Cišynia. Apošni sviatličok nad dzviaryma patuch, zatoje sviatło miesiaca łunała praz usio atvoryšča. U kutku nasuprać zapiščała dziciatka dy zacichła.
Zvonku tolki dachodziŭ homan pretoryjanaŭ, jakija, adbyŭšy čarodnuju vartu, hulali pad scianoju ŭ scriptae duodecim.
— Och, Marańka, — adazvałasia Lihija. — Chrystus sam maliŭsia Ajcu: «Addali ad mianie heny kielich horyčy», adyž jaje vypiŭ. Chrystus sam pamior na kryžy, a ciapieraka hinuć za Jaho tysiačy, dyk čamu ž mianie adnu mieŭ by aščadzić? Chto ž ja takaja, Mark?
Ja čuła, jak Piotr kazaŭ nie raz, što i jon budzie zamučany, što ž ja značu pierad im? Jak pryjšli pa mianie pretoryjanie, ja bajałasia smierci j pakuty, ale ciapier užo nie bajusia.
Hlań, jakaja strašnaja hetaja viaznica, a ja jdu da nieba. Padumaj, tut cezar, a tam dobry j miłaserny Zbaŭca. Dyj niama smierci. Ty mianie kachaješ, dyk zrazumiej, jakoj ja budu ščaslivaj. O, Maranka darahi, padumaj, to ž i ty tudy pryjdzieš da mianie.
I zamoŭkła, kab krychu adsapcisia chvorymi hrudźmi, pasla pryłažyła da vusnaŭ jahonuju ruku: — Mark… — Čaho, lubaja?
— Nie płač pa mnie i pamiataj, što ty tudy pryjdzieš da mianie. Nie doŭha ja žyła, ale Boh daŭ mnie tvaju dušu. Dyk skažu Chrystu: choć ja pamierła, choć ty zastaŭsia z žalem, adnak nie bluzniŭ suprać voli Jahonaj i lubiš Jaho zaŭsiody. A ty budzieš Jaho lubić i pieražyvieš ciarpliva maju smierć?.. Bo tahdy Jon nas złučyć, a ja kachaju ciabie i chaču być z taboju… Tut nie chapiła joj duchu, i ledź dačuvalnym hołasam dakončyła: — Pryračy mnie heta, Mark!..
Vinić abniaŭ jaje dryžačymi rukami i skazaŭ: — Na tvaju sviatuju hałovańku!.. Pryrakaju!..
Tady ŭ blednym sviatle miesiaca raspramianiłasia jejnaje abličča. Jašče raz pryłažyła da vusnaŭ jahonuju ruku j šapnuła: — Ja tvaja suženka!..
Za scianoju pretoryjanie, hulajučyja ŭ scriptae duodecim, padniali hučnuju sprečku, ale jany zabylisia pra viaznicu, pra vartu, pra ŭvieś sviet i, adčuvajučy ŭzajemna ŭ sabie aniolskija dušy, pačali malicca.
LXI
Praz try dni, a dakładniej, try nočy ničoha nie muciła im supakoju.
Skončyŭšy abydna svaje zaniatki vynosinaŭ miortvych i ciažka chvorych, kali zniamožanaja varta pakłałasia spać na kalidorach, Vinić uvachodziŭ u padziamiełle, dzie była Lihija, i siadzieŭ tam, až pakul nie pačynaŭ zahladać praz vakonnyja kraty zołak. Jana hałubiłasia hałovańkaj da hrudziej jahonych, i hutaryli cichieńka pra kachannie dy pra smierć. Aboje mimachoć u dumkach i hutarkach, nat u žadanniach i nadziejach, štoraz bolej addalalisia ad žyccia i hublali adčuvannie jaho. Aboje vyhladali na ludziej, jakija, adpłyŭšy ad bierahu, nie bačać užo jaho i pavoli zanurajucca ŭ biaskoncasć. Aboje pastupova pierajnakšvalisia ŭ duchaŭ sumnych, raskachanych u sabie samich dy ŭ Chrystusie, hatovych adlacieć. Časam tolki ŭ jahonym sercy zryvaŭsia šče bol, časami blisnuła, moŭ małanka, nadzieja, zrodžanaja kachanniem i vieraj u miłasernasć Ukryžavanaha Boha, ale i jon štodzień adryvaŭsia ad ziamli j paddavaŭsia smierci. Kali ranieńka vychodziŭ z viaznicy, hladzieŭ užo na sviet, na horad, na znajomych dy žycciovyja turboty, by praz son. Usio vydavałasia jamu ačužełym, dalokim, pustym i nikčemnym. Pierastała jaho prajmać žacham nat i pahroza pakutaŭ, bo mieŭ pačuccio, što ich možna pieraciarpieć jak by ŭ zadumie, z vačyma, skiravanymi ŭ niešta inšaje. Abajim zdavałasia, što pačynaje ŭžo imi zavałodvać viečnasć. Hutaryli pra kachannie, pra toje, jak kachacimucca dy razam buduć žyć na tym sviecie, i kali časami dumka ichniaja zviartałasia šče da ziamli, dyk tolki jak ludziej, što rychtujucca ŭ dalokaje padarožža. Achinuła ich takaja cišynia, jakaja atulaje dzvie pustynnyja kalumny, zabytyja ludźmi. Raschodziłasia im užo tolki pra toje, kab Chrystus ich nie razłučaŭ; a kali kožnaja chvilina ŭmacoŭvała ŭ ich tuju peŭnasć, raskachalisia ŭ Im, jak svajim złučycielu, jak u nieskančalnym ščasci j supakoji. Byli jašče na ziamli, a ŭžo apadaŭ z ich pył ziamny. Ichnija dušy stalisia čystymi, by slazinki. Pad pahrozaj smierci, siarod biazdołla i ciarpiennia, na viazničnym biarłahu pačałosia dla ich nieba, bo jana brała jaho za ruku i viała, jak sviataja, da viečnaje krynicy žyccia.
A Piatroni z’umiavaŭsia, bačačy ŭ abliččy Vinicija štoraz bolšy supakoj dy niejki dziŭny blask, jakich nie bačyŭ daŭniej. Inšy raz radziłasia ŭ jahonaj dumcy zdahadka, što Vinić niajnačaj znajšoŭ niejkuju darohu ratunku, i rabiłasia jamu prykra, čamu z hetym pierad im tojicca. Urešcie, nie mohučy vytrymać, začaplaje jaho: — Ciapier ty vyhladaješ niejk inakš, nie tajisia pierada mnoju, chaču i mahčymu tabie dapamahčy: ci ŭpłanavaŭ što?
— Upłanavaŭ, — adkazvaje Vinić, — ale ty nie mahčymieš užo mnie być pomačnym. Pa jejnaj smierci pryznajusia, što ja chryscijanin, i pajdu za joju.
— Dyk nie maješ nadzieji?
— Čamu nie? Maju. Chrystus mnie addasć jaje, i nie rasstanusia ŭžo z joju nikoli.