Przymknęła na chwilę oczy. Wszyscy ucichli. Alex spojrzał kątem oka na Sparrowa. Uczony siedział zupełnie nieruchomo. Patrzył w obrus. Lucy położyła nieświadomym i ładnym ruchem zdrową dłoń na jego dłoni. Drgnął. Alex byłby przysiągł, że w tej chwili zatargały nim wyrzuty sumienia, ale równocześnie wiele by dał za to, żeby nie okazywała mu publicznie serdeczności w ten sposób. „Boże, jak musi mu być głupio...” pomyślał i prędko zwrócił oczy ku Sarze, która zaczęła mówić.
Patrzył na nią i nie wierzył własnym oczom. To nie mówiła Sara Drummond, ale ktoś zupełnie inny: dojrzała kobieta, oddychająca jeszcze nierówno po wysiłku i podnieceniu, które niosła ze sobą zbrodnia. Dumna, trochę wzgardliwa, trochę niepewna tego, co przyniesie następna chwila. Ale królowa, pani wielu poddanych, pragnąca mówić spokojnie, lecz zmusić ich do posłuszeństwa i nie dać się wylęgnąć myśli o buncie i karze. A nie zmieniło się w jej twarzy nic, nie miała żadnej charakteryzacji, ton głosu był ten sam i oczy te same. Ale cała postać była inna. To była właśnie Klitajmestra!
— Mój Boże! — powiedział cicho Hastings.
— Prawda, co za obrzydliwa niewiasta? — powiedziała Sara i wybuchnęła śmiechem. — Nalej mi trochę wina, Ianie, bo mi zaschło w gardle. Nie powinno się recytować po zjedzeniu ostrych przypraw.
Nastrój pękł i Alex wdzięczny był Sarze, że nie pozwoliła im przeciągnąć ani o chwilę pełnego podziwu milczenia. Tak mogła postąpić tylko naprawdę wielka aktorka. Nie czekając, aż ktoś powie coś o tym, co się przed chwilą stało, zapytała:
— Jak twoja ręka, Lucy? Przypomniało mi się, że jest pięć: pięć i równowaga. Przecież wygrałaś tę ostatnią piłkę.
— Poczekaj... — Lucy uniosła zdrową dłoń do czoła. — Poczułam, że jestem nagle głupim dzieckiem — powiedziała trochę bezradnie. — Wiedziałam zawsze, że jesteś wielką aktorką, ale żeby przy kolacji, na żądanie, móc w ciągu ułamka sekundy... Nie, my wszyscy z naszymi zdolnościami jesteśmy tylko dziećmi wobec ciebie. Jesteś genialna... Pierwszy raz to komuś mówię... Dopiero w tej chwili zrozumiałam, co to jest prawdziwy geniusz. Kiedy teraz patrzę na ciebie, nie wiem sama, czy to, co widzę, jest prawdą, czy możesz dowolnie się zmieniać i być, kim chcesz i kiedy zechcesz! — Urwała. — Przepraszam — powiedziała cicho. — Rzadko się przejmuję, ale...
W tej chwili w drzwiach stanęła Kate.
— Telefon z Londynu do pana Davisa — powiedziała półgłosem, zbliżając się do niego.
Filip Davis nie usłyszał w pierwszej chwili. Siedział nieruchomo, wpatrzony w... Lucy Sparrow. Potem słowa pokojówki doszły widocznie do jego świadomości, bo zerwał się, wybąkał przeproszenie i wyszedł.
— Cieszę się, że nasze sztuczki spodobały się szlachetnym państwu! Dziękujemy grzecznie i kłaniamy się nisko! — wymamrotała Sara głosem starej żebraczki z tak łudzącym londyńskim akcentem, że wszyscy się roześmieli. — O czym to mówiliśmy? O twojej ręce, Lucy.
— Już mi trochę lepiej, chociaż jeszcze boli. Ale wierzę, że jutro już będę mogła nią poruszać. Wymasujesz mi ją na noc, dobrze, kochanie? — zwróciła się do męża.
— Oczywiście. — Sparrow pochylił głowę i znowu przez dłuższą chwilę obserwował obrus.
„Co za obrazy! — myślał Alex. — Co to za wymarzone obrazy do mojej książki: ona, deklamująca na żądanie swojego męża i w obecności kochanka monolog kobiety, która zabiła męża, żeby móc żyć z kochankiem! A ta druga, biedaczka, chwali ją i podziwia w swojej ogromnej nieświadomości! Cóż to za diabelska zabawa: życie!”