Tymczasem na dachu budynku za plecami Billy’ego błyskały świetlne nowości dnia. Słowa odbijały się w szybie wystawowej. Mówiły o władzy, sporcie, gniewie i śmierci. Zdarza się.
Billy wszedł do księgarni.
W środku wisiał napis głoszący, że wstęp na zaplecze mają tylko dorośli. Można tam było, przytknąwszy oko do otworu, zobaczyć na filmie młode kobiety i mężczyzn bez ubrań. Minuta oglądania kosztowała dwadzieścia pięć centów. Sprzedawano tam również fotografie nagich młodych ludzi. Wolno je było zabierać do domu. Fotografie były bardziej tralfamadorskie niż filmy, gdyż człowiek mógł je oglądać, kiedy tylko chciał, a one nie ulegały zmianie. Minie dwadzieścia lat, a te dziewczyny będą nadal młode, uśmiechnięte albo omdlewające z rozkoszy, albo po prostu głupio wytrzeszczone, z rozłożonymi nogami. Niektóre z nich lizały lizaki albo jadły banany i za dwadzieścia lat będą je jadły tak samo. I członki młodych mężczyzn też będą nabrzmiałe, zaś ich bicepsy zawsze będą wypukłe jak kule armatnie.
Billy’ego jednak nie pociągało zaplecze księgarni. Poruszył go widok książek Kilgore’a Trouta na froncie. Nie czytał ich jeszcze, a przynajmniej tak mu się wydawało. Otworzył jedną z nich. Uważał, że ma do tego prawo, gdyż wszyscy klienci w sklepie przeglądali wydawnictwa. Tytuł książki brzmiał
Ci wymyśleni bohaterowie mieli w swoim wybiegu w Zoo wielką na całą ścianę tablicę pokazującą rzekomo aktualne notowania giełdowe i ceny artykułów, dalekopis oraz telefon łączący jakoby bezpośrednio z maklerem na Ziemi. Mieszkańcy Cyrkonu 212 powiedzieli swoim jeńcom, że zainwestowali na Ziemi milion dolarów na ich nazwiska i że tylko od odpowiedniej manipulacji tymi pieniędzmi zależy, czy po powrocie na Ziemię będą bajecznie bogaci.
I telefon, i wielka tablica, i dalekopis były oczywiście fałszywe. Miały spełniać po prostu rolę bodźca, aby Ziemianie żwawiej się ruszali, zabawiając w ten sposób widzów — aby podskakiwali i krzyczeli z radości albo chodzili ponurzy i rwali włosy z głowy, aby byli przerażeni, że stracili wszystko co do grosza, albo też cieszyli się niczym niemowlęta w ramionach matki.
Ziemianie grali początkowo z powodzeniem, co też było oczywiście z góry zaplanowane. Później włączono jeszcze do zabawy religię. Dalekopis przypominał jeńcom, że prezydent Stanów Zjednoczonych zainaugurował Ogólnonarodowy Tydzień Modlitwy i że wszyscy powinni się modlić. Ziemianie mieli poprzednio złą passę na giełdzie — stracili małą fortunę na oliwie jadalnej — wzięli się więc do modlitw z zapałem.
Na skutki nie trzeba było długo czekać. Ceny oliwy poszły w górę.
Inna z wystawionych w witrynie książek Trouta opowiadała o człowieku, który zbudował maszynę czasu, aby móc cofnąć się w przeszłość i zobaczyć Jezusa. Udało mu się zobaczyć Jezusa w wieku dwunastu lat, kiedy uczył się od swego ojca ciesiołki.
Do warsztatu przyszli dwaj rzymscy żołnierze, przynosząc papirus z rysunkiem technicznym urządzenia, które chcieli odebrać przed świtem następnego dnia. Był to krzyż, na którym miano powiesić buntownika.
Jezus z ojcem zbudowali to urządzenie. Byli zadowoleni, że trafiła im się robota. I buntownika powieszono.
Zdarza się.
Księgarnię prowadziły pseudopięcioraczki, pięciu niskich, łysych jegomościów żujących nie zapalone, zaślinione cygara. Byli śmiertelnie poważni i siedzieli każdy na swoim stołku jak kruki na gałęziach. Zarabiali na utrzymanie prowadząc papierowo-celuloidowy burdel. Ich to nie podniecało. Billy’ego Pilgrima również. Czego nie można powiedzieć o pozostałych klientach. Był to śmieszny sklep, wszystko tu miało związek z miłością i robieniem dzieci.
Sprzedawcy co jakiś czas mówili komuś, żeby kupował albo wynosił się ze sklepu, że nie wolno tylko patrzeć i grzebać w towarze. Niektórzy z klientów patrzyli zresztą nie na towar, tylko na siebie nawzajem.
Jeden ze sprzedawców podszedł do Billy’ego i powiedział mu, że na zapleczu są lepsze rzeczy, a książki, które Billy przegląda, to tylko kamuflaż.
— To nie jest to, o co panu chodzi, na litość boską — powiedział. — To, o co panu chodzi, jest tam w głębi.
Billy przeszedł nieco dalej, ale jeszcze nie tam, gdzie zaczynała się część tylko dla dorosłych. Zrobił to z wrodzonej grzeczności i wziął ze sobą książkę Trouta — tę o Jezusie i maszynie czasu.
Bohater książki wyprawił się w czasy biblijne głównie po to, aby sprawdzić, czy Jezus rzeczywiście umarł na krzyżu, czy też żył jeszcze, kiedy go zdjęto, i czy naprawdę zmartwychwstał. Nasz bohater wziął ze sobą stetoskop.