Читаем Rzeźnia numer pięć полностью

Kobieta miała subtelna urodę, była przezroczysta na skutek długotrwałego odżywiania się samymi kartoflami. Mężczyzna miał na sobie garnitur, krawat i wszystko, co należy. Na kartoflach wychudł. Był tego wzrostu co Billy i nosił trójogniskowe okulary w stalowej oprawie. Ludzie ci, tak zaangażowani w sprawy przyrostu naturalnego, sami dzieci nie mieli, choć nie było po temu żadnych przeszkód. Stanowiło to interesujący komentarz do całej sprawy rozmnażania się ludzi.

Znali do spółki dziewięć języków. Zaczęli po polsku, widocznie groteskowy strój Billy’ego kojarzył im się z nieszczęsnymi Polakami, często równie dziwacznie odzianymi w przypadkowo pozbierane części garderoby.

Billy spytał ich po angielsku, czego sobie życzą, a oni natychmiast zbesztali go w tymże języku za stan zwierząt. Kazali mu zejść z wozu i popatrzeć na konie. Kiedy zobaczył, w jakim stanie znajduje się jego środek transportu, rozpłakał się. Po raz pierwszy nad czymś płakał na tej wojnie.

* * *

Później już, jako starszy wiekiem optyk, popłakiwał czasem z cicha na osobności, ale nigdy nie pozwalał sobie na głośne łkania.

Właśnie dlatego motto tej książki stanowi czterowiersz z popularnej kolędy. Billy płakał bardzo rzadko, choć często widywał rzeczy, nad którymi należałoby płakać, i przynajmniej pod tym względem przypominał Chrystusa z kolędy.

— Bydło ryczy, ptactwo gdacze,Dzieciątko się budzi,Ale Jezus nasz nie płaczeAni nie marudzi.

Billy przeniósł się w czasie z powrotem do kliniki w Vermont. Właśnie uprzątnięto po śniadaniu i Rumfoord z pewnym ociąganiem zaczynał traktować Billy’ego jako istotę ludzką. Burkliwie zadał Billy’emu szereg pytań i upewnił się że naprawdę był on w Dreźnie. Spytał wtedy, jak to wyglądało, i Billy opowiedział mu o koniach i o tej starszej parze biwakującej na Księżycu.

Opowieść kończyła się tak: Billy wraz z parą lekarzy wyprzęgli konie, ale te nie chciały się nigdzie ruszyć. Miały zbyt obolałe nogi. I wtedy przyjechali na motocyklach Rosjanie i zabrali wszystkich z wyjątkiem koni.

W dwa dni później Billy został przekazany Amerykanom, którzy odesłali go do kraju powolnym statkiem towarowym pod nazwą „Lukrecja A. Mott”. Lukrecja A. Mott była słynną amerykańską sufrażystką. Nie żyła już. Zdarza się.

* * *

— To było konieczne — powiedział Rumfoord mając na myśli zniszczenie Drezna.

— Wiem — odpowiedział Billy.

— To jest wojna.

— Wiem. Nie skarżę się.

— Tam na ziemi musiało być piekło.

— Było — potwierdził Billy Pilgrim.

— Należy współczuć ludziom, którzy musieli to zrobić.

— Współczuję im.

— Musiał pan mieć mieszane uczucia tam pod bombami.

— Nie ma o czym mówić — powiedział Billy. — Wszystko jest w porządku i każdy robi dokładnie to, co musi. Nauczyłem się tego na Tralfamadorii.

* * *

Nieco później tego samego dnia córka zabrała Billy’ego do domu, położyła go do łóżka i włączyła „Magiczne Palce”. Miał tam też pielęgniarkę. Nie wolno mu było pracować ani wychodzić z domu. Znajdował się pod obserwacją.

Billy jednak wymknął się, korzystając z nieuwagi pielęgniarki, i pojechał samochodem do Nowego Jorku, gdzie miał zamiar wystąpić w telewizji. Chciał powiedzieć światu o tym, czego nauczył się od Tralfamadorczyków.

* * *

Billy Pilgrim zatrzymał się w hotelu „Royalton” na Czterdziestej Czwartej ulicy w Nowym Jorku. Przypadkowo otrzymał pokój, w którym mieszkał niegdyś George Jean Nathan, krytyk i wydawca. Zgodnie z ziemskim pojęciem czasu Nathan zmarł w roku 1958. Zgodnie z tralfamado-riańskim pojęciem czasu Nathan oczywiście żył i żyć będzie zawsze.

Pokój był mały i skromny, ale mieścił się na najwyższym piętrze i miał oszklone drzwi wychodzące na taras tej samej wielkości co pokój. Poza parapetem zaś rozciągała się przestrzeń ponad Czterdziestą Czwartą ulicą. Billy wychylił się z tarasu i spojrzał w dół na wędrujących w tę i z powrotem ludzi. Wyglądali jak małe, podrygujące nożyczki. Było to bardzo śmieszne.

Noc była chłodna, więc po chwili Billy wszedł do pokoju i zamknął drzwi na taras. Przypomniało mu to miesiąc miodowy. W ich miłosnym gniazdku na półwyspie Ann były takie same drzwi, są nadal, będą zawsze.

Billy włączył telewizor i kręcił przełącznikiem kanałów. Szukał programu, w którym pozwolono by mu wystąpić. Było jednak jeszcze za wcześnie na programy, w których ludzie mogliby ujawniać swoje poglądy. O tej porze, parę minut po ósmej, nadawano wyłącznie programy o błazeństwach albo o morderstwach. Zdarza się.

* * *

Billy zamknął swój pokój, zjechał windą na dół, wyszedł na Times Square i zatrzymał się przed wystawą podrzędnej księgarni. Na wystawie leżały setki książek o stosunkach płciowych, zboczeniach i morderstwach, przewodnik po Nowym Jorku i model Posągu Wolności z termometrem. Wśród tego wszystkiego leżały też cztery zakurzone i popstrzone przez muchy powieści przyjaciela Billy’ego, Kilgore’a Trouta.

Перейти на страницу:

Похожие книги

Аччелерандо
Аччелерандо

Сингулярность. Эпоха постгуманизма. Искусственный интеллект превысил возможности человеческого разума. Люди фактически обрели бессмертие, но одновременно биотехнологический прогресс поставил их на грань вымирания. Наноботы копируют себя и развиваются по собственной воле, а контакт с внеземной жизнью неизбежен. Само понятие личности теперь получает совершенно новое значение. В таком мире пытаются выжить разные поколения одного семейного клана. Его основатель когда-то натолкнулся на странный сигнал из далекого космоса и тем самым перевернул всю историю Земли. Его потомки пытаются остановить уничтожение человеческой цивилизации. Ведь что-то разрушает планеты Солнечной системы. Сущность, которая находится за пределами нашего разума и не видит смысла в существовании биологической жизни, какую бы форму та ни приняла.

Чарлз Стросс

Научная Фантастика