Читаем Hyperion полностью

Tego samego wieczoru, na orbicie wokół Qom-Rijadu, Tajemnica odwiedziła Kassada po raz pierwszy od czasów, kiedy był słuchaczem Szkoły Dowodzenia. Spał wtedy, ale odwiedziny okazały się znacznie bardziej realne niż sen, a jednocześnie dużo mniej rzeczywiste od spotkań w fantomatycznych rzeczywistościach generowanych przez symulator Szkoły. Przykryci cienkim kocem, leżeli w jakimś domu o rozwalonym dachu. Skóra kobiety była ciepła i jakby naelektryzowana, twarz zaś stanowiła jedynie blady owal, ledwo widoczny w ciemności. Nad ich głowami gwiazdy właśnie poczęły blednąć, przygotowując się na nadejście świtu. Kassad nagle uświadomił sobie, że kobieta usiłuje coś mu powiedzieć: jej pełne wargi wypowiadały słowa, których on jednak nie mógł usłyszeć. Odsunął się na chwilę, aby lepiej ogarnąć ją wzrokiem, a wtedy zupełnie utracił kontakt i obudził się w bezgrawitacyjnej uprzęży, z policzkami mokrymi od łez. Szum różnych urządzeń pracujących na statku wydał mu się równie obcy jak pomruk jakiejś tajemniczej, uśpionej bestii.

Dziewięć tygodni czasu pokładowego później Kassad stanął przed sądem wojennym Armii na Freeholmie. Podejmując decyzję na Qom-Rijadzie, zdawał sobie doskonale sprawę z tego, że jego przełożeni będą mieli do wyboru tylko dwa wyjścia.

Ukrzyżować go albo awansować.

Armia chełpiła się tym, że jest przygotowana na wszelkie niespodzianki zarówno w Sieci, jak i w koloniach; nic jednak nie mogło jej odpowiednio przygotować do bitwy o Południową Bressię i do pogodzenia się z wpływem, jaki wydarzenie to wywarło na Nowy Bushido.

Nowy Kodeks Bushido, który rządził życiem pułkownika Kassada, powstał po to, aby umożliwić przetrwanie wojskowym. Po ohydzie końca dwudziestego i początku dwudziestego pierwszego wieku, kiedy to najwyżsi dowódcy podporządkowywali całe narody wymyślonym przez siebie planom strategicznym, w których cywile mieli stanowić główny cel, ich umundurowani kaci zaś siedzieli wygodnie w komfortowych bunkrach ukrytych pięćdziesiąt metrów pod ziemią, odraza i oburzenie tychże cywilów były tak wielkie, że przez ponad sto lat samo słowo “wojsko” stanowiło zaproszenie do linczu.

W Nowym Bushido połączone zostały odwieczne pojęcia honoru i osobistej odwagi z dążeniem do oszczędzania cywilów wszędzie tam, gdzie tylko jest to możliwe. Twórcy Kodeksu uznali także mądrość jeszcze przednapoleońskiej koncepcji małych, “nietotalnych” wojen o ściśle określonych celach i środkach. Kodeks nakazywał ograniczenie użycia broni nuklearnej i zmasowanych bombardowań do niezbędnego minimum oraz domagał się powrotu do wywodzącego się jeszcze ze średniowiecza pomysłu, aby w z góry ustalonym miejscu i czasie rozgrywać jedynie niewielkie bitwy między wojskami złożonymi z zawodowych żołnierzy, co pozwala na znaczne zredukowanie szkód w mieniu publicznym i prywatnym.

Kodeks sprawdzał się bez zarzutu przez pierwsze cztery stulecia ekspansji, jaka nastąpiła po hegirze. Fakt, że niemal przez cały ten okres technologie militarne właściwie się nie rozwijały, okazał się bardzo korzystny dla Hegemonii, która kontrolowała wszystkie transmitery materii; pozwalało jej to przerzucać szczupłe siły Armii tam, gdzie akurat były potrzebne. Mimo niemożliwego do uniknięcia długu czasowego żadna kolonia ani niezależna planeta nie mogła liczyć na to, że uda jej się po cichu urosnąć w siłę. Naturalnie zdarzały się odosobnione próby buntu, takie jak rebelia na Maui-Przymierzu – jedyna w swoim rodzaju ze względu na prowadzoną tam na szeroką skalę wojnę partyzancką – czy religijne szaleństwo na Qom-Rijadzie, lecz za każdym razem ogień gaszono przy użyciu najbardziej skutecznych środków, a nieliczne, godne pożałowania incydenty, jakie zdarzały się podczas tych kampanii, tylko podkreślały konieczność ścisłego przestrzegania Nowego Kodeksu Bushido. Jednak pomimo całej operatywności i świetnego wyszkolenia Armii, nikt nie był w stanie odpowiednio przygotować się do nieuniknionej konfrontacji z Intruzami.

Od czterech wieków – to znaczy od chwili, kiedy ich przodkowie opuścili Układ Słoneczny w przeciekających miastach O’Neilla, połatanych byle jak asteroidach i eksperymentalnych skupiskach mieszkalnych komet – barbarzyńscy Intruzi stanowili jedyne zewnętrzne zagrożenie dla Hegemonii. Nawet po tym, jak zdobyli napęd Hawkinga, Hegemonia oficjalnie ignorowała ich istnienie, pod warunkiem że trzymali się z dala od zamieszkanych systemów słonecznych, ograniczając się do pobierania niewielkich ilości wodoru z gazowych olbrzymów i lodu z bezludnych księżyców.

Перейти на страницу:

Похожие книги