wyspę Wight (nie miała zielonego pojęcia, gdzie może znajdować się taka wyspa), San Diego, Kuala Lumpur i Kraków -jak stacje na trasie tej samej linii kolejki podmiejskiej. Jego świat nie miał granic. Opowiadał o nauce, o wszechświecie, mądrości i mózgu. Mózg był jego pasją.

Gdy zastanowiła się głębiej nad tą stroną, doszła do wniosku, że chyba jest nieśmiały. Nie umiał na dobrą sprawę pisać o sobie wprost. Opowiadał o tym, co myśli, czuje, podziwia, a nawet pragnie, powołując się na wiersze, autorytety i naukę.

Nie dowiedziała się z tej strony niczego, co mogłoby ją zaniepokoić. Nie dowiedziała się bowiem niczego o żadnej kobiecie – pomijając kobiety z wierszy Rilkego – która miała lub mogła mieć obecnie znaczenie dla niego. To była dla niej cenna i poruszająca informacja!

Gdyby miała jednym słowem scharakteryzować go na podstawie jego własnej strony internetowej, to użyłaby tylko tego jednego: wrażliwość. Drugie, jakie nasuwało się zaraz po wrażliwości, to „smutek". Ta strona była pełna smutku. Smutku i tęsknoty. Nie wiedziała za czym, ale widziała to wszędzie: on za czymś lub za kimś tęsknił.

Перейти на страницу:

Похожие книги