ani konfuzji, ani zażenowania, jedynie myśliwski zapał i przedsmak nadchodzącej, radosnej chwili. Nie wszystko serdecznemu przyjacielowi Glebowi pójdzie jak po maśle. Za to uda się Fandorinowi - być może nie tylko karty umie odgadywać!
W pokoju znajdowała się cała trójka. Kobieta o gładko ulizanych włosach siedziała przy stole, częściowo zwrócona w stronę drzwi, i wykonywała dziwaczne manipulacje: maleńką łyżeczką czerpała ze słoja szarą galaretowatą substancję i bardzo ostrożnie, po kilka kropel, przelewała do wąskiej puszki, podobnej do tych, w których sprzedaje się oliwę albo koncentrat pomidorowy. Obok stały też inne puszki, zarówno wąskie, jak i zwykłe, półfuntowe. Przygotowuje ręczne ładunki wybuchowe -
domyślił się radca stanu i jego radość ciut przygasła. Gerstala trzeba było schować. Nie ma szansy na aresztowania. Wystarczy, żeby kobieta zadrżała, przestraszona albo zaskoczona, i cała oficyna obróci się w ruinę.
Skupiona na pracy bojownika milczała. Rozmawiała tylko pozostała dwójka.
- Chyba zwariowałeś - prychnęła niedbale przyjezdna. - Ta robota w podziemiu doprowadziła cię do najprawdziwszej manii prześladowczej.
Dawniej taki nie byłeś. Jeśli nawet mnie podejrzewasz...
Powiedziała to tak przekonywającym, szczerym tonem, że gdyby Erast Pietrowicz na własne oczy nie widział panny w towarzystwie Pożarskiego, to z pewnością by jej uwierzył. Brunet o kamiennej, jakby wyciosanej toporem twarzy nie był obecny przy spotkaniu na dworcu, mimo to w jego głosie brzmiało niezłomne przekonanie.
- Nie podejrzewam. Wiem. Notatki pani podrzucała. Nie wiedziałem tylko, czy jako sympatyk, czy też jako prowokator. Teraz widzę, że to prowokacja. Mam dwa pytania. Pierwsze: kto? Drugie... - Przywódca terrorystów zawahał się. - Dlaczego, Julio? Dlaczego?... Dobrze. Na drugie może pani nie odpowiadać. Ale na pierwsze - musi. Inaczej panią zabiję. Natychmiast. Jeśli pani powie, wtedy daruję pani życie. Oddam pod sąd partyjny.
Było jasne, że to nie pusta groźba. Erast Pietrowicz otworzył
drzwi trochę szerzej i zobaczył, że współpracownica Pożarskiego z przerażeniem patrzy na sztylet, zaciśnięty w ręce bojowca.
- Ty możesz mnie zabić? - Głos agentki zadrżał żałośnie. - Po tym, co między nami było? Czyżbyś zapomniał?
Kobieta przygotowująca ładunki zabrzęczała czymś szklanym i Erast Pietrowicz, szukając wzrokiem źródła dźwięku, zobaczył, że zagryzła wargi i pobladła.
Grin zaś, na odwrót, pokraśniał, ale jego metaliczny głos nie uległ zmianie.
- Kto? - powtórzył. - Tylko mów prawdę... Nie? W takim...
Mocno złapał piękność lewą ręką za szyję, prawą zaś odchylił dla rozmachu.
- Pożarski - odpowiedziała szybko. - Pożarski, wicedyrektor Departamentu Policji, a teraz oberpolicmajster Moskwy. Nie zabijaj mnie, Grin. Obiecałeś!
Bezwzględny człowiek wydawał się wstrząśnięty jej wyznaniem, ale kindżał schował.
- Dlaczego on? - spytał. - Nie rozumiem. Wczoraj, rozumiem, ale wcześniej?
- Nie mnie o to pytać. - Julia wzruszyła ramionami.
Zrozumiała, że śmierć jej natychmiast nie grozi; uspokoiła się jakoś zbyt szybko i nawet zaczęła poprawiać uczesanie.
- Mnie wasze zabawy w policjantów i złodziei nie interesują. Wy, chłopaczki, potrzebujecie tylko się gonić, ze straszaków strzelać i rzucać bombami. To nie nasze, kobiece, problemy.
- A jakie są wasze problemy? - Grin patrzył na nią ciężkim, nierozumiejącym wzrokiem. - Co w waszym życiu jest najważniejsze?
Wtedy ona się zdziwiła.
- Jak to co? Miłość oczywiście. Nie ma nic ważniejszego. Wy, mężczyźni, jesteście kalekami, skoro tego nie rozumiecie.
- To z miłości? - powiedział powoli najbardziej niebezpieczny rosyjski terrorysta. - Sniegir, Jemiela, pozostali? Z miłości?
Julia zmarszczyła nosek.
- A z jakiego jeszcze powodu? Mój Gleb też jest kaleką, takim jak ty, chociaż nie gra złodzieja, tylko policjanta. O co poprosił, to robiłam. My, kobiety, jeśli kochamy, to całym sercem, i wtedy już na nic się nie oglądamy. Choćby świat miał się rozpaść.
- Zaraz sprawdzę - powiedział nagle Grin i znowu wyjął puginał.
- Ty co?! - zapiszczała współpracownica, odskakując. - Przecież się przyznałam! Co chcesz jeszcze sprawdzać?
- Kogo pani bardziej kocha, jego czy siebie?
Terrorysta postąpił ku niej, a ona przylgnęła do ściany i rozcapierzyła ręce.
- Natychmiast zadzwoni pani do swojego opiekuna i wezwie go tutaj. Samego.
- Nie! - krzyknęła Julia, przesuwając się wzdłuż ściany. - Za nic!
Ścisnęła się plecami w kąt. Grin przybliżył się w milczeniu, trzymając przygotowany nóż.
- Tak - powiedziała słabiutkim głosem. - Tak, tak. Zgadzam się...
Tylko zabierz to.
Grin odwrócił się do siedzącej kobiety, która cały czas równomiernie wykonywała swoją niebezpieczną pracę.
- Igła, sprawdź, jaki jest numer do kancelarii oberpolicmajstra.
Nosząca to dziwne przezwisko - ta sama łączniczka, o której opowiedział Rachmet-Gwidon - odstawiła niedokończoną bombę i wstała.
Erast Pietrowicz naprężył się i przygotował do działania. Niech tylko Igła odejdzie od śmiercionośnego stołu chociaż na dziesięć kroków.