A jana, nie adnimajučy hałavy ad jahonaha plača, padniała vočy jak by ŭ zadumienni na srebnyja vierchaviny cyprysavyja i adkazała: — Dobra, Mark. Ty pisaŭ mnie pra Sicyliju, dzie i Aŭły maniacca asiesci na starasć… Vinić z radasci nie daŭ dakončyć: — Tak, lubka maja! Našyja haspadarki lažać pa-susiedsku. Čaroŭny heta bierah, dzie klimat, jak miod, a nočy jašče jasniejšyja, čym rymskija, upajajučyja… Tam žyccio j ščascie — heta amal toje samaje.
Dy pačaŭ latucieć pra budučyniu: — Tam možna zabycca pra turboty. Špacyravacimiem u haji, u aliŭnikach, u ciańku. O Lihijka! Što za raskoša kachacca, hałubicca, razam lubavacca moram i niebam, razam addavać šanavannie miłamu Bohu, dabro tvaryć navakoł i spraviadlivasć!
Zmoŭkli aboje, zahledžanyja ŭ budučyniu; jon tuliŭ tolki jaje štoraz macniej da siabie, a na ruce jahonaj mihacieŭ ad miesiaca załaty rycarski piarscionak.
U rabotnickaj ubohaj častcy horadu ŭsie ŭžo spali, panavała cišynia.
— Ty dazvoliš mnie spatykacca z Pamponijaj? — spytała Lihija.
— A niaŭžo ž. Adviedvacimiem ich, zaprašacimiem da nas. Chočaš, dyk zabiarem da siabie Apostała Piatra? Jon pryhnobleny viekam i pracaju. Pavał nas adviedvacimie, naviernie Aŭła Płaŭcyja, i jak vajaki zakładajuć kałoniji ŭ dalokich krajoch, tak my załožym chryscijanskuju kałoniju.
Lihija ŭziała ruku Vinicija i chacieła dalikatna pacałavać, ale jon, šepčučy, jak by bajučysia spałochać ščascie, baraniŭsia: — Nie, Lihija! Nie! Ja ciabie pavinien całavać i vialbić, daj ty mnie ruku.
— Kachaju ciabie.
Jon prycisnuŭ vusny da jejnych biełych, jak jazmin, ruk, i praz chvilinu čuli tolki biccio svajich sercaŭ. U pavietry ni šorachu, cyprysy, moŭ miortvyja, kazaŭ by j jany zatrymali dychannie ŭ hrudziach… Naraz niespadziavanyja raskaty hromu razarvali pavietra. Lihija žachnułasia, Vinić vyprastavaŭsia i supakojvaje: — Heta lvy ŭ vivaryjach rykajuć… I pačali aboje nasłuchoŭvać. Za pieršym raskatam paŭtaryŭsia druhi, trejci, dziesiaty, z usich bakoŭ i kvartałaŭ. U horadzie časami byvała da tysiačy lvoŭ pry roznych arenach, i nie raz, upirajučysia myzami ŭ kletku, takim sposabam ahałošvali svaju tuhu da volnasci j pustyni. Tak tužyli j ciapier, pieraklikajučysia rykam na ceły horad. Niejkaja złaviesnaja j panuraja pahroza tojiłasia ŭ hetym, i Lihija, ad jakoje prahnaŭ jasnuju j spakojnuju vizyju budučyni, słuchała hety ryk z dziŭnym žacham i sumam.
Ale Vinić abniaŭ jaje mocnaju rukoju i paciašaje: — Nie bojsia. Ihryščy blizka, dyk usie vivaryi pierapoŭnieny.
I pajšli aboje ŭ damok Lina pad marš štoraz mahutniejšych rykaŭ lvoŭ.
XL
U Ancyjumie tym časam Piatroni štodnia tryumfavaŭ nad usimi aŭhustyjanami, jakija ŭvichalisia za łaskami cezara. Upłyŭ Tyhelina zmaleŭ zusim. U Rymie, dzie tre było spratvać ludziej, jakija vydavalisia niebiaspiečnymi, abdzirać ich majomasć, rabić palityku, ładzić vidoviščy, zadziŭlajučyja pyšnatoju dy błahim hustam, a ŭrešcie zaspakojvać dzikija prymchi cezara — Tyhelin, sprytny i adčajny, byŭ biezumoŭna patrebien. Ale ŭ Ancyjumie, siarod pałacaŭ, krasujučychsia ŭ ažurach mora, cezar žyŭ žycciom Hełłady. Ad samaha rannia da viečara čytali vieršy, dyskutavali ab ichniaj budovie i strojnasci, zachaplalisia ŭdałymi skazami, cikavilisia muzykaj, teatram, adnym słovam, usim tym, što stvaryŭ i čym upryhožyŭ žyccio hrecki hienij. U takich abstavinach biespryraŭnalna bolš, čym Tyhelin i aŭhustyjanie, adukavany Piatroni — humarysta, vymoŭny, poŭny subtelnaha adčuccia i hustu — musiŭ zdabyć pieravahu. Cezar patrabavaŭ jahonaha tavarystva, cikaviŭsia jahonym pohladam, rajiŭsia padčas tvorstva i pryjazniŭsia žyviej, čym kali jnakš. Asiaroddziu vydavałasia, što ŭpłyŭ jahony asiahnuŭ kančatkovuju pieramohu, što pryjazń miž im i cezaram budzie stałaj, tryvacimie mnohija hady. Tyja nat, što kaliś niedalublivali elehanckaha epikurejca, pačali jaho ciapier akružać i dbać pra jahonyja łaski. Sioj-toj byŭ nat ščyra zadavoleny ŭ dušy, što vierchavodzić čałaviek, jaki sapraŭdy viedaŭ, chto čaho varty, i padchlebnictva ŭčarašnich vorahaŭ pryjmaŭ z usmiecham skieptyčnym, ale ci to praz lanivasć, ci praz vytvornasć nie msciŭsia i mahutnasci svaje nie vykarystoŭvaŭ na čužuju zhubu ci škodu. Byvali momanty, kali zhubić moh i Tyhelina, ale jon voliŭ jaho vysmiejvać jak nievuka j hrubijana. Rymski sienat adpačyvaŭ, bo ŭžo ad paŭtara miesiaca nie było nivodnaha prysudu smierci. I ŭ Ancyjumie, i ŭ Rymie raskazvali, praŭda, dzivosy pra raspusnyja vydumki cezara i jahonaha favaryta, ale kožny voliŭ mieć nad saboju cezara vymudravanaha, čym abydlačanaha ŭ rukach Tyhelina. A Tyhelin z hałavy schodziŭ i chisliva sumniavaŭsia, ci nie zračysia zusim upłyvaŭ, bo cezar nie raz adzyvaŭsia, što ŭ cełym Rymie i miž usimi prydvornymi josć tolki dzvie dušy, jakija razumiejucca, dy dvuch sapraŭdnych helencaŭ: jon i Piatroni.